– Pomożesz mi?
– Przecież powiedziałem, że pomogę ci przez to przebrnąć. Mówiłem serio.
Zjawiłem się w Bomboi na spotkanie z Julią Bishop dwadzieścia minut przed czasem. W restauracji było niespodziewanie dużo ludzi jak na porę lunchu, ale ponieważ należałem do stałych bywalców, K. C. Hidalgo, jeden z właścicieli lokalu, zaproponował mi miejsce tam gdzie zwykle, czyli przy oknie. Powiedziałem mu jednak, że dziś wolałbym stolik w głębi sali, a na osobę, z którą się umówiłem, poczekam przy barze.
Przyjrzał mi się z troską w oczach.
– Przy barze? To coś nowego.
Tyle razy jadłem tu obiad sam, że w dwuminutowych odcinkach zdążyłem opowiedzieć K. Cemu całe swoje życie. Hidalgo był szczupłym Salwadorczykiem pod czterdziestkę, miał rzeźbione rysy twarzy i uśmiech, który zapewniłby jego restauracji klientelę, nawet gdyby podawano w niej przeciętne jedzenie. Lecz Bomboa szczyciła się najlepszą kuchnią w Bostonie i K. C. dorobił się majątku. Przygładził teraz ręką czarne włosy i powiedział:
– Myślałem, że bar to dla ciebie teren zakazany. Mam powiedzieć: „Lekarzu, lecz się sam”?
– Wypiję to co zwykle – odparłem. – Kawę.
– A zatem czuj się jak u siebie w domu. – Podprowadził mnie do baru i skinął na barmana. – Kawa dla doktora – zadysponował.
– Dzięki za troskę.
– Ktoś inny powinien się o ciebie zatroszczyć, przez dwadzieścia cztery godziny na dobę i siedem dni w tygodniu, chłopie. Ktoś dużo ładniejszy niż ja. – Klepnął mnie w plecy. – Bo nie oszukujmy się, jak dotąd zbytnio o siebie nie dbałeś. – Posłał mi ten swój uśmiech i wrócił na stanowisko przy drzwiach.
Bar miał około dwudziestu pięciu stóp długości i był zastawiony wszelkimi możliwymi trunkami. W lustrze widziałem swoje odbicie obramowane butelkami dżinu, szkockiej i wódki. Nie podobał mi się ten widok. Mimo to, gdy barman podawał mi kawę, poprosiłem go po cichu o kieliszek sambuki.
Nie doczekałem się jednak. Barman najpierw zniknął w kuchni na kilka minut, a gdy wrócił, zaczął czyścić zlew. Zastanawiałem się, czy mnie w ogóle usłyszał. Nie chciałem jednak przywoływać go otwarcie, toteż siedziałem cicho.
Dopijałem kawę, kiedy zobaczyłem w lustrze Julię Bishop. Serce zaczęło mi walić jak uczniakowi. Była w cienkim kaszmirowym swetrze opadającym z jednego ramienia i obcisłych czarnych biodrówkach z lekko rozszerzanymi nogawkami. Czarne sandały na trzycalowych obcasach sprawiały, że wydawała się wyższa niż wtedy, gdy widziałem ją poprzednio. Wyglądała, jakby zeszła wprost z okładki „Vogue’a”. Rozejrzałem się po sali i zauważyłem, że wszyscy się za nią oglądają, łącznie z K. C.
Podeszła do mnie.
– Dziękuję, że zgodził się pan ze mną zobaczyć.
– Nie ma sprawy i proszę, mów mi po imieniu – odparłem. Znów, jak podczas naszego pierwszego spotkania, doświadczyłem wpływu tej lazurowej mgiełki. W ogóle obecność Julii była tak absorbująca, że czułem się, jakbym stracił kontakt z własnym ciałem, a moje słowa docierały do mnie jak echo.
– Nie wiem, czy przespałam dziesięć godzin od śmierci Brooke… A teraz to zniknięcie Billy’ego. – Zacisnęła usta, jakby się powstrzymywała od płaczu.
Zapach jej perfum zakręcił mi w głowie bardziej niż sambuka.
– Usiądźmy przy stoliku i porozmawiajmy.
Julia zamówiła tylko gazowaną wodę mineralną. Powiedziała, że nie ma apetytu, co było zrozumiałe w jej sytuacji. Mimo to zaniepokoiłem się, gdyż brak apetytu i bezsenność mogły świadczyć, że znowu popada w depresję. Zamówiłem kilka przystawek ze względu na kelnera.
– Gdy zjawiłeś się u nas w domu, nie mogłam swobodnie rozmawiać – zaczęła – a powinnam ci była powiedzieć dużo więcej na temat Billy’ego. Myślę, że część z tego może mieć zasadnicze znaczenie dla przebiegu procesu. Ktoś powinien uświadomić sędziemu, przez co ten chłopak przeszedł.
– Będę ci wdzięczny za wszelkie informacje.
– Zapewne mój mąż opowiedział ci, co Billy przeżył w Rosji.
Nie podobało mi się to, jak wymówiła słowa „mój mąż”.
– Owszem. Wspomniał w rozmowie ze mną i kapitanem Andersonem, że Billy był świadkiem morderstwa swoich rodziców, a potem dostał w kość w sierocińcu.
Miałem wrażenie, że trudno jej mówić o tym, z czym tu przyszła.
– Wątpię jednak, by powiedział, ile Billy wycierpiał już po przybyciu do Stanów.
– O tym nie napomknął.
Z wysiłkiem przełknęła ślinę.
– Darwin jest inny, niż się wydaje. Bardzo inteligentny i jeśli chce, niezwykle czarujący. Ale jest również bardzo powściągliwy i potrafi być okrutny.
Postanowiłem nie mówić Julii, że wiem o ranach na plecach Billy’ego. Chciałem usłyszeć z jej ust, czy uważa, że Bishop jest zdolny do rękoczynów.
– Okrutny? W jakim sensie?
– Jest niezwykle wymagający dla chłopców. Chce, żeby byli perfekcyjni – w szkole, sporcie i domu. Oczekuje od nich dumy i pewności siebie, wszystko inne uważa za oznakę słabości. – Potrząsnęła głową. – Mój syn, Garret, bierze dziś udział w turnieju tenisowym, chociaż wcale tego nie chce. Prosił ojca, żeby pozwolił mu się wycofać. Nie może dojść do siebie po śmierci Brooke i martwi się, że Billy uciekł ze szpitala. Ale Win nie chciał o tym słyszeć.
– Garret nie mógłby mu się przeciwstawić?
– Wykluczone. Tym się różni od Billy’ego. Bałby się narazić na gniew Darwina.
– Powiedz mi, proszę, jak się objawia jego gniew.
Julia spuściła wzrok.
– Zadzwoniłam do ciebie, bo wyczułam, że jesteś kimś niezwykłym, Frank. Mimo to niełatwo mi mówić o tych sprawach.
– Nic nie może mną wstrząsnąć.
Spojrzała mi głęboko w oczy – we mnie.
– Jak to?
– Widziałem w życiu ludzi z ich najpodlejszej strony, robiących naprawdę okropne rzeczy. – Opowiadając jej o swoim bólu, czułem, jakbym go jej oddawał, a sam się od niego uwalniał.
Kiwnęła głową i nie spuszczając ze mnie wzroku, postawą i wyrazem twarzy zdawała się mnie zachęcać, żebym otworzył się przed nią.
– Kilka lat temu zrezygnowałem z psychiatrii sądowej. Nie mogłem już tego wytrzymać. – Na tym poprzestałem, ale Julia sprawiała wrażenie, że mnie rozumie.
Wzięła głęboki oddech.
– Zawsze wierzyłam, że niektórzy ludzie pojawiają się w naszym życiu, bo ich potrzebujemy.
– Też w to wierzę – odparłem. Nasze spojrzenia się spotkały i wtedy zrozumiałem, dlaczego modelki tyle zarabiają. Jej świetliste oczy dawały nadzieję, że widzą w nas to, co najlepsze, i pomogą nam też to zobaczyć. Pod wpływem tego spojrzenia zapragnąłem być silny.
– Rzecz w tym, że chłopcy i ja od lat żyjemy w strachu przed Darwinem. Ni z tego, ni z owego zaczyna się awanturować i uciekać do przemocy. Kiedyś zdarzało się to wtedy, gdy był pijany, więc uważałam, że przyczyną jest alkohol. Ale kiedy przestał pić, zaczęło być jeszcze gorzej.
– Uderzył cię? – zapytałem. Czułem, że zaciskam szczęki i że przyspiesza mi tętno. Wiedziałem, że pewne moje reakcje wynikają z tego, że musiałem patrzeć, jak ojciec bije matkę, jednak nie byłem pewien które. I nie potrafiłem nad nimi zapanować.
Na twarzy Julii odbiło się zażenowanie.
– Powiedzmy, że często robiłam użytek z ciemnych okularów. Miałam co zakrywać przez te wszystkie lata.
– Czy bił również chłopców?
Jej twarz wyrażała teraz zatroskanie.
– To moja wina. Dawno powinnam była od niego odejść i zabrać dzieci.
Читать дальше