– Czy sprzeciwiałaś się adopcji Billy’ego?
– Miałam wątpliwości co do motywów Wina.
– Dlaczego?
– Win doprowadził do ruiny ojca Billy’ego. Obaj byli właścicielami konkurujących ze sobą firm wydobywczych. W tamtych czasach ludzie się nie patyczkowali. Win niemal wszystko stracił, ale w końcu jak zwykle wygrał. Jakieś pięć miesięcy później ktoś zamordował rodziców Billy’ego. Myślę, że Win chciał odegrać Gandhiego, adoptując syna rywala.
Byłem zdumiony tym wyjaśnieniem, zwłaszcza że Bishop nic o tym nie wspomniał. Czyżby milczał ze skromności?
– Postawa godna podziwu – zaryzykowałem.
– Może się taka wydawać, ale jestem niemal pewna, że zrobił to na użytek swoich rosyjskich partnerów w interesach. Udawał troskę, żeby im zaimponować. Nigdy nie okazał Billy’emu ani trochę miłości.
Mogłem jej opowiedzieć jeszcze więcej na temat prawdziwej natury Darwina Bishopa, łącznie z tym, co wiedziałem o jego romansie z Claire Buckley. Ale to nie był właściwy moment. Poza tym nie byłem do końca pewny, czy w ogóle powinienem o tym wspominać.
– Mówię o tym, bo zastanawiam się, czy dla bezpieczeństwa Tess nie powinnaś wywieźć jej z domu. Do swoich rodziców albo jakichś przyjaciół.
– Wątpię, czy mogłabym to zrobić – oświadczyła śmiertelnie poważnie.
– Dlaczego?
– Darwin nigdy by się na to nie zgodził.
Słowa te świadczyły wymownie o tym, jaką psychiczną władzę Bishop ma nad żoną.
– Możesz to zrobić bez jego zgody. Masz prawo…
– Prawo niewiele znaczy, gdy się ma do czynienia z kimś takim jak on.
– Jak to?
– Gdy kilka razy poruszyłam kwestię separacji, dał mi jasno do zrozumienia, że nigdy się na to nie zgodzi.
– Nie miałby nic do gadania.
Julia uśmiechnęła się pobłażliwie, jakbym był dzieckiem, które nie zna świata. Potem znowu spochmurniała.
– Ktoś taki jak Darwin Bishop ma większe możliwości niż inni ludzie. Tłum prawników składałby niezliczone wnioski o przyznanie mu opieki nad dziećmi, w mediach rozpoczęłaby się kampania mającą na celu zrujnowanie mi reputacji i wpłynięcie na decyzje sędziów, Garret i Tess byliby wożeni po krajach, w których Darwin prowadzi interesy. Byłby nawet gotów zapłacić Claire, żeby z nim pojechała. W ostateczności mógłby nie wrócić do kraju.
– A Claire zgodziłaby się z nim zostać? – zapytałem, zastanawiając się, czy Julia dobrowolnie wspomni, że podejrzewa męża o romans z nianią.
– Każdy ma swoją cenę, Frank. Claire nie gardzi pieniędzmi. Wręcz przeciwnie, bardzo jej imponują.
Julia najwyraźniej nie miała co do niej złudzeń. Ale po jej reakcji trudno się było zorientować, jak dużo wie na temat zachowania Claire Buckley. Nie chciałem jednak na nią naciskać.
– Czyli sądzisz, że Darwin zrobi wszystko, co w jego mocy, by nie dać ci rozwodu.
– Albo postara się, żebym zniknęła.
– Twierdzisz…
– Twierdzę, że nie mam odwagi, by się o tym przekonać, Frank. Przynajmniej dotąd nie miałam. Przez tyle lat nie zdobyłam się na to, żeby od niego odejść.
– Może teraz nadszedł na to czas.
– Kto wie? Niewykluczone, że właśnie dlatego do ciebie zadzwoniłam. Przy tobie czuję, że mogłabym się na to zdobyć.
Myśl, że jestem dla kobiety kołem ratunkowym, podziałała na mnie jak narkotyk.
– Możesz to zrobić. Musisz tylko w to uwierzyć.
Pokiwała głową i spojrzała na mnie z zainteresowaniem.
– Naprawdę myślisz, że Tess może grozić niebezpieczeństwo? Że Darwin byłyby zdolny zabić? Własną córkę? Krew z krwi, kość z kości?
Nigdy wcześniej nikt nie zadał mi tak bezpośredniego pytania. Przez kilka sekund namyślałem się nad odpowiedzią. Zastanawiałem się nad tym, co mi powiedziała o Bishopie – że chce być panem siebie i nie toleruje związków uczuciowych. Myślałem o tych zakamarkach jego duszy, do których nie chciał zaglądać.
– Tak – odparłem. – Myślę, że tak.
Julia nie odrywała ode mnie wzroku. Chyba niewiele brakowało, żeby zgodziła się wywieźć Tess w bezpieczniejsze miejsce. Ale po chwili opuściła oczy – może poczuła ciężar świadomości, że przez tyle lat naginała się do woli Darwina Bishopa.
– Muszę to przemyśleć.
– Ale nie zwlekaj za długo – powiedziałem. Żeby nie było zbyt późno, pomyślałem.
Spojrzała na mnie z nadzieją.
– Przyjedziesz na… – zaczęła, ale zakrztusiła się i umilkła. Odczekała kilka sekund, wzięła głęboki oddech. – Przyjedziesz jutro na pogrzeb Brooke? Odbędzie się na wyspie w kościele Najświętszej Marii Panny przy Federal Street. O piątej po południu. – Ponownie zrobiła przerwę. – Darwin chce, żeby msza zakończyła się wraz z zachodem słońca.
Przyszedł mi do głowy inny powód, dla którego Bishop chciał, żeby pogrzeb odbył się po południu: o wpół do piątej zamykają giełdę.
– Przyjechałbym, ale nie wiem, jak zareaguje na to Darwin, wziąwszy pod uwagę toczące się dochodzenie.
– Chcę, żebyś przyjechał, potrzebuję cię, niezależnie od tego, czy się to spodoba Winowi, czy nie.
– W takim razie przyjadę.
– Dziękuję – szepnęła.
Powiedziałem, że odprowadzę ją do samochodu. Przepuściłem Julię przodem i ruszyliśmy do wyjścia. Gdy mijałem Hidalga, złapał mnie za ramię. Zatrzymałem się.
– Cudowna babka – rzucił. – Wyglądacie razem wspaniale. – Mrugnął do Julii, która zatrzymała się przy drzwiach.
– Nie należy mieszać interesów z przyjemnością. – Powiedziałem tak częściowo dlatego, żeby przypomnieć o tym sobie. – To najlepsza droga do katastrofy.
– Ale ile sprawia frajdy – zauważył Hidalgo.
K. C. mieszkał z kierowniczką nocnej zmiany swojego lokalu, oszałamiającą dziewczyną o imieniu Yvette.
– Przekonam się, gdy do tego dojdzie. Pozdrów ode mnie Yvette.
– Dzięki. – Zawiesił głos. – A, jeszcze jedno, mistrzu. – Nachylił mi się do ucha. – W sprawie tej sambuki. Uprzedziłem wcześniej Stevie’ego, żeby nie podawał ci żadnego alkoholu. Spróbuj jeszcze raz ukradkiem przymawiać się o drinka w moim lokalu, a zamknę cię, kurwa, w piwnicy i nie wypuszczę, dopóki nie otrzeźwiejesz.
Zmusiłem się do uśmiechu.
– Mówię serio – dodał.
– Fajny z ciebie kumpel, K. C.
– Weź się w garść, dobra?
– Jasne. Wezmę. Zaufaj mi.
– Akurat – odrzekł. Ton jego głosu świadczył, że nie uwierzył mi ani na jotę. – Ale jak będziesz potrzebował pomocy, wiesz, gdzie mnie znaleźć.
Dogoniłem Julię i wyszliśmy razem.
– Zaparkowałam na parkingu przy Dartmouth Street – oznajmiła, gdy znaleźliśmy się na ulicy. Ruszyliśmy Stanhope, kierując się w stronę Dartmouth, ale po kilku krokach Julia się zatrzymała. – Pójdę sama – powiedziała.
– Z przyjemnością się przespaceruję.
Spojrzała na drugą stronę ulicy.
– To nie najlepszy pomysł.
Popatrzyłem tam gdzie ona i zobaczyłem białego range rovera z przyciemnionymi szybami. Domyśliłem się, że to jeden z wozów Darwina Bishopa. Poczułem przypływ adrenaliny.
– Kazał cię śledzić? – zapytałem.
– Mało prawdopodobne. Raczej ciebie. – Wyciągnęła rękę. – Pożegnajmy się i niech to wygląda oficjalnie, dobrze?
Przytrzymałem wyciągniętą dłoń. W oczach Julii zobaczyłem mieszaninę łagodności i strachu.
– Do jutra – powiedziałem i puściłem jej rękę.
Kiwnęła niepewnie głową, odwróciła się i ruszyła w kierunku parkingu.
Przeszedłem na drugą stronę ulicy i zbliżyłem się do range rovera. Nic nie mogłem zobaczyć przez szybę, toteż zapukałem w okno od strony kierowcy. Szybę opuszczono. Za kierownicą siedział nie ogolony mężczyzna po trzydziestce. Miał grubą szyję i choć był w luźnej jedwabnej koszuli, widać było, że ma potężny tors.
Читать дальше