– Oczywiście. Nadzieja to podstawa.
Podwójna amnezja, zamek w Bawarii, łagodny ekscentryk, który chciał mieć dwie złotowłose córki, ale nigdy, przenigdy by ich nie skrzywdził.
– Nie – powiedziała Miriam.
Chet spiął się, jakby chciał interweniować. Czyżby śledczy wreszcie coś wyśledził? Czy wiedział, że Dave odruchowo, właśnie w tej chwili, zapragnął spoliczkować żonę? Nie pierwszy raz w ciągu ostatniego roku Bethany musiał walczyć z tym impulsem. Reporterzy też zdawali się zaszokowani, tak jakby Miriam złamała niepisane reguły dotyczące zrozpaczonych rodziców.
– Proszę wybaczyć mojej żonie – odezwał się Dave. – Jest bardzo wrażliwa, a to taki ciężki okres.
– Nie jestem marudnym dzieckiem – zareagowała gwałtownie Miriam. – I nie jestem dzisiaj bardziej wrażliwa, niż byłam wczoraj albo będę jutro. Bardzo bym się chciała mylić. Ale jeśli w tym momencie nie zaakceptuję prawdopodobieństwa ich śmierci, to jak mam żyć? Jak dam sobie radę?
Dave zauważył, że podczas tego wybuchu dziennikarze nie robili notatek. Instynktownie chronili Miriam, tak jak wszyscy. Przyjęli, że ten jej niefortunny komentarz wynikł z rozpaczy. Reporterów uważano za cyników i może nawet tacy byli, kiedy chodziło o afery polityczne i spiski. Ale z tego, co widział Dave, stanowili grupę najbardziej naiwnych i optymistycznych ludzi, jakich kiedykolwiek spotkał.
– Przykro mi – powiedział i nawet on nie wiedział, dlaczego się teraz usprawiedliwia.
Po tym zrywie Miriam też pokiwała głową i skuliła ramiona, tak jakby czekała, żeby Dave ją objął.
– To trudne – odezwała się. – Ciężko pozostawać otwartym na nadzieję, chociaż potrzebuje się żałoby. Cokolwiek zrobię albo powiem, czuję się, jakbym zdradzała córki. My po prostu chcemy wiedzieć.
– Czy w ciągu całego dnia jest choć chwila, kiedy państwo o tym nie myślą? – zapytała reporterka „Lighta”.
To pytanie sprawiło, że Dave stracił rezon, po części dlatego, że stanowiło pewną nowość. Jak dajecie sobie radę? To wiedział. Ale czy w ogóle kiedykolwiek przestał myśleć o dziewczynkach? Podchodząc do sprawy racjonalnie, musiały być takie chwile „zapomnienia”, ale nie potrafił ich odnaleźć teraz, kiedy się starał. Gdy przygotowywał się do kolacji, wciąż przypominał sobie, co dziewczynki lubiły, a czego nie. „Znowu mięso?” Kiedy zatrzymywał się na czerwonym świetle, na nowo przeżywał rozmowy, jakie kiedyś prowadzili o pobliskim zakładzie ubezpieczeń społecznych, dlaczego jest tam tylu pracowników, codziennie korkujących ulice około czwartej po południu. „Oni dadzą nam pieniądze, jak będziemy starzy? Fajnie!” Gdyby zaczął myśleć o tym, jak mocno nienawidzi Jeffa Baumgartena, jak bardzo chce poczekać na niego pod domem w Pikesville i przejechać go volkswagenem, gdy facet tylko wyjdzie za próg, żeby zabrać poranną gazetę z podjazdu – to wtedy w sumie też myślałby o dziewczynkach, prawda? Kiedy otwierał skrzynkę pocztową i znajdował w niej swój egzemplarz magazynu „New York”, to widział na ostatniej stronie reklamę rumu Ronrico i przypominał sobie, jak Heather była nią zafascynowana, zaś Sunny chichotała z codziennych słownych gierek. Każda rzecz na świecie – zawalony teraz domek, który kiedyś dziewczynki skleciły na podwórzu, połyskliwa zieleń puszki piwa Genesee w rynsztoku, niebieski szlafrok kąpielowy Miriam – wszystko wiodło jego myśli ku córkom. Podobno taka intensywność uczuć nie trwa wiecznie, ból maleje, jednak on chciał, by to trwało i trwało. Jego tępa furia była jak lampa zapalona w oknie, aby wskazać Sunny i Heather drogę do domu.
Nawet teraz myśli kłębiły mu się w głowie, co przeczyło całej idei Agnihotry. Próbował delikatnie poruszyć ten problem w rozmowach z innymi osobami podążającymi Pięciokrotną Ścieżką. Oczywiście, Estelle Turner dawno już umarła, a Herb po jej śmierci wywędrował do północnej Kalifornii, twierdząc, że musi przeciąć wszystkie więzi, aby móc żyć dalej. Dave wypytywał go o dziewczynki, ale on zdawał się trochę niechętny wspominaniu swojego dawnego życia w Baltimore i tak kierował rozmową, że w końcu stawała się rozmową o nim samym, o jego różnych rozczarowaniach i stratach.
– Stary, ja po prostu nie umiem znaleźć drogi – powtarzał bezustannie. Potem wszystko dla Herba stało się abstrakcją, oprócz Estelle. Nawet śmierć własnej córki potraktował tylko jako rodzaj duchowego sprawdzianu, część tej jego cholernej podróży.
W Baltimore mieszkali jednak inni, którzy szli Pięciokrotną Ścieżką, i oni byli dla Dave’a wyjątkowo mili w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy, dając to, co Miriam ironicznie nazywała niekończącą się dostawą sojowych zapiekanek. Ale nawet ci przyjaciele wydawali się zakłopotani, kiedy starał się zasugerować, że ten ich wspólny system wierzeń może nie wystarczyć, aby pomóc mu przez to wszystko przejść. Co się takiego dzieje, że nie potrafi oczyścić umysłu do codziennych medytacji? Czy powinien ich zaprzestać, dopóki nie osiągnie odpowiedniego stopnia koncentracji? A może starać się nadal o wschodzie i zachodzie słońca oczyścić myśli i przyjąć to, co jest teraz? Oto właśnie kończył kolejny bezowocny rytuał o zachodzie słońca – nie udało mu się odnaleźć ani spokoju, ani zadowolenia. Zamiast tego zaczynał dostrzegać w Agnihotrze to, co zawsze zauważała w niej Miriam – zapach gówna i tłusty dym osiadający na ścianach gabinetu.
Ogień zgasł. Dave zebrał popioły, których używał jako nawozu, ruszył z powrotem do kuchni, nalał sobie kieliszek wina i szklaneczkę whisky dla Cheta. Po chwili dał też kieliszek wina Miriam.
– Naprawdę Chet, czy był jakiś postęp? Możesz spojrzeć wstecz na zeszły rok i powiedzieć, że czegoś się dowiedzieliśmy? – Pomyślał, że jest wielkoduszny, mówiąc „my”. W głębi duszy Dave uważał, że gliniarze, nawet mili i szczerzy, są niekompetentni.
– Wyeliminowaliśmy mnóstwo możliwych scenariuszy. Nauczyciel z Rock Glen. Hm… inni.
Nawet w poufnej rozmowie Chet nie zagadnąłby Miriam o Baumgartenów. Dave’a wręcz powaliło, jak gliniarze nadskakiwali jego żonie, prawie jej gratulowali szczerości, kiwali ze zrozumieniem głowami tamtego niedzielnego popołudnia, kiedy dobrowolnie wyznała prawdę. Prawdomówna Miriam, szczera Miriam, przezwyciężyła instynkt nakazujący obronę siebie samej i zrobiła wszystko, aby ratować córki. Ale gdyby Miriam nie miała talentu do kłamstw, gdyby nie wikłała się w głupi romans, wtedy w ogóle nie musiałaby niczego ukrywać. Dave był tego pewien.
Chociaż to on skłamał pierwszy, pomijając sprawę pani Baumgarten, niejasno tłumacząc, dlaczego postanowił zamknąć sklep tak wcześnie i poszedł na piwo do pobliskiej knajpy. Podczas pierwszych rozmów z policją był zdenerwowany, często przerywał i rozbieganym spojrzeniem omiatał pokój. Czy właśnie w tym tkwił problem? Czy policja tak bardzo skupiła się na dziwnym zachowaniu Dave’a, że pomyślała, że właśnie on jest sprawcą? Teraz temu zaprzeczali, ale był pewien, że go podejrzewano.
– Odmawiałeś inkantację? – Chet zdążył już dobrze poznać zwyczaje Bethany’ego.
– Tak – odparł Dave. – Kolejny dzień, kolejny zachód słońca. I czy za trzysta sześćdziesiąt pięć zachodów słońca znowu będziemy tutaj, znowu będziemy opowiadać całą historię z nadzieją, że ktoś zgłosi się na ochotnika? A może kolejne rocznice staną się rzadsze? Pięciolecie, dziesięciolecie, potem dwudziestolecie, wreszcie pięćdziesięciolecie?
– Trzysta sześćdziesiąt sześć dni – powiedziała Miriam.
Читать дальше