Pokrótce zrelacjonował McKoyowi i Grumerowi wszystko to, co wydarzyło się od chwili śmierci Karola Borii aż do momentu, gdy wyciągnięto Rachel z zasypanej kopalni.
Grumer usiadł na jednym ze stołków.
– Słyszeliśmy o eksplozji. Mężczyzny nie odnaleziono?
– Knoll nie zginął. On po prostu czmychnął stamtąd – wyjaśnił Paul i zrelacjonował to, czego dowiedzieli się wraz z inspektorem Pannikiem w Wartburgu.
– Wciąż nie wiem, czego ode mnie chcecie – wtrącił McKoy.
– Kilku informacji. Kim jest Josef Loring?
– Czeskim przemysłowcem – odpowiedział McKoy. – Nie żyje od blisko trzydziestu lat. Chodziły słuchy, że tuż po wojnie odnalazł Bursztynową Komnatę, ale on nigdy tego nie potwierdził. Jeszcze jedna pogłoska nadająca się do prasy brukowej.
Do rozmowy włączył się Grumer.
– Loring miał wiele pasji oraz bardzo bogate zbiory sztuki.
W tym jedną z największych w świecie bursztynowych kolekcji. Jak rozumiem, zbiory przeszły obecnie w ręce jego syna.
W jaki sposób pani ojciec dowiedział się o nim?
Rachel opowiedziała o działalności ojca w pracach komisji. Wspomniała również o Yancym i Marlenę Cutlerach oraz o podejrzeniach ojca związanych z ich śmiercią.
– Jak ma na imię syn Loringa? – zapytała.
– Ernst – odparł Grumer. – Musi mieć teraz z osiemdziesiąt lat. Wciąż żyje i mieszka w rodzinnej posiadłości w południowych Czechach. To niedaleko stąd.
W Grumerze było coś, co Paulowi po prostu się nie podobało. Pomarszczone czoło? Rozbiegane oczy, które wyrażały nie to, co mówiły usta? Niemiec przypominał mu malarza pokojowego, który niedawno usiłował zmniejszyć masę spadkową o dwanaście tysięcy trzysta dolarów i musiał zadowolić się kwotą tysiąc dwieście pięćdziesiąt. Ten człowiek też gotów był kłamać bez skrupułów. Typ niewzbudzający zaufania.
– Macie korespondencję ojca? – zwrócił się Grumer do Rachel.
Paul nie miał ochoty pokazywać mu listów, ale pomyślał, że będzie to gest dobrej woli z ich strony. Sięgnął do tylnej kieszeni i wyciągnął listy. Grumer i McKoy, każdy z osobna, pogrążyli się w lekturze. Treść korespondencji przyciągnęła przede wszystkim uwagę Amerykanina. Kiedy skończyli czytać, Herr Doktor zapytał:
– Ten Czapajew już nie żyje? Paul przytaknął.
– Pani ojciec, pani Cutler… a tak na marginesie, czy wy oboje jesteście małżeństwem? – zapytał McKoy.
– Po rozwodzie – odparła Rachel.
– I podróżujecie razem po całych Niemczech?
– Czy to ma jakikolwiek związek ze sprawą? – spytała Rachel z kamienną twarzą.
Olbrzym z Karoliny Północnej spojrzał na nią ze zdziwieniem.
– Być może nie, Wysoki Sądzie. Ale to wy oboje zakłóciliście mi pracowity poranek, chcąc zadać moc pytań. To nie ja zacząłem rozgłaszać, że pani ojciec pracował dla Rosjan, poszukując Bursztynowej Komnaty.
– Interesował się także tym, co pan teraz robi.
– Powiedział coś konkretnego?
– Nie – odparł Paul. – Ale śledził relacje CNN oraz bardzo mu zależało na przeczytaniu artykułu z „USA Today”. Wiemy też, że studiował mapę Niemiec i przeglądał tuż przed śmiercią stare artykuły poświęcone Bursztynowej Komnacie.
McKoy podszedł wolnym krokiem do obrotowego fotela i klapnął na niego. Konstrukcja jęknęła pod ciężarem jego cielska.
– Sądzicie, że trafiliśmy na właściwy tunel?
– Karol z pewnością wiedział coś na temat Bursztynowej Komnaty – podjął wątek Paul. – Podobnie zresztą jak Czapajew.
– Nawet moi rodzice mogli coś wiedzieć. I ktoś prawdopodobnie postanowił, żeby zabrali to ze sobą do grobu.
– Czy dysponujecie dowodami, że to pańscy rodzice byli celem bombowego zamachu? – zapytał McKoy.
– Nie – odparł Paul. – Ale po śmierci Czapajewa nie mogę pozbyć się wątpliwości. Karola dręczyły wyrzuty sumienia z powodu tego, co przydarzyło się moim rodzicom. Zaczynam nabierać przekonania, że kryje się za tym coś więcej niż do tej pory sądziłem.
– Zbyt wiele zbiegów okoliczności, tak?
– Można tak to określić.
– A ten tunel, do którego skierował was Czapajew? – tym razem zapytał Grumer.
– Nic tam nie było – odparła Rachel. – Ponadto Knoll przypuszczał, że ściana na końcu została zawalona w wyniku eksplozji. Tak przynajmniej powiedział.
Olbrzym się uśmiechnął.
– Staruszek wystawił was do wiatru?
– Najprawdopodobniej – potwierdził Paul.
– Ale właściwie dlaczego i po co Czapajew skierował was na ślepy tor?
Rachel musiała przyznać, że też tego nie rozumie.
– A co z Loringiem? Dlaczego jego osoba niepokoiła mojego ojca do tego stopnia, że poprosił Cutlerów o przeprowadzenie dyskretnego dochodzenia?
– Plotki na temat Bursztynowej Komnaty są szeroko rozpowszechnione. Jest ich tak wiele, że trudno nad nimi zapanować. Być może pani ojciec zamierzał sprawdzić jakiś trop podsunął myśl Grumer.
– Wie pan coś na temat tego Christiana Knolla? – to pytanie Paul skierował wprost do Herr Doktora.
– Nie. Nigdy nie słyszałem tego nazwiska.
– Przybyliście tu, żeby przyłączyć się do poszukiwań? zapytał nagle McKoy.
Paul się uśmiechnął. Połowa drogi za nimi.
– Raczej nie. Nie znamy się na poszukiwaniu skarbów.
– Po prostu zaangażowaliśmy się głęboko w sprawę, która nas prawdopodobnie nie dotyczy. Byliśmy niedaleko; uznaliśmy ten wypad za wart fatygi.
– Prowadzę eksplorację w tych górach już od lat…
W tym momencie drzwi szopy otworzyły się z hukiem.
– Przebiliśmy się – wysapał zmęczony, ale roześmiany mężczyzna w mocno zabrudzonym roboczym kombinezonie i pędem wybiegł z powrotem.
– Idziemy, Grumer.
Rachel rzuciła się do przodu, zagradzając im drogę.
– Niech pan nam pozwoli iść z wami.
– Po jaką cholerę?
– Przez wzgląd na pamięć mojego ojca.
– McKoy wahał się kilka sekund.
– Dlaczego nie? Ale, do diabła, proszę zejść mi z drogi.
Rachel poczuła się nieswojo. Szyb był węższy niż ten wczorajszy, a wejście zostało daleko za nimi. Dwadzieścia cztery godziny temu omal żywcem jej nie zasypało. Teraz znów znalazła się pod ziemią, podążając szlakiem oświetlonym przez żarówki w głębi kolejnej niemieckiej góry.
Korytarz kończył się otwartą galerią otoczoną ścianami z szarobiałej skały; naprzeciw widoczny był uskok wzdłuż czarnej szczeliny. Jeden z robotników walił młotem, poszerzając szczelinę do rozmiarów wystarczająco dużych, by mógł przecisnąć się przez nią człowiek.
McKoy zdjął ze ściany jedną z lamp i podszedł do otworu.
– Czy ktoś zaglądał już do środka?
– Nie – odparł jeden z robotników.
– To dobrze.
McKoy podniósł z piasku aluminiowy teleskop i przymocował do wierzchołka uchwyt lampy. Następnie wyciągnął segmenty i światło znalazło się na wysokości około trzech metrów. Podszedł do szczeliny i wsunął zapaloną lampę w egipskie ciemności.
– Niech mnie szlag trafi! – wykrzyknął podekscytowany. Pieczara jest ogromna. W środku stoją trzy ciężarówki. Ja pieprzę! – Podniósł lampę wyżej. – Jakieś ciała. Dwa trupy.
Z tyłu dobiegł odgłos kroków. Rachel obróciła się i zobaczyła tróje ludzi pędzących w ich stronę z kamerami wideo w rękach, reflektorami oraz zasilaczami na baterie.
– Przygotujcie sprzęt – polecił olbrzym z Karoliny Północnej. – Chcę mieć udokumentowane pierwsze wejście.
Читать дальше