– Wydawał się taki szczery. Był nawet szarmancki.
Paul odniósł wrażenie, że Rachel jest oczarowana Knollem.
– Podobał ci się?
– Był interesujący. Podawał się za prywatnego kolekcjonera poszukującego Bursztynowej Komnaty.
– Zaimponował ci?
– Przestań, Paul. Przyznaj choć raz, że prowadzimy dość nieciekawe życie. Praca i dom. Pomyśl sam. Podróżowanie po świecie, poszukiwanie zaginionych dzieł sztuki – to ekscytujące zajęcie.
– Ten człowiek zostawił cię samą w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
Rysy jej twarzy stężały.
– Ale wcześniej w Monachium uratował mi życie.
– Powinienem był od razu przyjechać tu z tobą.
– Nie przypominam sobie, żebym cię zapraszała.
Narastało w niej rozdrażnienie. Dlaczego tak łatwo wpadała w złość? Przecież Paul usiłował jej tylko pomóc.
– Nie, nie zapraszałaś. Ale mimo to powinienem był przyjechać tu z tobą.
Była zdumiona jego reakcją. Trudno powiedzieć, czy był zazdrosny o Knolla, czy martwił się o nią.
– Powinniśmy wracać do domu – naciskał. – Nie mamy tu nic więcej do roboty Niepokoję się o dzieci. Wciąż mam przed oczyma biednego Czapajewa.
– Wierzysz, że ta kobieta, która była w twoim biurze, zamordowała Czapajewa?
– Kto wie? Ona z pewnością wiedziała, jak go znaleźć, i to dzięki mnie.
Doszła do wniosku, że nadeszła pora.
– Zostańmy, Paul.
– Co?
– Zostańmy.
– Rachel, mało ci tej nauczki? Ludzie tu giną! Musimy stąd uciekać, zanim ofiarą padnie któreś z nas. Dzisiaj ci się poszczęściło. Nie kuś losu. To nie jest powieść przygodowa. To się dzieje naprawdę. I jest głupie. Naziści. Rosjanie.
– Nie mamy z tym nic wspólnego.
– Paul, tata z pewnością coś wiedział. Czapajew też.
– Powinniśmy spróbować. Jesteśmy im to winni.
– Co winni?
– Pozostał jeszcze jeden trop do sprawdzenia. Pamiętasz Waylanda McKoya? Knoll mi mówił, że Stod jest niedaleko stąd. Być może McKoy na coś natrafił. Tata interesował się jego wyprawą.
– Zostaw te sprawy własnemu biegowi, Rachel.
– Co szkodziłoby spróbować?
– Powiedziałaś dokładnie to samo, wybierając się na poszukiwanie Czapajewa.
Odsunęła krzesło i wstała od stolika.
– To nie fair, i ty o tym wiesz – oznajmiła, podnosząc glos. Jeśli zamierzasz jechać do domu, jedź. Ja chcę porozmawiać z Waylandem McKoyem.
Kilkoro gości zwróciło na nich uwagę. Miała nadzieję, że nikt znał angielskiego. Na twarzy Paula pojawił się jak zwykle wyraz rezygnacji. Nie umiał z nią postępować. Nie był porywczy, nie potrafi się złościć. Zawsze działał w sposób przemyślany. Żaden drobiazg nie wydawał mu się błahy. Nie postępował impulsywnie, był konsekwentny. Czy chociaż raz w życiu zrobił coś spontanicznie? Tak. Tutaj przyleciał pod wpływem impulsu. Ona zaś najwyraźniej miała nadzieję, że odtąd będzie tak już zawsze.
– Usiądź, Rachel – powiedział spokojnie. – Chociaż raz podyskutujmy o czymś racjonalnie.
Usiadła. Zależało jej na tym, żeby został, ale za nic w świecie by się do tego nie przyznała.
– Musisz zająć się swoją kampanią wyborczą. Dlaczego nie skierujesz energii na tę sprawę?
– Muszę to zrobić, Paul. Coś mi mówi, że powinnam iść dalej tym tropem.
– Rachel, w ciągu ostatnich czterdziestu ośmiu godzin dwie osoby pojawiły się znikąd, obydwie szukały tego samego; jedna z nich jest prawdopodobnie zabójczynią, druga zaś okazała się bezwzględna i zostawiła cię na pewną śmierć. Karol nie żyje.
– Tak jak Czapajew Może twój ojciec też został zamordowany Zanim tu przyjechałaś, miałaś na ten temat pewne podejrzenia.
– Wciąż mam, ale to się jedno z drugim wiąże. Podobnie jak śmierć twoich rodziców. Być może oni również zginęli z tego samego powodu.
Niemal słyszała, jak jego analityczny mózg pracuje na wysokich obrotach. Rozważał argumenty za i przeciw. Starał się wynaleźć taki, którym nakłoniłby ją do powrotu do domu.
– W porządku – powiedział wreszcie. – Jedziemy spotkać się z McKoyem.
– Mówisz poważnie?
– Chyba oszalałem, ale nie mam zamiaru zostawiać cię tu samej.
Chwyciła go za rękę i uścisnęła.
– Pilnuj mojego tyłka, a ja będę pilnowała twojego.
Dobrze?
Uśmiechnął się szeroko.
– W porządku.
– Tata byłby z nas dumny.
– Twój ojciec przewraca się teraz w grobie. Lekceważymy wszystko, o co prosił.
Przyszedł kelner z butelką wina i napełni im kieliszki.
Podniosła swój.
– Za sukces.
– Za sukces – powtórzył za nią Cutler.
Wysączyła wino, zadowolona, że Paul zostaje. Ale obraz, który ją bardzo niepokoił, znów mignął jej przed oczyma.
W świetle latarki na sekundę przed wybuchem dojrzała w dłoni Christiana Knolla ostrze sztyletu.
Dotąd nie powiedziała o tym Paulowi ani inspektorowi.
Mogła się spodziewać, jak zareagują; szczególnie pierwszy z nich.
Spojrzała na Paula, wspomniała ojca i Czapajewa, potem pomyślała o dzieciach.
Czy postępuje słusznie?
STOD, NIEMCY PONIEDZIAŁEK, 19 MAJA, 10.15
Wayland McKoy wszedł do pieczary. Otoczyło go chłodne, wilgotne powietrze; ze światła poranka wszedł w całkowite ciemności. Zachwycał się kilkusetletnim wyrobiskiem. Ein Silberbergwerk. Kopalnia srebra. Niegdyś „skarb Świętego Cesarstwa Rzymskiego”, obecnie zwyczajna dziura w ziemi, opuszczona i zapomniana; żałosna pamiątka sprzed 1900 roku, w którym tanie srebro z Meksyku zaczęło zalewać świat i doprowadziło do zamknięcia większości kopalń w górach Harzu.
Okolica prezentowała się malowniczo. Masywne wzgórza porośnięte sosnowymi lasami, karłowate zarośla oraz alpejskie łąki – wszystko to było piękne i kolorowe, a jednocześnie sprawiało dość niesamowite wrażenie. Nie bez kozery Goethe pisał o tym miejscu w Fauście, że „czarownice odprawiają tam sabat”.
Dawniej tereny te stanowiły południowo-zachodni skrawek wschodnich Niemiec, groźną strefę zakazaną; w lasach wciąż stały rzędy wysokich słupów granicznych. Pola minowe, pułapki detonujące pociski odłamkowe, psy strażnicze oraz zasieki z kolczastego drutu odeszły już do historii.
Wende, zjednoczenie, położyło kres zamordyzmowi i otworzyło przed narodem nowe możliwości. Jedną z nich sam teraz wykorzystywał.
Szedł w dół szerokiego wyrobiska. Co trzydzieści metrów drogę oświetlały stuwatowe żarówki, a kabel elektryczny wytyczał szlak do generatorów ulokowanych na zewnątrz. Ściany były nierówne, chodnik zasypany skalnym rumowiskiem – to efekt działań pierwszego zespołu roboczego przysłanego w zeszłym tygodniu, który miał za zadanie utorować im drogę.
To było proste. Dało się załatwić za pomocą wiertarek udarowych oraz młotów pneumatycznych. Obawa przed pozostawionymi przez Niemców przed wielu laty minami okazała się bezzasadna; wytresowane psy dokładnie obwąchały korytarze, a ekipa fachowców przeprowadziła zwiad. Z kolei brak jakichkolwiek śladów materiałów wybuchowych budził w nim niepokój. Gdyby było to wyrobisko, w którym Niemcy ukryli dzieła sztuki z berlińskiego Muzeum Cesarza Fryderyka, to z pewnością zostałoby zaminowane. Nie znaleziono jednak min. Tylko skały, szlam, piasek oraz tysiące nietoperzy. Te uciążliwe małe bestie przemieszkiwały w odnogach głównego szybu od początku jesieni do końca wiosny Spośród wszystkich gatunków zamieszkujących ziemski glob ten akurat okazał się zagrożony Co dało władzom podstawę do zwłoki. Niemiecki rząd nie spieszył się z wydaniem zezwolenia na eksplorację kopalni. Na szczęście nietoperze opuszczały podziemne korytarze w maju i powracały do nich dopiero w połowie lipca. Dawało mu to czterdzieści pięć cennych dni na wykopaliska. To wszystko, na co zezwoliły niemieckie władze. Obwarowano umowę zastrzeżeniem, że kopalnia musi być pusta, gdy bestie powrócą.
Читать дальше