– Dzień trwa tutaj aż tak długo?
– Jesteśmy w połowie drogi do koła polarnego, a wkrótce się zaczyna astronomiczne lato.
Knoll wyjął ich torby z wynajętego auta.
– Pomogę ci się zakwaterować, a potem muszę zrobić drobne zakupy. Gdy to załatwię, zapraszam na kolację. Po drodze widziałem ciekawą knajpkę.
– Będzie mi bardzo miło – odparła.
Knoll wyszedł z pokoju Rachel. Wjeżdżając do miasta, zauważył żółtą budkę telefoniczną w pobliżu murów miejskich i teraz do niej właśnie zmierzał. Nie lubił korzystać z telefonów hotelowych. Dawało to możliwość zarejestrowania rozmowy Wolno stojąca budka telefoniczna zawsze wydawała mu się bezpieczniejsza, jeśli chciał odbyć rozmowę zamiejscową.
Wszedł do środka i wybrał numer w Burg Herz.
– Nareszcie. Co się dzieje? – usłyszał od Moniki zamiast powitania.
– Staram się odnaleźć Bursztynową Komnatę.
– Gdzie jesteś?
– Niedaleko.
– Nie mam ochoty na żarty, Christianie.
– W górach Harzu. W Wartburgu.
Potem opowiedział jej o Rachel Cutler, Dani Czapajewie oraz jaskini.
– To przecież stara śpiewka – skitowała jego rewelacje Monika. – Te góry są niczym mrowisko i nikt nigdy nie znalazł tam nawet złamanego feniga.
– Mam szkic. Co szkodzi spróbować?
– Chcesz ją zerżnąć, czy tak?
– Ta myśl istotnie przemknęła mi przez głowę.
– Nie obawiasz się, że ona wie zbyt wiele?
– Nic, co pociągałoby za sobą niepożądane skutki. Nie miałem wyboru i musiałem ją ze sobą zabrać. Wychodziłem z założenia, że w obecności córki Borii Czapajew okaże się bardziej rozmowny niż gdybym pojawił się u niego sam.
– I?
– Okazał się nadzwyczaj rozmowny. Nawet nazbyt ochoczy, jak na moje wyczucie.
– Uważaj na tę Cutler – ostrzegła go Monika.
– Wie tylko, że poszukuję Bursztynowej Komnaty. Nic więcej. Nie ma pojęcia, że mam cokolwiek wspólnego ze śmiercią jej ojca.
– Wygląda na to, Christianie, że robisz się uczuciowy.
– Mylisz się.
Zdał jej relację ze spotkania z Suzanne Danzer na lotnisku w Atlancie.
– Loringa niepokoją nasze poszukiwania – poinformowała go Monika. – Wczoraj bardzo długo rozmawiał telefonicznie z ojcem. Z pewnością usiłował wydobyć od niego jakieś informacje. Nawet jak na Ernsta było to zbyt nachalne.
– Witamy w grze.
– Nie interesuje mnie gra, Christianie. Ja chcę mieć Bursztynową Komnatę. Ojciec uważa, że jest to najbardziej obiecujący trop spośród dotychczasowych.
– Nie jestem tego pewien.
– Zawsze byłeś pesymistą. Dlaczego?
– Coś w zachowaniu Czapajewa nie daje mi spokoju. Nie potrafię tego sprecyzować. Ale coś mi śmierdzi.
– Jedź do tej kopalni, Christianie, i sprawdź. Baw się dobrze. Zerżnij tę prawniczkę i zakończ robotę.
Rachel wystukała numer na aparacie telefonicznym stojącym na stoliku przy łóżku i podała międzynarodowemu operatorowi AT &T numer karty kredytowej. Po ośmiu dzwonkach usłyszała sygnał domowej automatycznej sekretarki oraz własny głos instruujący osobę dzwoniącą, by pozostawiła wiadomość.
– Paul, jestem w miasteczku o nazwie Wartburg w centralnych Niemczech. Podaję nazwę hotelu i numer telefonu… podyktowała dane z ulotki „Goldene Krone”. – Zadzwonię jutro. Ucałuj ode mnie dzieciaki. Do usłyszenia.
Spojrzała na zegarek. Była piąta po południu. Jedenasta rano w Atlancie. Może zabrał dzieciaki do zoo albo do kina.
Była zadowolona, że zostały z Paulem. Jaka szkoda, że nie mógł być z nimi na co dzień. Dzieci potrzebowały ojca; tak samo on potrzebował ich. Świadomość, że rodzina przestaje być monolitem, była dla niej najtrudniejsza do zaakceptowania w związku z rozwodem. Rozstrzygała sprawy rozwodowe jako sędzia już od roku, kiedy doszło do rozpadu jej własnego małżeństwa. Wiele razy, wysłuchując zeznań, których tak naprawdę nie chciała słuchać, zastanawiała się, dlaczego niegdyś kochające się pary pewnego dnia dochodzą do wniosku, że nie mają sobie nic do powiedzenia. Czy to nienawiść bywa najczęściej przyczyną rozwodu? Czy jest konieczna? Ona i Paul nie darzyli się nienawiścią. Usiedli razem, spokojnie podzielili dobytek i zdecydowali, co będzie najlepsze dla dzieci. Ale czy pozostawiła Paulowi wybór? Dała mu jasno do zrozumienia, że ich małżeństwo jest skończone. Nie chciała na ten temat więcej dyskutować. Robił wszystko, żeby jej to wyperswadować, ale nie trafiały do niej żadne argumenty.
Wiele razy zadawała sobie to pytanie: czy postąpiła słusznie. I za każdym razem dochodziła do tej samej konkluzji: któż to wie?
Knoll przyszedł po nią do pokoju i ruszyli razem do osobliwej kamiennej zagrody, w której, jak wyjaśnił, jeźdźcy kiedyś się zatrzymywali, by zmienić konie. Teraz urządzono w niej gospodę.
– Skąd o tym wiesz? – zapytała.
– Wypytałem o wszystko, gdy sprawdzałem, do której lokal jest otwarty.
Gotyckie sklepienie piwnicy zwieńczone było łukiem; w oknach witraże, na stołach kute z żelaza świeczniki. Knoll zaprowadził ją do narożnego stolika w końcu sali. Od ich przybycia do Wartburga upłynęły dwie godziny Rachel wzięła szybką kąpiel oraz zmieniła ubranie. Jej towarzysz również się przebrał. Dżinsy i buty do kostek ustąpiły miejsca wełnianym spodniom, kolorowemu swetrowi oraz pantoflom z jasnobrązowej skóry.
– Co załatwiłeś, odkąd się rozstaliśmy? – zapytała, gdy usiedli.
– Kupowałem rzeczy, które przydadzą się nam jutro.
– Latarki, łopatę, nożyce do łańcuchów, dwie kurtki. W podziemnym wyrobisku będzie chłodno. Zauważyłem, że miałaś dziś na nogach buty z cholewami. Załóż je jutro, przyda ci się solidne obuwie.
– Widać, że wiesz, co trzeba robić w takich sytuacjach.
– Kilka razy robiłem coś podobnego. Musimy zachować ostrożność. Nikomu nie wolno podejmować poszukiwań w starych kopalniach bez zezwolenia. Rząd udostępnia je nielicznym, nie chcąc dopuścić, by ludzie ginęli w wyniku podziemnych eksplozji.
– Przypuszczam, że nie będziemy zabiegać o zezwolenie?
– W żadnym wypadku. Dlatego właśnie zajęło mi to tyle czasu. Kupiłem to wszystko u kilku handlarzy Gdybym kupował u jednego, zwróciłoby to niepotrzebnie jego uwagę.
Podszedł do nich kelner i przyjął zamówienie. Knoll zamówił butelkę czerwonego wina – jeśli wierzyć zapewnieniom kelnera, wyprodukowanego w tutejszych winnicach.
– Powiedz, czy podoba ci się ta przygoda? – zapytał.
– Bije na głowę emocje w sali sądowej.
Rozejrzała się po przytulnej knajpce. Za stołami siedziało może z dwudziestu gości. Głównie pary. I przy jednym grupa czteroosobowa.
– Sądzisz, że znajdziemy to, czego szukamy?
– Bardzo dobrze – pochwalił ją.
– Nie zrozumiała.
– Co masz na myśli?
– To, że przechodzisz od razu do sedna sprawy.
– Przypuszczam, że nie życzysz sobie rozgłosu.
– Słusznie. Ale wracając do sedna, przyznam, że wątpię.
– Wciąż nie ufasz temu, co usłyszałeś dziś rano?
– Nie o to chodzi, że nie ufam. Słyszałem to wszystko wcześniej.
– Ale nie od mojego ojca.
– To nie twój ojciec nas tutaj wysłał.
– Nadal uważasz, że Czapajew kłamał?
Kelner przyniósł wino oraz zamówione dania: dla Knolla parującą sztukę wieprzowiny, dla niej – pieczonego kurczaka z ziemniakami i sałatką. Zrobiła na niej wrażenie szybka obsługa.
– Pozwól, że powstrzymam się z osądem do jutra – zaproponował Knoll. – Niech wątpliwości przemawiają na korzyść swojego człowieka, jak mawiacie w Ameryce.
Читать дальше