– Ty wcale nie żartowałeś?
– Te góry służyły kiedyś za bankowe sejfy. Alianci odnaleźli w jednym z wyrobisk najcenniejsze skarby niemieckiej kultury.
Ukryto tu również czterystutonowy ładunek z berlińskiego Muzeum Cesarza Fryderyka, same arcydzieła. Materiały wybuchowe odstraszają skuteczniej niż wartownicy i psy.
– Czy tych właśnie dzieł sztuki szuka teraz Wayland McKoy?
– Z tego, co mi powiedziałaś, należałoby wnosić, że tak.
– Jak sądzisz, powiedzie się mu?
– Trudno rozstrzygnąć. Ale powiem szczerze: wątpię, żeby dało się tu jeszcze odnaleźć stare płótna warte miliony dolarów.
Powietrze było ciężkie i wilgotne, przesiąknięte zapachem butwiejących liści.
– Po co było to wszystko? – zapytała Rachel, nie przerywając wspinaczki. – Wojna i tak została przegrana. Po co więc ukrywano te skarby?
– Musisz przestawić się na myślenie Niemca z 1945 roku.
– Hitler rozkazał, by armie walczyły do ostatniego żołnierza; tych, którzy odmawiali, rozstrzeliwano. Führer wierzył, że jeśli Niemcy wytrzymają odpowiednio długo, alianci w końcu sprzymierzą się z nimi przeciwko bolszewikom. Hitler wiedział, jaką nienawiścią Churchill darzył Stalina. Odczytał też prawidłowo intencje Sowietów, jeśli chodzi o Europę. Wódz Trzeciej Rzeszy Niemieckiej liczył, że ocali głowę, powstrzymując ich ekspansję. Liczył na Amerykanów i Brytyjczyków, którzy deklarowali chęć zawarcia z nim sojuszu przeciw komunizmowi. Później, miał nadzieję, wszystkie skarby znów ujrzą światło dzienne.
– Toż to czysta głupota – skomentowała.
– Szaleństwo byłoby określeniem bardziej trafnym.
Na jego brwiach pojawiły się kropelki potu. Skórzane buty były mokre od rosy. Przez chwilę przyglądał się włazom do kilku wyrobisk, obserwując słońce, by stwierdzić, na którą stronę wychodzą.
– Żaden właz nie wychodzi na wschód. Czapajew twierdził, że wejście do tego tunelu jest od wschodu. Ponadto, zgodnie z jego wskazówkami, powinno być oznaczone symbolem BCR-65.
Wszedł między drzewa. Po dziesięciu minutach Rachel wskazała ręką kierunek.
– Tam.
Spojrzał przed siebie. Między drzewami widniało zakratowane wejście. Do krat przymocowana była zardzewiała tablica z napisem BCR-65. Spojrzał na słońce. Wschód.
Sukinsyn!
Podeszli bliżej. Knoll ściągnął plecak ze sprzętem.
Rozejrzał się dookoła. W zasięgu wzroku nie było nikogo; żaden odgłos, oprócz ćwierkania ptaków i od czasu do czasu chrobotania wiewiórek, nie zakłócał ciszy poranka. Przyjrzał się badawczo kratom. Żelazo miało barwę fioletową, było silnie utlenione. Stalowy łańcuch oraz zamek ze skoblem stanowiły zaporę trudną do pokonania, ponieważ były zdecydowanie młodsze. Nie wydało mu się to jednak dziwne. Niemieccy inspektorzy federalni prowadzili rutynowe kontrole szybów.
Wyciągnął z plecaka przecinak do łańcuchów.
– Miło widzieć, że jesteś na wszystko przygotowany Przeciął łańcuch i powoli opuścił go na ziemię. Wsunął nożyce z powrotem do plecaka i przyciągnął do siebie kratę.
Zawiasy głośno zaskrzypiały.
Przestał ciągnąć. Nie chciał niepotrzebnie robić hałasu.
Otwierał powoli; tarcie metalu o metal nie było już tak hałaśliwe. Przed nimi pojawiło się zwieńczone łukiem wejście, wysokie na jakieś pięć metrów, szerokości około czterech. Porosty przywarły do poczerniałych ścian tuż za kratą, powietrze cuchnęło pleśnią. Jak w grobie, pomyślał.
– Ten właz jest wystarczająco szeroki, by pomieścić ciężarówkę.
– Ciężarówkę?
– Jeśli ma się tu znajdować Bursztynowa Komnata, to załadowana na ciężarówki. Nie było innego sposobu przetransportowania skrzyń w to miejsce. Dwadzieścia dwie tony bursztynu trochę ważą. Niemcy musieli wjechać ciężarówkami w głąb wyrobiska.
– Nie mieli wózków widłowych?
– Ależ skąd! Przecież to było pod koniec wojny. Naziści za wszelką cenę pragnęli ukryć skarby Nie było czasu na finezję.
– W jaki sposób dotarły tu ciężarówki?
– Upłynęło ponad pół wieku. Kiedyś może były tu drogi oraz znacznie mniej drzew. Ten obszar był ważnym ośrodkiem gospodarczym.
Wyciągnął dwie latarki oraz gruby kłębek dratwy z plecaka, po czym znów założył go na plecy Dociągnął z powrotem kratę, założył łańcuch i zamek, tak by z zewnątrz wejście wyglądało na zaryglowane.
– Nie jest nam potrzebne towarzystwo – wyjaśnił. – To powinno skłonić turystów do poszukania innego podziemnego tunelu. Wejścia do wielu z nich nie są zamknięte i wstęp nie nastręcza żądnych trudności.
Wręczył jej latarkę. Wąskie snopy światła z obu latarek rozjaśniały ciemności zaledwie na kilka metrów przed nimi.
Ze skalnej ściany wystawał kawałek metalu. Przywiązał do niego solidnie końcówkę dratwy i podał motek Rachel.
– Rozwijaj sznurek w miarę, jak będziemy posuwać się do przodu. Dzięki temu będziemy mogli stąd wyjść, gdybyśmy się przypadkiem zgubili.
Powoli szedł przodem; światło latarki odsłaniało po kawałku wyboisty szlak prowadzący do wnętrza góry Rachel ruszyła za nim, zasunąwszy przedtem suwak w kurtce.
– Bądź ostrożna – przestrzegł. – Tunel może być zaminowany. Co wyjaśniałoby, dlaczego go zamknięto.
– Od razu czuję się bezpieczniej.
Zatrzymał się i spojrzał do tyłu, w kierunku wejścia oddalonego teraz o jakieś czterdzieści metrów. Wyciągnął z kieszeni plan Czapajewa i oświetlił latarką narysowaną trasę.
– Gdzieś przed nami powinno być rozwidlenie. Przekonajmy się, czy Czapajew miał rację.
Powietrze było duszące. Przegniłe. Przyprawiało o mdłości.
– Odchody nietoperzy – wyjaśnił.
– Chyba zwymiotuję…
– Oddychaj płytko i nie przez nos.
– To tak, jakbyś mi proponował, żebym zignorowała grudkę krowiego gówna przyczepioną do górnej wargi.
– W tych wyrobiskach lęgnie się mnóstwo nietoperzy.
– Cudownie.
Wyszczerzył zęby w uśmiechu.
– W Chinach nietoperze cieszą są ogromnym szacunkiem: są symbolem szczęścia i długiego życia.
– Szczęście czasem śmierdzi.
– Zatrzymali się przed rozwidleniem tunelu.
– Według mapki powinniśmy tu skręcić w prawo.
Tak też zrobili. Rachel podążała za nim, rozwijając posłusznie kłębek dratwy.
– Daj mi znać, kiedy skończy się kłębek. Mam jeszcze jeden.
Smród trochę zelżał. Nowy korytarz był węższy od głównego chodnika, ale wciąż wystarczająco obszerny, by zmieściła się w nim ciężarówka. Co jakiś czas natrafiali na ciemne tunele prowadzące w bok. Odgłosy wydawane przez nietoperze oczekujące na nadejście nocy stały się wyraźne.
Wnętrze góry było z pewnością labiryntem. Tak jak wszystkich innych. Górnicy drążyli chodniki przez całe stulecia, poszukując rud oraz minerałów. Gdybyż ten chodnik prowadził do miejsca, w którym ukryto Bursztynową Komnatę! Dziesięć milionów euro. Wszystko dla niego! Oraz wdzięczność Moniki. Nawet Rachel Cutler byłaby pewnie tak podekscytowana, że wpuściłaby go między nogi. Jej odmowa poprzedniego wieczoru nie obraziła go; przeciwnie, zaostrzyła mu apetyt. Nie byłby zdziwiony, gdyby się okazało, że jej mąż był jedynym mężczyzną, z którym spała. Ta myśl po prostu go odurzała Knolla. Toż to prawie dziewica! A już z pewnością od chwili rozwodu. Zdobycie jej sprawiłoby mu niekłamaną przyjemność.
Chodnik zaczął się zwężać i piąć w górę. Powrócił myślami do podziemnego tunelu.
Przeszli już co najmniej sto metrów w głąb masy granitu i wapnia. Ze szkicu narysowanego przez Czapajewa wynikało, że za chwilę powinno się przed nimi pojawić kolejne rozwidlenie.
Читать дальше