– Sądzę, że to niezła zasada – uśmiechnęła się.
Knoll wskazał ręką talerze.
– Może podczas jedzenia porozmawiamy o czymś przyjemnym?
Wracali po kolacji do „Goldene Krone”. Dochodziła dziesiąta, ale niebo wciąż jeszcze podświetlały promienie zachodzącego słońca. Wieczorne powietrze przypominało jej jesień na północy Georgii.
– Mam jedno pytanie – zaczęła. – Jeśli znajdziemy Bursztynową Komnatę, czy rosyjski rząd nie zażąda jej zwrotu?
– Są prawne kruczki, które to uniemożliwiają. Płyty pozostawały w ukryciu z górą pięćdziesiąt lat. Ich znalezienie wiąże się z pewnymi przywilejami. Ponadto wcale nie jest powiedziane, że Rosjanie zechcą je odzyskać. Ostatnio odtworzyli komnatę z nowych bursztynów za pomocą nowoczesnej technologii.
– Nie wiedziałam o tym.
– Komnatę w Pałacu Jekaterynowskim odrestaurowano.
Zajęło to ponad dwa dziesięciolecia. Utrata państw bałtyckich po rozpadzie Związku Radzieckiego zmusiła ich do kupowania bursztynu na wolnym rynku. To bardzo kosztowne.
Sporo grosza sypnęli sponsorzy. Na ironię zakrawa fakt, że jeden z niemieckich koncernów produkcyjnych wyłożył najwięcej pieniędzy.
– Tym bardziej więc powinno im zależeć na odzyskaniu płyt. Oryginalne byłyby przecież bez porównania więcej warte niż kopie.
– Nie sądzę. Bryłki jantaru miałyby inną barwę i różniłyby się jakością. Połączenie ze sobą starych i nowych nie miałoby większego sensu.
– Chcesz powiedzieć, że gdyby płyty zostały odnalezione teraz, ich stan pozostawiałby wiele do życzenia?
Pokiwał głową.
– Bursztyn przymocowany był pierwotnie do ramek z drewna dębowego za pomocą spoiwa sporządzonego z pszczelego wosku oraz żywicy. W Pałacu Jekaterynowskim nie było klimatyzacji, a zatem drewno przez jakieś dwieście lat raz nasiąkało wilgocią, to znów wysychało, a bryłki bursztynu stopniowo odpadały. Kiedy jantarową boazerię przejęli naziści, ubytki sięgały blisko trzydzieści procent. Szacuje się, że kolejne piętnaście procent odpadło podczas transportu do Królewca. Można więc przyjąć, że obecnie jest to duża pryzma kawałków bursztynu.
– Na co więc się zdadzą w tym stanie? Knoll uśmiechnął się szeroko.
– Zachowały się fotografie. Dysponując oryginalnymi kawałkami, bez trudu można odrestaurować całość. Wierzę jednak, że naziści zabezpieczyli płyty z należytą starannością, gdyż mój mocodawca nie jest zainteresowany restauracją.
– Jego interesuje oryginał.
– Z tego, co o nim mówisz, wynika, że jest to chyba interesujący mężczyzna.
Uśmiechnął się ponownie.
– Sprytne podejście… znów. Nigdy nie powiedziałem, że to mężczyzna.
Dotarli do hotelu. Na górze Knoll zatrzymał się przy drzwiach jej pokoju.
– O której spotkamy się rano? – zapytała.
– Wyjedziemy o siódmej trzydzieści. W recepcji mi powiedziano, że śniadanie serwują od siódmej. Miejsce, do którego zmierzamy, znajduje się niedaleko: około dziesięciu kilometrów stąd.
– Jestem ci wdzięczna za wszystko. Przede wszystkim za uratowanie mi życia.
Knoll zasalutował żartobliwie.
– Cała przyjemność po mojej stronie.
Uśmiechnęła się, słysząc to ponownie.
– Wspominałaś o byłym mężu… i o nikim więcej. Czy w twoim życiu jest jakiś mężczyzna?
Zaskoczyło ją to pytanie. Padło nieoczekiwanie.
– Nie – odparła, natychmiast żałując własnej szczerości.
– Twoje serce wciąż należy do małżonka, jak rozumiem?
– Czasami.
Nie tego faceta zakichany interes, ale z jakiegoś powodu mu odpowiedziała.
– Czy mówisz mu o tym?
– Czasami.
– A ile czasu upłynęło?
– Od…?
– Odkąd ostatnio kochałaś się z mężczyzną?
Patrzył jej bezczelnie długo w oczy; dłużej, niż mogła wytrzymać. Ten mężczyzna miał intuicję i to Rachel niepokoiło.
– Nie tak wiele, żeby wskoczyć do łóżka z kimś obcym.
– Knoll uśmiechnął się promiennie.
– A gdyby ten obcy obiecał ukoić twoje skołatane serce?
– Nie sądzę, żebym tego potrzebowała. Ale dzięki za propozycję – odparła. Wsunęła klucz do zamka, otworzyła drzwi i spojrzała za siebie. – Chyba po raz pierwszy ktoś mi zaproponował pójście do łóżka.
– Ale z pewnością nie ostatni – powiedział szarmancko, ukłonił się i posłał jej kolejny uśmiech. – Dobranoc, Rachel.
Potem odszedł w kierunku schodów do swojego pokoju.
Zauważyła jednak, że potraktował jej odmowę jak wyzwanie.
NIEDZIELA, 18 MAJA, 7.30
Knoll wyszedł z hotelu i oglądał uważnie niebo. Biała jak mleko mgła trzymała jeszcze w objęciach ciche o tej porze miasteczko oraz okoliczne kotliny. Niebo było zachmurzone; późnowiosenne słońce podnosiło się z mozołem, by ogrzać nowy dzień. Rachel gotowa do drogi stała oparta o samochód.
Skierował się w jej stronę.
– Mgła pomoże nam pozostać niewidzialnymi. Dobrze też, że dziś jest niedziela. Większość ludzi będzie w kościele.
Wsiedli do samochodu.
– Jeśli dobrze pamiętam, mówiłeś, że był tu ostatni bastion pogaństwa – powiedziała ze zdziwieniem.
– To jest wersja dla turystów, powielana w broszurach i przez przewodników. W tych górach żyją przeważnie katolicy, i to już od wielu stuleci. Tu mieszkają ludzie bardzo religijni.
Silnik volvo powoli się rozgrzał i szybko przejechali brukowanymi, śliskimi od porannej rosy uliczkami Wartburga, o tej porze niemal pustymi. Droga wiodąca z miasteczka na wschód prowadziła najpierw pod górę, potem schodziła w dół do następnej zasnutej mgłą kotliny.
– Te okolice przywodzą mi na myśl góry Great Smoky w Karolinie Północnej – powiedziała Rachel. – Zwykle są również pokryte mglistym welonem.
Jechał trasą wytyczoną przez Czapajewa i zastanawiał się czy ta eskapada nie zaprowadzi go w kolejny ślepy zaułek. Jakim cudem tony bursztynu mogły być tu ukryte przez ponad pół wieku? Poszukujących było wielu. Niektórzy zapłacili za to życiem. Wiedział o istnieniu tak zwanej klątwy związanej z poszukiwaniami Bursztynowej Komnaty. Ale cóż szkodziło zrobić krótki wypad do wnętrza jeszcze jednej góry? Przynajmniej dzięki towarzystwu Rachel Cutler wyprawa będzie interesująca.
Minęli szczyt wzniesienia i zjeżdżali do następnej kotliny, między gęste i wysokie bukowe zagajniki spowite w mgłę.
Dojechali do miejsca, które zaznaczył na planie Czapajew, i zaparkowali na niewielkiej polanie.
– Resztę trasy pokonamy pieszo – oznajmił Knoll.
Wysiedli z auta; wyciągnął z bagażnika plecak ze sprzętem speleologicznym.
– Co jest w środku? – zapytała Rachel.
– Wszystko, co będzie nam potrzebne – odparł i zarzucił bagaż na plecy. – Teraz jesteśmy po prostu parą miłośników wspinaczki, którzy wybrali się w góry.
Podał jej kurtkę.
– Nie zgub jej. Przyda ci się bardzo, kiedy znajdziemy się pod ziemią.
Knoll założył kurtkę w hotelu, na prawym przedramieniu chowając sztylet pod bufiastym rękawem z nylonu. Prowadził ją przez las trawiastą ścieżką pod górę; oddalali się na północ od szosy. Szli oznakowanym szlakiem u podnóży wysokiego masywu. Co jakiś czas odbijały od niego ścieżki wiodące ku szczytom. W oddali pojawiły się ciemne czeluście trzech tuneli. Jeden z nich był zakratowany. Do granitowej ściany przymocowano tablicę z napisem GEFAHR-ZUTRITTVERBOTEN-EXPLOSIV.
– Co to znaczy? – chciała wiedzieć.
– „Niebezpieczeństwo. Zakaz wstępu. Materiały wybuchowe”.
Читать дальше