– Dobrze – rzekł Johnson. – Powinien być czymś zajęty, kiedy wpadniemy z wizytą. – Potem rzucił do mikrofonu: – Oczyścić ulicę.
Funkcjonariusze zawrócili kilka samochodów jadących AltaVista Drive. Zatrzymali sąsiadkę Phate’a, jasnowłosą kobietę, która wyjeżdżała z garażu fordem explorerem, i skierowali ją w przeciwnym kierunku, byle dalej od domu mordercy. Trzej chłopcy, nie zważając na deszcz, wyczyniali różne akrobacje na deskorolkach. Podeszli do nich dwaj policjanci ubrani w szorty i koszule Izod i spokojnie odprowadzili ich na bok, poza zasięg wzroku.
Miła ulica na przedmieściu zrobiła się pusta.
– Wygląda dobrze – podsumował Johnson, po czym skulony ruszył truchtem w stronę domu.
– Wszystko sprowadza się do jednego… – mruknął Bishop. Linda Sanchez usłyszała to i powiedziała:
– To nieprawda, szefie. – Potem pokazała uniesione kciuki Tony’emu Motcie, który razem z kilkoma funkcjonariuszami z brygady specjalnej klęczał za żywopłotem okalającym domostwo Phate’a. Skinął jej głową i odwrócił się w stronę domu. – Lepiej, żeby chłopak nie zrobił sobie krzywdy – szepnęła.
Wrócił Bob Shelton i ciężko opadł na siedzenie forda.
Gillette nie słyszał żadnych komend, ale nagle wszystkie oddziały wypadły naraz ze swoich kryjówek i popędziły do domu.
Rozległy się trzy huki, na których dźwięk Gillette drgnął.
– To specjalne pociski – wyjaśnił Bishop. – Do usuwania zamków z drzwi.
Gillette miał wilgotne dłonie i zorientował się, że wstrzymuje oddech w oczekiwaniu na strzały, eksplozje, krzyki, syreny…
Bishop nie ruszał się, patrząc czujnie na dom. Jeśli nawet był spięty, nie okazywał tego.
– Szybciej, szybciej – mruczała pod nosem Linda Sanchez. – Co się dzieje?
Mijały długie sekundy ciszy, w której słychać było tylko szum kropli deszczu o dach samochodu.Gdy odezwało się radio, dźwięk był tak niespodziewany, że wszyscy podskoczyli.
– Dowódca oddziału Alfa do Bishopa. Jesteś tam? Bishop złapał mikrofon.
– Mów, Alonso.
– Frank, nie ma go – brzmiał meldunek.
– Co? – spytał skonsternowany detektyw. – Przeczesujemy cały dom, ale wygląda na to, że uciekł. Tak jak w motelu.
– Kurwa mać – warknął Shelton.
– Jestem w jadalni – ciągnął Johnson. – Urządził tu sobie gabinet. Stoi puszka mountain dew, jeszcze zimna. Wykrywacz ciepła wskazuje, że siedział na krześle przed komputerem jeszcze pięć, dziesięć temu.
– Al, on tam na pewno jest – powiedział z rozpaczą w głosie Bishop. – Ma jakąś kryjówkę. Sprawdźcie w szafach. Pod łóżkiem.
– Frank, skanery nie łapią niczego poza jego duchem na krześle. – Przecież nie mógł wydostać się na zewnątrz – powiedziała
Sanchez.
– Szukamy dalej.
Bishop oparł się ciężko o drzwi samochodu, a jego jastrzębią twarz skrzywił grymas rozpaczy.
Po dziesięciu minutach ponownie odezwał się dowódca brygady specjalnej.
– Cały dom jest zabezpieczony, Frank. Nie ma go tu. Jeśli chcesz zobaczyć, sam przyjdź.
Rozdział 00100101/trzydziesty siódmy
Dom w środku wyglądał nienagannie. Zupełnie innego widoku spodziewał się Gillette. Większość nor hakerów była zapuszczona, zapchana częściami komputerowymi, przewodami, książkami, podręcznikami, narzędziami, dyskietkami, pojemnikami z zaschłymi resztkami jedzenia, brudnymi szklankami i zwykłymi śmieciami.
Salon w domu Phate’a wyglądał, jakby przed chwilą skończyła go dekorować Martha Stewart. Zespół CCU rozglądał się zdziwiony. Gillette z początku pomyślał, że pomylili domy, ale zobaczył na ścianie zdjęcia w większości przedstawiające Hollowaya.
– Patrzcie – powiedziała Linda Sanchez, wskazując jedną z oprawionych w ramki fotografii. – Ta kobieta to pewnie Shawn. – Zerknęła na inne zdjęcie. – Mają dzieci?
– Moglibyśmy wysłać zdjęcia do federalnych i… – zaczął Shelton. Jednak Bishop pokręcił głową.
– O co chodzi? – spytał Alonso Johnson.
– Fałszywe, prawda? – Bishop zerknął na Gillette’a, unosząc pytająco brwi.
Haker zdjął jedną z ramek i wyciągnął z niej fotografię. Była na błyszczącym papierze, ale wydrukowano ją na kolorowej drukarce.
– Ściągnął je z Sieci albo zeskanował z czasopisma, a potem dokleił swoją twarz.Nad kominkiem, obok zdjęcia szczęśliwej pary siedzącej na krzesłach plażowych nad basenem, stał staromodny zegar dziadka pokazujący piętnaście po drugiej. Głośne tykanie przypomniało im, że w każdej chwili na uniwersytecie może umrzeć kolejna ofiara – lub ofiary – Phate’a.
Gillette obrzucił krótkim spojrzeniem pokój przywodzący na myśl wnętrze domu na przedmieściu należącego do dobrze sytuowanej rodziny.
„Trubadur”… Dom twoich marzeń, którym ty i twoja rodzina będziecie cieszyć się przez długie lata…
Huerto Ramirez i Tim Morgan rozmawiali z sąsiadami, lecz nikt nie potrafił podać żadnych informacji na temat innego prawdopodobnego miejsca pobytu Phate’a.
– Według sąsiada z naprzeciwka – rzekł Ramirez – był tu znany jako Warren Gregg i mówił ludziom, że sprowadzi rodzinę, kiedy tylko dzieci skończą szkołę.
– Wiemy, że jego następnym celem jest przypuszczalnie student z Uniwersytetu Północnej Kalifornii – powiedział do Alonsa Bishop – ale nie wiemy dokładnie kto. Każ swoim ludziom szukać wszystkiego, co mogłoby nam pomóc w ustaleniu tożsamości kolejnej ofiary.
Johnson pokręcił głową i zauważył:
– Nie sądzisz, że teraz kiedy ma spaloną kryjówkę, przyczai się i na jakiś czas zapomni o atakach?
Bishop spojrzał na Gillette’a i powiedział: – Nie przypuszczam. Haker przytaknął.
– Phate potrzebuje teraz zwycięstwa. Zabije kogoś jeszcze dzisiaj, w taki czy inny sposób.
– Powiem chłopakom. – Dowódca brygady specjalnej wyszedł.
Zespół obejrzał inne pomieszczenia, które okazały się niemal zupełnie puste i odcięte od świata zewnętrznego żaluzjami. W łazience znaleźli tylko niezbędne minimum – zwykłe żyletki, krem do golenia, szampon i mydło. Poza tym duże pudełko kostek pumeksu.
Bishop wziął jedną kostkę, marszcząc z zaciekawieniem brwi.
– Palce – przypomniał mu Gillette. – Ściera zgrubiałą skórę opuszków, żeby lepiej stukać.
Poszli do jadalni, gdzie stał laptop Phate’a.
Gillette zerknął na ekran i pokręcił z niesmakiem głową.
– Patrzcie.
Bishop i Shelton przeczytali komunikat.
WIADOMOŚĆ OD: SHAWN
KOD 10-87 WYDANY DLA: ALTA VISTA 34004
– To przyjęty kod ataku – dziesięć osiemdziesiąt siedem. Gdyby nie dostał wiadomości, dopadlibyśmy go – rzekł Bishop. – Naprawdę niewiele brakowało.
– Pieprzony Shawn – rzucił wściekle Shelton. Z piwnicy zawołał któryś z policjantów:
– Chyba już wiem, którędy uciekł. Tędy.
Gillette zszedł za resztą. Ale na ostatnim stopniu przystanął, rozpoznając miejsce uwiecznione na zdjęciu Lary Gibson. Niefachowo wykafelkowana podłoga, niemalowana płyta gipsowa. I smugi krwi na posadzce. Widok był upiorny.
Dołączył w końcu do Johnsona, Bishopa i innych policjantów, którzy oglądali małe drzwiczki w bocznej ścianie. Za nimi widać było rurę szeroką na trzy stopy, jak w studzience burzowej. Jeden z funkcjonariuszy zaświecił do środka latarką.
– Prowadzi do domu obok.
Gillette i Bishop spojrzeli po sobie.
– O nie – jęknął detektyw. – Ta jasnowłosa kobieta w explorerze! Wyjechała z garażu. To był on.
Читать дальше