– Co z tym robisz, sprzedajesz?
– Większość rozdaję. Na Boże Narodzenie, jeśli jesteś znajomym Bishopów, dostaniesz dżem z suszonych owoców. A ci, których naprawdę lubimy, dostają wiśnie w brandy.
Gillette obejrzał zraszacze i pojemniki do odymiania drzewek.
– Poważnie podchodzisz do rzeczy – zauważył.
– Dzięki temu utrzymuję równowagę. Wracam do domu i razem z Jennie doglądamy drzewek. Jak gdybym zostawiał za sobą cały brud, z jakim mam co dzień do czynienia.
Przeszli między rzędami drzew. W ogrodzie było pełno plastikowych rurek i węży, z których składał się system irygacyjny. Gillette wskazał je ruchem głowy.
– Wiesz, że można zrobić komputer na wodę?
– Naprawdę? Aha, masz na myśli wodospad napędzający turbinę elektryczną.
– Nie, po prostu zamiast prądu płynącego przewodami można wykorzystać wodę płynącą rurami i założyć na nich zawory, które by otwierały albo zamykały przepływ. Właśnie tak działa komputer. Zamyka i otwiera przepływ prądu.
– Jak to? – Bishop wydawał się naprawdę zaciekawiony.
– Procesory komputerów to małe przełączniki, które przepuszczają porcję energii elektrycznej albo jej nie przepuszczają. Wszystkie obrazki, jakie możesz zobaczyć na komputerze, muzyka, filmy, edytory tekstu, arkusze kalkulacyjne, przeglądarki, wyszukiwarki, Internet, obliczenia matematyczne, wirusy… wszystko w komputerze sprowadza się właśnie do tego. To nie jest żadna magia. Tylko włączanie i wyłączanie małych przełączników.
Glina kiwnął głową, po czym posłał hakerowi porozumiewawcze spojrzenie.
– Ale ty w to nie wierzysz, zgadza się?
– W co?
– Tobie się wydaje, że komputery to czysta magia.
Po chwili Gillette parsknął śmiechem.
– Tak, masz rację.
Stali jeszcze kilka minut na werandzie, przyglądając się lśniącym gałęziom drzew. Potem Jennie zawołała ich na kolację. Weszli do kuchni.
– Idę spać – oznajmiła Jennie. – Mam jutro ciężki dzień. Miło cię było poznać, Wyatt. – Uścisnęła mu mocno rękę.
– Dzięki, że zgodziłaś się mnie przenocować. Jestem naprawdę wdzięczny.
– Wizytę mam o jedenastej – powiedziała do męża.
– Chcesz, żebym z tobą poszedł? Pójdę. Na kilka godzin sprawę może przejąć Bob.
– Nie. Masz tyle na głowie. Dam sobie radę. Jeżeli doktor Williston zobaczy coś zabawnego, zadzwonię do ciebie ze szpitala. Ale na pewno nic nie znajdzie.
– Będę miał przy sobie komórkę.
Ruszyła do drzwi, ale nagle odwróciła się z poważną miną. – Aha, jest jednak coś, co powinieneś jutro zrobić.
– Co takiego, kochanie? – spytał z troską w głosie detektyw.
– Odkurzacz. – Wskazała na stojące w kącie urządzenie. Odkurzacz miał zdjętą przednią płytę obudowy, a z boku wisiał zakurzony wąż. Na gazecie obok leżało parę innych części. – Zajmij się nim.
– Naprawię go – obiecał Bishop. – Pewnie kurz dostał się do silnika.
– Miałeś na to cały miesiąc – zbeształa go. – Czas, żeby zajrzeli do niego fachowcy.
– Znasz się na odkurzaczach? – zapytał Gillette’a Bishop.
– Przykro mi, ale nie. Detektyw zerknął na żonę.
– Zabiorę się do niego jutro. Albo pojutrze. Znaczący uśmiech.
– Adres warsztatu jest na żółtej karteczce, tam. Widzisz? Pocałował ją.
– Dobranoc, skarbie.
Jennie zniknęła w ciemnym holu. Bishop wstał i podszedł do lodówki.
– Mam już takie kłopoty, że pewnie nie wpadnę w większe, jeżeli zaproponuję więźniowi piwo.
Gillette pokręcił głową.
– Dzięki, ale nie piję.
– Nie?
– Przypadłość hakerów: nigdy nie pijemy niczego, co wywołuje senność. Zajrzyj kiedyś do grupy dyskusyjnej hakerów – na przykład alt.hack. Połowa wiadomości będzie o sposobach włamania do centrali Pac Bell albo pokonania zabezpieczeń Białego Domu, a połowa o zawartości kofeiny w najnowszych napojach.
Bishop nalał sobie budweisera. Zerknął na tatuaż na ręce Gillette’a przedstawiający mewę i palmę.
– Muszę przyznać, że to paskudne. Zwłaszcza ptak. Po co dałeś to sobie zrobić?
– Byłem w college’u – w Berkeley. Hakowałem trzydzieści sześć godzin bez przerwy, a potem poszedłem na imprezę. – I co? Dałeś się podpuścić?
– Nie, zasnąłem i obudziłem się z tatuażem. Do dzisiaj nie wiem, kto mi go zrobił.
– Wyglądasz z tym jak jakiś weteran piechoty morskiej.
Haker zajrzał do korytarza – chcąc się upewnić, że Jennie naprawdę poszła się położyć – i poszedł po pop-tarty, które zostawiła na kuchennym blacie. Otworzył, wyciągnął ciastka i poczęstował jednym Bishopa.
– Nie, dzięki.
– Wołowinę też zjem – powiedział Gillette, wskazując kanapki, które zrobiła im Jennie. – Ale te ciastka śniły mi się w więzieniu. Najlepsze hakerskie jedzenie – mają dużo cukru, kupujesz je w pudełkach i nie psują się. – Pożarł dwa naraz. – Pewnie zawierają nawet witaminy. Nie wiem. Tym się żywiłem w czasie hakowania. Pop-tartami i pizzą, piłem mountain dew i jolt colę. – Po chwili milczenia Gillette zapytał przyciszonym głosem. – Z twoją żoną wszystko w porządku? Mówiła coś o wizycie w szpitalu.
Dostrzegł wahanie w ruchach detektywa, kiedy Bishop pociągnął łyk piwa i opuścił szklankę.
– Nic poważnego… parę badań. – Potem, jak gdyby chcąc skierować rozmowę na inne tory, rzekł: – Zajrzę do Brandona.
Kiedy po kilku minutach wrócił, Gillette pokazał mu puste pudełko po pop-tartach.
– Nie zostawiłem ci ani jednego.
– Nic nie szkodzi – odparł ze śmiechem Bishop.
– Jak tam twój syn?
– Śpi. A ty masz dzieci?
– Nie. Na początku nie chcieliśmy… No, właściwie to ja nie chciałem. A kiedy zacząłem chcieć, to mnie przymknęli. Potem się rozwiedliśmy.
– Czyli chciałbyś mieć dzieci?
– Tak. – Wzruszył ramionami, zmiótł ręką okruchy ze stołu i strzepnął na serwetkę. – Mój brat ma dwójkę, chłopca i dziewczynkę. Zawsze świetnie się bawimy.- Twój brat? – zapytał Bishop.
– Ricky – odrzekł Gillette. – Mieszka w Montanie. Pewnie nie uwierzysz, ale jest strażnikiem w parku. Mają z Carole – z żoną – wielki dom. Właściwie drewnianą chatę, ale naprawdę dużą. – Ruchem głowy wskazał podwórko za domem. – Spodobałaby ci się ich grządka z warzywami. Carole jest doskonałym ogrodnikiem.
Bishop wbił wzrok w blat stołu.
– Czytałem twoje akta. – Moje akta?
– Z sądu dla nieletnich. Te, które zapomniałeś zniszczyć. Haker wolno zwinął, a potem rozwinął serwetkę. – Myślałem, że zostały utajnione.
– Bo zostały – nikt nie mą do nich wglądu. Poza policją.
– Dlaczego to zrobiłeś? – zapytał chłodno Gillette. – Dlatego, że uciekłeś z CCU. Zamówiłem kopię, kiedy tylko odkryliśmy, że nawiałeś. Myślałem, że znajdziemy tam informacje, które pomogą cię namierzyć – ciągnął spokojnym głosem detektyw. – Do akt był dołączony raport z opieki społecznej. O twoim życiu rodzinnym. A właściwie o braku życia rodzinnego… Powiedz mi, dlaczego wszystkich okłamujesz?
Gillette bardzo długo milczał.
Dlaczego kłamię? – myślał.
Kłamiesz, bo możesz.
Kłamiesz, bo gdy jesteś w Błękitnej Pustce, możesz wymyślić co tylko zechcesz i nikt nie ma pojęcia, że to nieprawda. Możesz wpaść do każdego pokoju rozmów i powiedzieć światu, że mieszkasz w ogromnym domu w Sunnyvale, Menlo Park albo Walnut Creek, twój ojciec jest adwokatem, lekarzem czy pilotem, matka projektantką albo właścicielką kwiaciarni, a brat Rick gwiazdą i mistrzem stanu w biegach. Możesz bez końca wszystkim opowiadać, jak z ojcem zbudowaliście z zestawu komputer Altair, pracując przez sześć wieczorów z rzędu, gdy tylko wrócił z pracy, i dzięki temu wciągnął cię świat komputerów.
Читать дальше