Tym razem wtrącił się Bishop, który dotknął ramienia partnera. Shelton puścił Gillette’a, lecz cały czas wskazywał dom i mówił cichym głosem, w którym pobrzmiewała nuta groźby. – Phate mieszka tu jako Donald Papándolos. To do niego dzwoniłeś z CCU – kilka razy zresztą. Żeby go ostrzec przed nami. Widzieliśmy billing od operatora.
Gillette pokręcił przecząco głową.
– Nie, ja…
– Budynek okrążają już oddziały specjalne – ciągnął Shelton. – A ty pomożesz nam go stamtąd wykurzyć.
– Nie mam pojęcia, gdzie jest Phate. Ale mogę wam przysiąc, że na pewno nie w tym domu.
– To kto tam mieszka? – spytał Bishop. – Moja żona. To dom jej ojca.
Rozdział 00010101/dwudziesty pierwszy
Dzwoniłem do Elany – wyjaśnił Gillette. – Miałeś rację. Rzeczywiście, byłem online, kiedy pierwszy raz przyjechałem do CCU – dodał, zwracając się do Sheltona. – Skłamałem wtedy. Dostałem się do DMV, żeby sprawdzić, czy nadal mieszka u ojca. Potem zadzwoniłem wieczorem, żeby sprawdzić, czy jest w domu.
– Myślałem, że jesteś rozwiedziony – powiedział Bishop. – Bo jestem. – Zawahał się. – Ale ciągle uważam ją za swoją żonę.
– Elana – rzekł Bishop. – Nosi nazwisko „Gillette”?
– Nie. Wróciła do panieńskiego nazwiska. Papándolos.
– Sprawdź – powiedział Bishop do Sheltona. Detektyw zadzwonił i po chwili skinął głową.
– To ona. Jej adres. Dom należy do Donalda i Irene Papandolosów. Czysty.
Bishop nałożył mikrofon ze słuchawką i powiedział do aparatu:
– Alonso? Tu Bishop. Jesteśmy prawie pewni, że tam są niewinni ludzie. Zajrzyj do domu i powiedz, co widzisz. – Na parę minut zapadła cisza. Potem Bishop spojrzał na Gillette’a. – Kobieta, sześćdziesiąt kilka lat, siwe włosy.
– To matka Elany, Irene.
– Dwudziestokilkuletni mężczyzna.
– Czarne, kręcone włosy?
Bishop powtórzył pytanie do mikrofonu i po chwili kiwnął głową.
– To jej brat, Christian.
– Jest jeszcze jakaś blondynka, trzydzieści kilka lat. Czyta dwóm małym chłopcom.
– Elana ma ciemne włosy. To pewnie Camilla, jej siostra. Była ruda, ale co parę miesięcy zmienia kolor włosów. Dzieci są jej. Ma czworo.
– Dobra, wygląda na to, że wszystko w porządku. Przekaż wszystkim, że się wycofujemy. Koniec akcji. O co tu w ogóle chodzi? – spytał Gillette’a detektyw. – Miałeś sprawdzić komputer ze świętego Franciszka, a ty uciekasz.
– Sprawdziłem tę maszynę. Nie znalazłem nic, co pomogłoby nam go złapać. Gdy tylko odpaliłem komputer, demon coś wyczuł – może to, że modem był odłączony – i się zniszczył. Gdybym coś znalazł, zostawiłbym wam wiadomość.
– Wiadomość? – warknął Shelton. – Mówisz, jakbyś wyskoczył na róg po papierosy. Facet, uciekłeś z aresztu.
– Nie uciekłem. – Wskazał na swoją bransoletkę na nodze. – Możecie zajrzeć do systemu lokalizacji. Miał się włączyć po godzinie. Chciałem później zadzwonić do was z jej domu i poprosić, żebyście kogoś po mnie przysłali. Po prostu musiałem zobaczyć się z Ellie.
Bishop przyglądał mu się przez chwilę uważnie, po czym spytał:
– A ona chciała się z tobą widzieć? Haker zawahał się.
– Pewnie nie. Nie wie, że do niej szedłem.
– Przecież mówisz, że dzwoniłeś – zauważył Shelton.
– I odłożyłem słuchawkę, kiedy się tylko odezwała. Chciałem mieć tylko pewność, że jest wieczorem w domu.
– Dlaczego mieszka u rodziców?
– Przeze mnie. Nie ma ani grosza. Wszystko wydała na adwokata i grzywnę… – Wskazał kieszeń płaszcza Bishopa. – Dlatego pracowałem nad tym – drobiazgiem, który przemyciłem z więzienia.
– Schowałeś to pod tamtą skrzynką do telefonów, tak? Gillette skinął głową.
– Powinienem wtedy kazać sprawdzić cię detektorem jeszcze raz. Nie dopilnowałem. Ale co ta płytka ma wspólnego z twoją żoną?- Chciałem ją dać Ellie. Mogłaby ją opatentować, sprzedać licencję jakiejś firmie produkującej sprzęt i trochę na tym zarobić. To nowy typ modemu bezprzewodowego, który można używać z laptopem. Można pracować online w drodze bez telefonu komórkowego. Modem wykorzystuje GPS, dzięki któremu podaje centrali komórkowej pozycję, a potem automatycznie łączy użytkownika z najlepszym sygnałem transmisji danych. Może…
Bishop machnął ze zniecierpliwieniem ręką, powstrzymując potok technicznego żargonu.
– Sam to zrobiłeś? Z rzeczy znalezionych w więzieniu?
– Znalezionych albo kupionych.
– Albo ukradzionych – dodał Shelton.
– Znalezionych albo kupionych – powtórzył Gillette. – Dlaczego nam nie powiedziałeś, że to ty byłeś Valleymanem? – spytał Bishop. – I że razem z Phate’em należeliście do Rycerzy Dostępu?
– Bo od razu odesłalibyście mnie do więzienia. I nie mógłbym pomóc go znaleźć. – Zamilkł na moment. – I nie miałbym okazji zobaczyć się z Ellie… Posłuchajcie, gdybym wiedział o Phacie coś, co mogłoby pomóc go złapać, na pewno bym wam powiedział. Fakt, obaj byliśmy Rycerzami Dostępu, ale wiele lat temu. Ludzie z cybergangów nie spotykają się osobiście – w ogóle nie wiedziałem, jak wygląda, czy jest homo-, czy heteroseksualny, czy jest żonaty, czy samotny. Znałem tylko jego prawdziwe nazwisko i wiedziałem, że mieszka w Massachusetts. Ale sami dowiedzieliście się o tym wtedy, kiedy ja. Poza tym aż do dziś nigdy nie słyszałem o Shawnie.
– Czyli byłeś jednym z tych gnojków, którzy wysyłali wirusy i instrukcje budowy bomby i blokowali centralę pogotowia 911? – spytał ze złością Shelton.
– Nie – odparł stanowczo Gillette. Zaczął im tłumaczyć, że w pierwszym roku swojej działalności Rycerze Dostępu stanowili jeden z najważniejszych cybergangów na świecie, ale nigdy nie robili krzywdy cywilom. Toczyli bitwy z innymi gangami i włamywali się do systemów firm i agend rządowych. – Nasze największe przestępstwo polegało na tym, że napisaliśmy własny darmowy program, który robił to samo co drogie komercyjne oprogramowanie i rozdaliśmy kopie. Kilka dużych firm straciło parę tysięcy dolców, i tyle.
Ale Gillette zaczął sobie zdawać sprawę, że za pseudonimem CertainDeath, którego używał wówczas Holloway, kryje się ktoś inny. Ktoś, kto stawał się niebezpieczny i mściwy, kto szukał nowego, szczególnego rodzaju dostępu, który pozwalałby mu krzywdzić innych.
– Zaczęło mu się mieszać, kto jest prawdziwy, a kto jest postacią z gier komputerowych, w których brał udział.
Gillette spędził wiele godzin na wirtualnych rozmowach z Hollowayem, starając się odwieść go od złego hakowania i planów „wyrównania rachunków” z ludźmi, których uważał za swoich wrogów.
W końcu włamał się do komputera Hollowaya i ze zgrozą stwierdził, że jego towarzysz z gangu pisze zabójcze wirusy – programy takie jak ten, który wyłączył system centrali 911 w Oakland albo które mogły blokować transmisję między naziemną kontrolą lotów a pilotami. Gillette ściągnął wirusy, napisał do nich szczepionki i umieścił je w Sieci. Znalazł też w komputerze Hollowaya oprogramowanie ukradzione z Uniwersytetu Harvarda. Przesłał kopię do szkoły i do policji stanowej Massachusetts, dołączając adres poczty elektronicznej CertainDeath. Holloway został aresztowany.
Gillette porzucił pseudonim Valleymana – w pełni zdając sobie sprawę z mściwej natury Hollowaya – i wrócił do hakowania, przybierając kilka różnych tożsamości.
– Odstawmy tę gnidę z powrotem do San Ho – powiedział Shelton. – Zmarnowaliśmy już dość czasu.
Читать дальше