Dobbs skinął głową.
Zatrzymał się kolejny samochód, cywilna limuzyna z czerwoną lampką na dachu. Wyskoczyła z niego, nie zamykając drzwiczek, umundurowana policjantka o kręconych jasnych włosach. Genie Briscoe z biura. Podbiegła do samochodu Konniego, chwyciła go za rękę i nachyliła się nad nim, mówiąc coś szybko. Otarła łzę z policzka i jeszcze raz ścisnęła jego rękę.
Gdy odsunęła się od samochodu, Collier podszedł do niej i objął ją ramieniem. Rozmawiali przez kilka minut. Kiwała głową. Collier pochylił się, raz jeszcze zajrzał przez okno, mruknął coś do Konniego i wrócił do swojego samochodu, po czym szybko odjechał.
– To Collier? – spytał Dobbs, spoglądając za samochodem. – Znam skądś to nazwisko. Skąd?
Beauridge westchnął i odwrócił wzrok, woląc patrzeć na wrak, niż zmierzyć się z nieuniknionym.
– To jego córka zniknęła wczoraj.
– Boże, Konnie chyba nie zajmował się tą sprawą, co?
– Obawiam się, że owszem. Troszkę.
– Cholera. Zajmował się przez cały czas sprawą Devoe. To w każdym razie miał robić. Cholera.
– Zdaje się, że tylko pytał trochę tu i tam. Pod mazdą znaleźli zaskakująco dużo krwi.
– Mamy po uszy pracy, a ten jedzie i zabija dwoje ludzi podczas wykonywania roboty bez pozwolenia. Niech to diabli. Nieźle się to sprzeda w prasie.
– Może nikt…
– Zaczekaj, Ted. Ty nie byłeś w to zamieszany, prawda?
– Odebrałem tylko zgłoszenie o ucieczce. To wszystko. – Beauridge odwrócił wzrok.
– To wszystko, czego potrzebujemy. Pijany detektyw oddaje w godzinach pracy osobistą przysługę i wyskakuje na zieloną trawkę, żeby dokonać miłego zabójstwa na drodze. A nam siedzi na karku lokalny polityk.
– Konnie tego nie zrobił – wymamrotał Beauridge. – Tu się zdarzyło coś dziwnego. Nie wiem co.
– Rany boskie, Beauridge – przejrzyj na oczy! Zajmiesz się tym, rozumiesz? Ty osobiście. I powiedz prokuratorowi stanowemu, że będziemy bardzo chętnie współpracować. Człowieku, ja muszę dzwonić do Devoe. Cholera. – Oddalił się do swojego samochodu.
A Beauridge utkwił wzrok w ziemi, gdzie krew spod sportowego samochodu wsiąkała w kurz na poboczu, i myślał, że powinien coś zrobić dla kolegi. Ale nie potrafił wymyślić co. Odchrząknął i splunął z niesmakiem, po czym podszedł powoli do samochodu, żeby zadzwonić do biura prokuratora.
Teczka, którą ukradł, była niewłaściwa. Zatrzymawszy samochód niedaleko miejsca wypadku, sfrustrowany Tate uderzył dłonią w szarą teczkę.
– A niech to.
Bett była u niego w domu, bezskutecznie usiłowała odnaleźć Joshuę LeFevre’a. Tate zostawił ją, gdy wydzwaniała po szpitalach i posterunkach policji hrabstwa Shenandoah, ale chłopak przepadł bez śladu.
Tate przezwyciężył przerażenie, które go ogarnęło na widok Konniego, i jeszcze raz otworzył teczkę.
Kiedy po raz drugi wsunął głowę przez okno samochodu przyjaciela, nie tylko go pocieszał, ale też zabrał akta, które powinny nosić imię Megan i zawierać wydruk z bazy danych oraz notes Konniego. Ale teczka nie miała nic wspólnego z Megan.
Nagle Tate zauważył nazwisko na okładce. Devoe, Anne .
Koleżanka Megan. Amy opowiedziała im o niej. Dziewczyna, która popełniła samobójstwo. Skupił się na zawartości teczki.
Z uczuciem rozpaczy stwierdził, że otworzyli ponownie tę sprawę, starając się o zmianę statusu z samobójstwa na morderstwo lub zabójstwo. A Konnie miał przygotować raport o tym, czy istniała przyczyna… O Boże, on miał to przygotować na jutro na dziewiątą rano. A zamiast tego pomagał nam.
A jego rozprawa jest za tydzień od poniedziałku.
Aczkolwiek po tym, co Tate zobaczył na drodze, rozprawa Konniego stała się zagadnieniem czysto akademickim.
Poczuł wzbierający gniew.
Coś się tu dzieje, pomyślał. Za dużo cholernych zbiegów okoliczności. Zniknięcie Joshuy, samobójstwo Carsona. Konnie zaczyna pić na nowo…
W tej samej chwili zauważył coś w aktach. Wśród policyjnych notatek znalazł zeznanie matki Anne Devoe. Przeczytał kserokopię starannego pisma.
W miesiącu poprzedzającym samobójstwo Anne odwiedzała trzy razy terapeutę.
Nazywał się James Peters.
Tate potrząsnął powoli głową, bezmyślnie kreśląc palcem spirale na zakurzonej tablicy rozdzielczej obitej niebieską skórą. Powrócił myślami do spotkania z gładkim doktorem Petersem. Och, Tate doskonale zdawał sobie sprawę z manipulacji, z taktyki zastosowanej w gabinecie. Zbyt długo uczestniczył w różnych debatach, żeby umknęło to jego uwadze. Ale złożył to na karb prostego faktu, że Peters uderzał do jego byłej żony. Tate zdziwił się, jaką poczuł zazdrość w trakcie tej rozmowy.
Ale to była krytyka ad hominem . Co Tate naprawdę myślał o Petersie? Zastanowił się przez chwilę i uznał, że doktor nie mógł być bezpośrednio zamieszany w zniknięcie Megan. Gdyby naprawdę był pedofilem albo sfiksował na jej punkcie, nie zaprosiłby jego i Bett na rozmowę. Na pewno nie przyznałby się, że jest jej terapeutą. Wcześniejszy związek ofiary i sprawcy jest kluczem do rozwiązania zagadek wielu zbrodni.
Zaczął się zastanawiać, czy jakiś pacjent Petersa mógł być w to zamieszany. Może ktoś, kto usłyszał o Megan od Anne.
To miało większy sens. Ktoś z obsesją na punkcie młodych dziewcząt. Tate pozwolił myślom płynąć swobodnie. Ta kobieta, z którą piła Megan – może to tylko przykrywka? Emily. Może to ona zadzwoniła do Petersa, udając Megan, i odwołała wizytę? A potem porwała Megan, zanim ta doszła do gabinetu?
Wróćmy do poniedziałku. Kobieta spotyka Megan w barze.
I upija ją. Idą do parku. Umawia ją z Petersem, a następnie odwołuje wizytę.
Ale po co?
Dlaczego?
Przypomniał sobie słowa Konniego: motyw jest kluczem do tej sprawy.
Gdyby potrafił przewidzieć dlaczego, oni mogliby wymyślić kto. Z takiego właśnie powodu zazwyczaj aresztuje się podejrzanych. To jest główny powód, dla którego są skazywani na podstawie drobnych dowodów: motyw. Czasem sprytne oględziny miejsca zbrodni, niekiedy żmudne przesłuchania. Ale najczęściej jest to motyw. Zazdrośni mężowie zabijają żony, partnerzy zabijają partnerów w interesach, porywacze zabijają zakładników.
Jaki jest powód?
Nie umiał wymyślić żadnego.
Jeszcze nie. Ale gdyby zajrzał w akta pacjentów Petersa, mógłby się czegoś dowiedzieć. W budce telefonicznej sprawdził adres doktora. Facet miał mieszkanie w Fairfax jakieś pół mili od gabinetu. Tate uznał, że trzeba sprawdzić w obu miejscach. Wykręcił numer gabinetu i gdy po trzech dzwonkach usłyszał głos Petersa, odwiesił słuchawkę. A zatem najpierw mieszkanie.
Nie istnieje coś takiego jak absolutna tajemnica lekarska. Tate uznał, że potrzebny będzie podobny stosunek do nakazów rewizji jak w przypadku szkolnej szafki.
Szalona Megan wpatruje się w biały plastikowy nóż.
Falliczny kształt poplamiony krwią i płynem surowiczym z jej zmasakrowanej dłoni, przeznaczony do tak niewinnych zadań jak rozsmarowywanie masła orzechowego na herbatnikach podczas pikników.
Roześmiała się i wróciła do pracy.
Piłowała w przód i w tył, półprzytomna, z zaćmionym umysłem, usiłując zapomnieć o bólu – pęcherzach, ścierpniętych mięśniach, zadrapaniach i sińcach – który rozrywał jej ciało.
Po dziesięciu minutach przyjrzała się płycie gipsowej. Wycięła w niej półksiężyc o wymiarach mniej więcej dwie stopy na jedną. Wystarczy. Właź. Megan obróciła się, oparła stopy o ściankę i pchnęła mocno. Kawałek płyty poddał się z głuchym trzaskiem i runął. Odwróciła się szybko i zaczęła wczołgiwać do środka. Poczuła uderzenie gorącego, zgniłego powietrza – o mało co nie zemdlała od smrodu gnijącego mięsa.
Читать дальше