Jeffrey Deaver - Dar języków

Здесь есть возможность читать онлайн «Jeffrey Deaver - Dar języków» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dar języków: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dar języków»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Siedemnastoletnia Megan, córka prokuratora Tate'a Colliera, po rozwodzie rodziców nie najlepiej radzi sobie z rzeczywistością. Decyduje się na wizytę u znanego psychiatry, doktora Aarona Matthewsa, ale nigdy nie dociera do jego gabinetu. Przerażeni zniknięciem dziewczyny rodzice wzywają na pomoc policję.
W poszukiwania włącza się błyskotliwy detektyw, który wiele zawdzięcza ojcu Megan. Szybko orientuje się, że nie chodzi o zwykłą ucieczkę z domu. Będzie musiał stawić czoła porywaczowi, który nie zawaha się przed niczym. Rozpoczyna się mrożący krew w żyłach wyścig z czasem i z szaleństwem maniaka religijnego.

Dar języków — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dar języków», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

A teraz, kiedy Konnie myślał o Collierze, zastanawiał się: A co z moją trzecią śmiercią?

Ta była najcięższa ze wszystkich. Ponieważ, w przeciwieństwie do pozostałych, pozostawała tajemnicą. Nigdy nie puścił pary z ust na ten temat – ani swoim kumplom z AA, ani byłej żonie czy terapeucie, a zwłaszcza Collierowi.

To właśnie ona popchnęła go do tropienia nieuchwytnego śladu Megan McCall, która zapewne uciekła, zabrawszy gotówkę taty i plastikową kartę mamy, i pojechała do Wielkiego Jabłka, żeby dać się przelecieć jakiemuś długowłosemu nowojorskiemu ogierowi, posłuchać muzyki, przespać ze dwie noce w schronisku YWCA, po czym wrócić z podwiniętym ogonem do domu.

Piątkowy termin się zbliżał i gniew ojca Anne Devoe, polityka, który wolał, żeby córka zginęła z ręki kogokolwiek, byle nie własnej, też był nieunikniony.

Konnie wszedł do swojego biura na posterunku, zgasił górne światło, usiadł przy biurku i ukradkiem wyciągnął teczkę z aktówki.

Wyniki ninhydrynowego testu odcisków palców na rozkładzie jazdy Amtraka: trzydzieści cztery ślady fragmentaryczne, osiem pełnych. Siedemnaście różnych osób, wśród nich Megan.

Skąd aż tyle odcisków, zastanawiał się Konnie. Zaczął fantazjować. Siedemnaście osób? Powiedzmy, że trzy w drukarni: drukarz, jego pomocnik i pakowacz. Jedna lub dwie osoby, które dostarczyły paczkę na dworzec. Jeden urzędnik, który podał broszurę na życzenie klienta – zapewne Megan. A nawet jeśli nie, to można sobie wyobrazić kilka osób, które miały rozkład wcześniej. Razem osiem, najwyżej dziesięć osób. Ale siedemnaście? Bez sensu.

Chyba że – co jest bardzo logiczne – ktoś chciał zdobyć rozkład, nie pokazując się w kasie. Wtedy wziąłby właśnie taki: zniszczony, walający się w poczekalni.

Zapisał w notesie: Rozkład jazdy – zasłona dymna?

Odciski palców na jej samochodzie: sto czterdzieści sześć fragmentarycznych, trzydzieści osiem pełnych. Większość należała do niej, dwa do Tate’a (w bazie danych znajdowały się odciski wszystkich pracowników stanowych z ostatnich dziesięciu lat). Ale co najmniej tuzin innych ludzi otwierało maskę, bagażnik, schowek i przykrywę baku. Konnie zauważył, że nikt oprócz Megan nie dotykał kierownicy, dźwigni skrzyni biegów i lusterka wstecznego. Co oznacza, że sama prowadziła samochód.

Zapewne.

Tyle że technicy znaleźli maleńką smużkę bezzapachowego talku na kolumnie kierownicy tuż pod stacyjką.

Pamięć Konniego podpowiedziała mu, że rękawiczki firm Surggrip, Hand-Sure Latex, Mediglove i oddziału medycznego Union Rubber Products są pakowane z cieniutką warstwą talku.

Przechylił rurkowaty klosz lampy biurkowej ku sobie, niczym kolumnę kierownicy, i sięgnął ku niemu, jakby zamierzał przekręcić kluczyk w stacyjce. Wewnętrzna część środkowego palca – część lateksowej rękawiczki, która miała spore szansę zachować nieco pudru – dotknęła klosza właśnie w tym miejscu, gdzie znaleziono talk.

Zapamiętał to, ale i tak zanotował również w czarnym notesie. To będzie trudna sprawa, toteż chciał mieć wszystko udokumentowane (rozumował również tak: stanowczo za dużo gówna uderzy w wentylator, jeśli nie będę miał wszystkiego dopiętego na ostatni guzik).

Na biurko zza jego pleców padł cień, toteż Konnie niezbyt subtelnie przykrył teczkę potężnymi dłońmi.

Ale to nie był kapitan Dobbs.

W pokoju pojawiła się zawadiacka postać policjantki Genie. Trzydzieści cztery lata, kędzierzawe, jasne włosy. Była również na dwunastu krokach, ale ku skrajnemu oburzeniu Konniego wprowadzała na zebraniach ćwiczenia z aerobiku i jazdę na rowerze. Mimo obsesji na punkcie zdrowia Konnie często marzył o poślubieniu jej, żeby dorobić się trzech rozbrykanych córek i trzech krzepkich synów – wszyscy zostaliby policjantami.

– Mam dla ciebie ten raport. – Klasnęła w dłonie. – A więc w poniedziałek twój wielki dzień. Przejdziesz.

Chrząknął. Była do tego przyzwyczajona, nawet to lubiła.

– Raport? Jaki raport?

– Analizę grafologiczną.

Konnie zmarszczył brwi. Zamierzał zlecić analizę listu Megan. Ale ponieważ trzeba to było zlecić na zewnątrz, wymagało specjalnych zezwoleń, których nie miał szans dostać dla tej nieistniejącej sprawy, toteż nie zawracał sobie nawet tym głowy.

Ale Genie mówiła o czymś innym. Miała na myśli raport dotyczący samobójczego listu Devoe. Analizę, której Konnie nie zamawiał, ale Dobbs – owszem.

– Ach, tak.

Przejrzał raport. Jak w większości analiz grafologicznych pierwsza część była nudną wyliczanką pochyleń, wznoszeń i opadań, kropek i przekreśleń oraz innych szczegółów. Przeszedł do ostatniego akapitu i parsknął.

– Piszą, że była pod wielką presją psychiczną, gdy to pisała. Niezwykle błyskotliwe.

– Albo że to było wymuszone – podpowiedziała Genie, która najwyraźniej przeczytała raport w drodze do biura. – Piszą, że to możliwe.

– Zastanówmy się – marudził Konnie. – Skoro dziewczyna zamierza rzucić się do Great Falls, to chyba jest pod pewną niewielką presją psychiczną? Ja bym tak pomyślał.

– Nie sądzisz, że została zamordowana? – Genie uśmiechała się jak elf.

Konnie znowu chrząknął.

– Powiedz, co wiesz.

Wzruszyła ramionami.

– No, jazda.

Wyjrzała na korytarz i zamknęła drzwi.

– Podsłuchałam, jak oni rozmawiali.

– „Oni” to był film o wielkich mrówkach, na dodatek fatalny. Kim są oni, Genie?

– Kapitan i ktoś z biura Devoe.

– Interesujące.

– Nie, beznadziejne. A ty nie wyglądasz na w najmniejszym stopniu zainteresowanego. On cię sprawdza, tak poza wszystkim. Dobbs. Dlatego dostałeś tę sprawę.

– To nie nowina.

Kapitan Dobbs zrobił, co mu kazano, i przyjął Konniego do wydziału do spraw nieletnich, kiedy dwa lata temu skończyło się zawieszenie detektywa. Ale Dobbs nadal był zdania, że Konniemu należało zedrzeć ordery i złamać szpadę. Kapitan zamierzał wystawić pracy Konniego w wydziale uczciwą ocenę na rozprawie za tydzień od poniedziałku, ale bynajmniej by się nie zmartwił, gdyby Konnie przegrał i został wylany na zbity pysk.

– No, jazda – powtórzył Konnie. – Opowiedz, co wiesz.

– W niedzielę jest Wielkanoc.

– No i co z tego?

– Henry Devoe jest katolikiem. Razem z żoną należą do parafii Najświętszej Marii Panny. To najbogatsza parafia w Fairfax.

– Gratuluję. I co z tego?

– Staruszek nie ma ochoty iść w święto do kościoła, gdzie będą wszyscy jego ważni zwolennicy, i spojrzeć im w twarz po tym, jak jego córka zgrzeszyła.

– Zgrzeszyła?

– Samobójstwo jest grzechem śmiertelnym.

– Żartujesz. On się tym przejmuje?

– Jest bogaty, ale jego przyjaciele są jeszcze bogatsi. A on ich potrzebuje. W przyszłym roku wybory.

Konnie wiedział, że to prawda.

Genie rozejrzała się po biurze.

– Dlaczego zgasiłeś światło?

– Jestem stary i bolą mnie oczy.

– Nie jesteś stary. Poza tym zamieszane jest VBI…

– Wiem, wiem. Elitarne Wirginijskie Biuro Śledcze.

– A do Dobbsa dzwoniono z Richmondu.

– Richmond? Ktoś konkretny. Mieszka tam sporo ludzi.

– Czy ty kiedykolwiek byłeś w dobrym humorze, Konnie? Mówiłam o telefonie z biura prokuratora generalnego. Devoe pociąga za sznurki.

Do piątku – jakieś trzydzieści sześć godzin od teraz – Konnie potrzebował teczki pełnej solidnych dowodów niezbicie wskazujących na sprawę z paragrafu 60. Cholera.

Praca na miesiąc do wykonania w jeden dzień.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dar języków»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dar języków» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Dar języków»

Обсуждение, отзывы о книге «Dar języków» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x