– Znaleźli rozkład jazdy Amtraka w samochodzie.
– No popatrz, popatrz. – Młody oficer miał oczy jastrzębia… albo sępa.
– Dlaczego zostawiła go w samochodzie, jeśli zamierzała z niego korzystać?
– Zapomniała. Albo wiedziała, którym pociągiem pojedzie. Albo chciała wziąć nowy z dworca. Union Station jest zaledwie o kilka stacji od Vienny.
Coś w głębi duszy podpowiedziało Konniemu, żeby nie wspominać o zleconych ekspertyzach.
Dobbs był dwa razy szybszy, niż wskazywała jego potężna budowa. Potarł oczy.
– Jak znaleźli samochód?
Cholera.
Przez ostatnie dwa lata Konnie nauczył się kontrolować gniew. Nie było to łatwe. Nie miał charakteru, miał gniew. Przyznawał się do tego. Nie można mieć łagodnej natury i ścigać facetów, którzy gwałcą szesnastolatki. Wciągnął kilka razy głęboko powietrze i uniósł czarne brwi.
– Wiesz, o co pytam, Konnie. Ile grup wysłałeś?
– Trzy.
– Jezu Chryste!
W religijnym kraju, gdzie co drugi dom trzyma się wiernie słowa Pańskiego, a pytanie o „wybór” oznacza, do którego odłamu protestantyzmu należysz, takie wykrzykniki są rzadkością.
Spokojnie, pomyślał Konnie.
Tydzień od poniedziałku.
– Kim on jest, twoim kumplem?
– Collier i ja pracowaliśmy razem.
– No.
Konnie nie był pewny, czy miało to oznaczać „No to co?” czy „No tak, to tłumaczy twoje idiotyczne zachowanie”.
– Jej rodzice są bardzo zmartwieni – ciągnął sierżant.
– No cóż, zmartwieni rodzice to jeszcze nie powód do wszczęcia dochodzenia.
– Tak jest, jeszcze nie powód. – Konnie zastanawiał się czasem, gdzie podziewał się gniew, gdy nie było go tam, gdzie powinien się znajdować.
– Zapomnij o tym. Mam tu prawdziwy problem.
Na biurku wylądowała kolejna teczka. W środku nazbierało się materiałów na ćwierć cala. Konnie domyślił się, że sprawa była w toku jako ważna od jakiegoś miesiąca bądź też jako mniej ważna od trzech miesięcy.
– Sprawa Devoe. Dziewczyny, która zabiła się w marcu. Konnie przypomniał sobie nastolatkę, która wskoczyła w przeraźliwy nurt Great Falls i potłukła się na śmierć o kamienie.
Samobójstwo nastolatki. Dla Konniego najcięższy rodzaj pracy w wydziale. A statystyki wykazywały, że problem stawał się coraz poważniejszy w skali stanu i całego kraju.
– Jest coś dziwnego w jej śmierci.
– Nie pamiętam dokładnie – odpowiedział Konnie.
Ale pamiętał, włącznie z twarzą dziewczyny na zdjęciu z autopsji. Pulchny Dobbs, mimo całego reżimu dodatków z aminokwasami i lecytyną, nie miał w sobie nic z Konniego Konstantinatisa, który był ucieleśnieniem trzech kluczowych cech detektywa specjalizującego się w ciężkich przestępstwach: uporu, przywiązywania wagi do szczegółów i doskonałej pamięci.
Chciał jednak wiedzieć, do czego dokładnie zmierza jego przełożony. Zapytał więc, mrużąc oczy:
– Nie było tam jakiegoś listu?
Dobbs znalazł w teczce fotokopię. List zaczynał się od słów: „Byłam w miejscach, w których wolałabym nigdy nie być. Byłam w miejscach, do których, jak sądzę, nie potrafiłabym wrócić…”.
Konnie nie czytał dalej.
– Ślady bójki? – spytał.
– Na twoim miejscu wyprasowałbym garnitur, Konnie – odpowiedział Dobbs. – Jej rodzice są przekonani, że tego nie zrobiła.
Coś w pamięci Konniego poruszyło się, ale nie zaskoczyło.
Czekał.
– Złożyli raport. A raczej ich prawnik złożył. Jest tutaj. – Wskazał szarą teczkę, dokładnie taką samą jak ta, którą Konnie właśnie przydzielił sprawie Megan.
– Co mam zrobić?
– Potrzebujemy wstępnego ustalenia, czy istnieją przesłanki, że padła ofiarą zabójstwa.
Konnie mógłby zauważyć, że z technicznego punktu widzenia samobójstwo jest odmianą zabójstwa – taką, w której przestępca i ofiara są akurat tą samą osobą. Ale pomyślał: tydzień od poniedziałku.
– Dlaczego?
– Ponieważ dostaliśmy rozkaz. – Dobbs uśmiechnął się, mimo że nie miał takiego zamiaru.
– Ale według ekspertyzy medycznej było to samobójstwo, prawda?
– Będziesz to miał na piątek rano.
– Na pojutrze? – spytał zaskoczony Konnie.
Uśmiech ustąpił miejsca autentycznemu poirytowaniu.
– Potrzebuję świadków, zeznań, całego tego kitu. Ślicznie i czysto. Wykreśl wszystko z kalendarza i weź się do tego.
– No cóż, prawdę mówiąc, myślałem, że zajmę się sprawą McCall.
– Nie ma takiej sprawy. Dziewczyna uciekła. Jestem już prawie wkurzony, że wysłałeś trzy zespoły na przeszukiwanie parkingów. A nawet jestem całkowicie wkurzony.
Kapitan nie byłby wkurzony, gdyby zaginęła córka jakiegoś polityka…
Bingo.
Devoe.
Jej ojciec był członkiem parlamentu stanowego i ważnym biznesmenem w Fairfax. Bogaty i wpływowy. Zamknij cholerną gębę na kłódkę, powiedział sobie Konnie. Dobbs ma dać ci rekomendację – albo ją cofnąć – na rozprawie dotyczącej przywrócenia do dawnych obowiązków.
Spróbował więc podejścia tchórzliwego.
– Trochę się boję, czy to nie spali na panewce, a wtedy jej rodzina będzie się czuła jeszcze gorzej niż teraz. Radziłbym to zostawić. Mogę z nimi pogadać, jeśli pan chce. – Pozbawione jaj cudo, zganił sam siebie.
– Masz teczkę, Konnie. Pierwsza rzecz na piątek. Godzina dziewiąta. Zaangażowany jest szeryf hrabstwa, mamy też kogoś z VBI.
Czasami gniew całkowicie uspokaja.
– Wiem, że masz wątpliwości, funkcjonariuszu – powiedział Dobbs bez uśmiechu, ale i bez irytacji. – Ale przeczytaj akta. Zobaczysz, co tu jest dziwnego. Ta dziewczyna dostała stypendium do George Mason, jej chłopak właśnie dał jej pierścionek, a na godzinę przed tym, jak się zabiła, kupiła cztery bilety na koncert Aerosmith. Tak nie zachowuje się ktoś, kto chce umrzeć. Chodzi mi o to, że morderstwo można upozorować na samobójstwo.
Czasami gniew każe mówić.
Konnie podniósł teczkę z napisem McCall, Megan .
– Tak jak porwanie można upozorować na ucieczkę.
Dobbs spuścił głowę i spojrzał na niego.
– Sprawa McCall nie ma żadnego priorytetu. Ani trochę. Zrozumiałeś? – Ton jego głosu był lodowaty.
Jasno i wyraźnie.
Znalazłszy się z powrotem w swoim pokoju, Konnie rzucił teczkę Devoe na biurko. Sięgnął po słuchawkę telefonu, żeby odwołać nakaz sprawdzania odcisków palców, gdy rozległ się dzwonek.
Detektyw w swojej pracy przyzwyczaja się do ironii losu. Łagodna żona, która nigdy nie miała w ręce broni, zabija męża, członka Stowarzyszenia Posiadaczy Broni, w chwili, gdy ten znowu narzeka, że ciągle dostaje to samo na śniadanie. Świątobliwy kaznodzieja zostaje przyłapany z ręką w majtkach czternastolatki. Wiceprezydent udzielający się w organizacjach na rzecz popierania rodziny pali skręty tuż po treningu drużyny gimnastycznej. Konnie nie był więc specjalnie zaskoczony, gdy podniósł słuchawkę i usłyszał:
– Wiesz, że płacę ci pensję? Gdyby nie ja, byłbyś inkasentem w elektrowni.
– Odpieprz się, Tate. Nie mam czasu dla farmerów.
– Nie chodzi o to, że chcę jakiejś przysługi.
Cholera. Niech to diabli . Konnie obawiał się odejścia od przekomarzania, obawiał się też ciągnięcia tego dalej.
– Złapali cię bez portek w zagrodzie dla owiec – burknął. – Znowu, Tate? Wiedziałem, że coś nie w porządku, gdy ostatnio w barze zamówiłeś woolite.
– Konnie, dzwonię w sprawie Megan. – Poważny ton Tate’a, tak nietypowy, przeszył wielkiego policjanta dreszczem.
Читать дальше