Jeffery Deaver - Modlitwa o sen

Здесь есть возможность читать онлайн «Jeffery Deaver - Modlitwa o sen» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Modlitwa o sen: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Modlitwa o sen»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Z zakładu dla umysłowo chorych ucieka Michael Hrubek, pacjent ze schizofrenią paranoidalną. I ma przed sobą ściśle określony cel: odnaleźć Lis Atcheson – to jej zeznania sprawiły, że uznano go za potwora i skazano na zamknięcie.
Podczas burzy, sprzyjającej szaleńcowi, ścigają go teraz trzej ludzie: psychiatra Kohler – przekonany o niewinności swego pacjenta, zawodowy tropiciel Heck – liczący na nagrodę za schwytanie szaleńca, i Atcheson – mąż Lis, który musi dopaść Hrubeka, nim ten skrzywdzi jego żonę…

Modlitwa o sen — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Modlitwa o sen», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Teraz Lis popatrzyła przez pocętkowane okno na tę właśnie wierzbę, na wierzbę, która poświęciła setki młodych pędów po to, żeby dwie córki LAubergetów wyrosły na porządne kobiety. Patrząc na nią, dostrzegała jedynie niewyraźny kształt przypominający senne widziadło. Drzewo zdawało się być tylko jaśniejszym odcieniem ciemności.

Lis zmrużyła oczy i popatrzyła w stronę jeziora. I wtedy zobaczyła na wodzie dziwny kształt.

Co to może być? – pomyślała.

* Z wiersza Roberta Burnsa „A Red, Red Rose" w tłum. Stanisława Barańczaka.

Wyszła na zewnątrz i spojrzała jeszcze raz. Miała przed sobą konfigurację kształtów, jakiej nigdy przedtem nie widziała. Po chwili zrozumiała: woda podniosła się tak bardzo, że dochodziła już do szczytu starej tamy. To, na co Lis patrzyła, było białą łódką, która zerwała się z cumy i podpłynęła do betonowej krawędzi tamy. Połowa kamienistej plaży obok tamy była niewidoczna. Po raz pierwszy od trzydziestu lat woda stała tak wysoko… Tama! Ta myśl była jak smagnięcie batem. Zupełnie zapomniała o tamie. Tama znajdowała się oczywiście w najniżej położonym miejscu w całej posiadłości. Jeżeli jezioro wyleje, to znajdujący się za tamą przepust napełni się wodą i woda zaleje ogród.

Nagle Lis przypomniała sobie, że w tamie są wrota śluzy, otwierane i zamykane za pomocą ogromnego koła. Otwarcie tych wrót powodowało, że woda kierowała się do strumienia wpadającego do rzeki Marsden. Lis przypomniała sobie też, że pewnego razu, wiele lat temu, ojciec otworzył te wrota po nagłej wiosennej odwilży. Czy te wrota jeszcze tam są? – zastanowiła się. A jeżeli tak, to czy wciąż dają się otworzyć?

Lis podeszła w stronę domu i zawołała:

– Portia?

Otworzyło się okno na pierwszym piętrze.

– Idę do tamy.

Młoda kobieta kiwnęła głową i spojrzała na niebo. – Przed chwilą był komunikat. Twierdzą, że to będzie burza dziesięciolecia.

Lis już miała zażartować, mówiąc, że Portia wybrała sobie świetną porę na wizytę. Powstrzymała się jednak. Portia zamknęła okno i wróciła do metodycznego oklejania szyb, a Lis weszła ostrożnie do przepustu, za którym była tama, i ruszyła wzdłuż kamienistego koryta strumienia.

Obydwa labradory nagle oszalały. Tropiciele równocześnie wyciągnęli broń. Heck odwiódł kurek. Wszyscy wstrzymali oddech, a potem odetchnęli z ulgą, kiedy spasiony na śmietnikach miasteczka szop odbiegł w zarośla, ciągnąc za sobą długi ogon w paski. Rozzłoszczony zwierzak przypomniał Heckowi ojca Jill, który był burmistrzem jakiegoś małego miasta.

Heck spuścił kurek swojego starego niemieckiego pistoletu, kazał Emilowi leżeć, a potem odczekał, aż Charlie Fennel skończy karcić swoje labradory i odświeży ich pamięć, dając im do powąchania szorty Hrubeka. Czekając, Heck popatrzył na zdające się nie mieć kresu łąki. Już pięć mil dzieliło ich od szopy, z której Hrubek ukradł pułapki, a psy wciąż szły po asfalcie. Heck nigdy w życiu nie ścigał uciekiniera, który tak uparcie trzymał się szosy. To, co z początku wydawało się głupotą, teraz okazało się inteligentnym wybiegiem. Bo robiąc odwrotnie, niż wszyscy się spodziewali, Hrubek znacznie zyskiwał na czasie. Heck pomyślał, że wszyscy oni bardzo się co do Hrubeka mylą. Ta myśl przemknęła mu tylko przez głowę, ale, jak gdyby dla podkreślenia słuszności takiego poglądu, towarzyszył jej dreszcz.

Psy Charliego wróciły wkrótce na szlak i mężczyźni pospieszyli wzdłuż opustoszałej szosy biegnącej pod czarnym niebem. Chcąc pozbyć się strachu, Heck odezwał się:

– Wiesz, co będzie w tym tygodniu? Fennel w odpowiedzi tylko coś mruknął.

– Dzień Świętego Huberta. Będziemy świętować.

Fennel odchrząknął, splunął tak, że ślina poleciała długim łukiem, a potem zapytał:

– My, to znaczy kto?

– Ja z Emilem. Święty Hubert jest patronem myśliwych. On hodował psy myśliwskie.

– Kto?

– Święty Hubert. Naprawdę. Był jakimś mnichem czy coś takiego. Hodował psy, które w końcu stały się posokowcami.

Heck ruchem głowy wskazał Emila, dodając:

– Ten pies ma starszy rodowód ode mnie. W dzień Świętego Huberta błogosławi się psy. Ty chyba jesteś Irlandczykiem, Charlie. Więc jak to się stało, że tego nie wiesz?

– Moja rodzina pochodzi z Londonderry.

– Ty masz te swoje labradory. Ja mam Emila. Ksiądz powinien pobłogosławić nasze psy. Nie uważasz? Może zrobilibyśmy to w parafii Najświętszej Maryi Panny? Jak myślisz, ksiądz się zgodzi?

Fennel nie odpowiedział, a Heck mówił dalej:

– Wiesz, że posokowce pochodzą z Mezopotamii?

– A gdzie to jest, do cholery?

– W Iraku.

– Aha, tam. To była idiotyczna wojna.

– A ja uważam, że powinniśmy byli pomaszerować na Bagdad.

– Popieram – zaśmiał się Fennel.

– Co cię tak śmieszy? – zapytał Heck, szczerząc zęby.

– To, że jesteś wariat. Wariat tropi wariata.

– Możesz sobie mówić, co chcesz, a ja znajdę księdza, który pobłogosławi Emila. Jak będzie już po wszystkim.

– Jeżeli on złapie tego faceta.

– Złapie czy nie złapie, i tak to zrobię.

Droga, wzdłuż której teraz szli, była ciemną szosą biegnącą przez małe miasteczka i wiejskie okolice. Jeżeli Hrubek chciał się dostać do Bostonu, to wybrał sobie dłuższą trasę. Ale równocześnie, pomyślał Heck, postąpił chytrze. Bo wzdłuż takich dróg nie ma prawie wcale policji, domy są rozrzucone rzadko i ruch tu jest nieznaczny.

Szli dalej za psami, trzymając je wciąż na krótkich linkach ze względu na pułapki. Znajdowali się teraz o trzy mile od miejsca, w którym Hrubek zszedł na małą drogę polną i skierował się na północ. Uszedłszy sto stóp, zobaczyli przydrożny bar wyglądający bardzo niechlujnie, tym niechlujniej, że miał szyby zaklejone na krzyż taśmą.

Pomyśleli, że Hrubek może być w środku. Fennel kazał Chłoptasiowi okrążyć aluminiowy budynek baru i podejść do niego od tyłu, a sam z Hec-kiem podkradł się do okien. Kiedy ostrożnie podnieśli głowy, zobaczyli, że stoją twarzą w twarz z kucharzem, kelnerką i dwoma gośćmi, którzy, usłyszawszy ujadanie labradorów, podeszli do okien, żeby przez nie wyjrzeć.

Heck i Fennel poczuli się głupio. Włożyli broń do olstrów i weszli przez drzwi.

– Policja! – krzyknęła kelnerka, przechylając trzymany w ręce talerz, z którego zaczął skapywać sos.

Okazało się, że nikt z obecnych nie widział Hrubeka, chociaż ten, sądząc po zachowaniu Emila, przechodził o kilka stóp od okna. Nie wytłumaczywszy się i nie pożegnawszy, Heck i Fennel zniknęli wraz z psami tak szybko, jak się pojawili. Emil jeszcze raz odszukał trop i poprowadził ich wiejską drogą na północny wschód.

Nie uszli jeszcze dwustu jardów, kiedy znaleźli się w miejscu, gdzie Hrubek skręcił na łąki.

– Zaczekaj – szepnął Heck.

Stali obok zarośniętej trawą drogi, którą na łąkę wjeżdżały kosiarki. Droga ginęła w gęstym zagajniku.

Fennel i Heck maksymalnie skrócili linki. Okazało się jednak, że psy nie są im już potrzebne, gdyż o pięćdziesiąt jardów od nich, w lesie, słychać było Hrubeka.

Fennel chwycił Hecka za ramię i obaj równocześnie się zatrzymali. Chłoptaś przykucnął. Zza drzew dobiegały głośne jęki.

Heck był tak podekscytowany, że zapomniał, że jest cywilem. Zaczął dawać Fennelowi i Chłoptasiowi takie znaki dłońmi, jakie dają policjanci, kiedy zbliżają się do ściganego. Jego palec powędrował do warg, a potem wskazał w stronę źródła dźwięku i nakazał Fennelowi i Chłoptasiowi, żeby szli naprzód. Heck schylił się nisko i szepnął do Emila: – Siad!

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Modlitwa o sen»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Modlitwa o sen» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Jeffery Deaver - The Burial Hour
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - The Steel Kiss
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - The Kill Room
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - Kolekcjoner Kości
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - Tańczący Trumniarz
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - XO
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - Carte Blanche
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - Edge
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - The burning wire
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - El Hombre Evanescente
Jeffery Deaver
Jeffery Deaver - The Twelfth Card
Jeffery Deaver
Отзывы о книге «Modlitwa o sen»

Обсуждение, отзывы о книге «Modlitwa o sen» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x