– Tak – odparła cicho. – Oczywiście.
– Jesteś pewna?
– Jest pan bardzo dobry. – Głos jej zadrżał. – Jest pan dla mnie taki dobry. To… wszystko jest w porządku.
– Może wolałabyś porozmawiać z moją partnerką?
– Nie – odparła ostro, w jej głosie słychać było dezaprobatę. – Chciałam porozmawiać z panem, bo… – Przesuwała kolistymi ruchami kubek na kolanach. – Poczułam, że pana to obchodzi. Że obchodzi pana Katy. Pana partnerka tak naprawdę nie wyglądała na zainteresowaną, ale pan… pan jest inny.
– Oczywiście, że nas to obchodzi. – Miałem ochotę objąć ją pocieszająco lub ścisnąć jej dłoń, ale jakoś nigdy takie zachowanie nie przychodziło mi łatwo.
– Och, wiem, wiem. Ale pana partnerka… – Rzuciła mi nazbyt skromny uśmiech. – Myślę, że trochę się jej boję. Jest taka agresywna.
– Moja partnerka? Detektyw Maddox? – To Cassie zawsze miała opinię dobrze radzącej sobie z rodzinami. Ja robię się spięty, język staje mi kołkiem, ale ona zawsze wie, co powiedzieć i jak to zrobić delikatnie. Niektóre rodziny wysyłają jej smutne kartki z wyrazami wdzięczności na Boże Narodzenie.
Rosalind zamachała dłońmi.
– Och, detektywie Ryan, nie miałam nic złego na myśli. Bycie agresywnym to coś dobrego, prawda – zwłaszcza w waszym zawodzie? A ja pewnie jestem przewrażliwiona. Chodzi o to, jak zwracała się do moich rodziców – wiem, że musiała zadać te wszystkie pytania, ale sposób, w jaki je zadawała, tak zimno… Jessica była bardzo zdenerwowana. A do mnie się uśmiechała, jakby to wszystko… Śmierć Katy to nie jakiś żart, proszę pana.
– W najmniejszym stopniu. – Usiłowałem przypomnieć sobie przebieg wizyty u Devlinów, co takiego zrobiła Cassie, że zdenerwowała to biedne dziecko. Do głowy przychodziło mi tylko to, że posłała Rosalind pokrzepiający uśmiech, kiedy usiadła na sofie. Z perspektywy czasu pomyślałem, że mogło to wydać się odrobinę nie na miejscu, ale przecież nie powinno wywołać aż takiej reakcji. Szok i żal często sprawiają, że ludzie reagują zbyt mocno w dziwny, nielogiczny sposób; lecz i tak nerwowość Rosalind utwierdziła mnie w przekonaniu, że w tym domu coś się dzieje.
– Przykro mi, jeśli sprawiliśmy wrażenie…
– Nie, och, nie, nie pan… pan był cudowny. I wiem, że detektyw Maddox nie chciała wydać się taka… taka szorstka. Naprawdę tak uważam. Większość agresywnych osób po prostu stara się być silna, prawda? Nie chcą się wydawać niepewni, potrzebujący ani nic w tym rodzaju. W głębi duszy nie są wcale okrutni.
– Nie, na pewno nie. – Trudno mi było myśleć o Cassie jako potrzebującej, ale z drugiej strony nigdy nie myślałem o niej jak o osobie agresywnej. Z nagłym niepokojem zdałem sobie sprawę, że nie miałem pojęcia, jak postrzegają ją inni ludzie. Dla mnie była niczym siostra, nie umiałem powiedzieć na przykład, czy jest ładna. Nie byłem obiektywny w stosunku do niej, tak samo jak nie byłem obiektywny w stosunku do siebie.
– Czy ja pana obraziłam? – Rosalind spojrzała na mnie nerwowo, kręcąc puklem włosów. – Widzę, że tak, przepraszam… zawsze powiem coś takiego. Otwieram usta i zaraz chlapnę, nigdy się nie uczę…
– Nie, wszystko w porządku. Nie obraziłaś mnie.
– Ależ tak. Widzę to. – Szczelniej owinęła ramiona szalem i wyciągnęła spod niego włosy, na jej twarzy malowało się napięcie.
Wiedziałem, że jeśli teraz ją stracę, mogę już nigdy nie dostać drugiej szansy.
– Szczerze – zapewniłem. – Nie jestem. Myślałem tylko o tym, co powiedziałaś. To bardzo mądre.
Bawiła się frędzlami szala, nie patrząc mi w oczy.
– Czy ona jest pana dziewczyną?
– Detektyw Maddox? Nie, nie, nie. Nic w tym rodzaju.
– Ale ja myślałam, sądząc po sposobie, w jaki… – Przytknęła dłoń do ust. – Och, znów zaczynam! Przestań, Rosalind!
Roześmiałem się; nie potrafiłem tego powstrzymać, obydwoje tak bardzo się staraliśmy.
– Daj spokój. Odetchnij głęboko i zacznijmy od początku.
Powoli oparła się o ławkę.
– Dziękuję. Ale proszę… co dokładnie stało się Katy? Ciągle sobie wyobrażam… Nie zniosę tej niewiedzy.
Czy miałem wybór? Powiedziałem jej. Nie zemdlała ani nie zaczęła histerycznie krzyczeć, nawet się nie rozpłakała. Słuchała w milczeniu, błękitne oczy – w kolorze spranego dżinsu – nieruchomo się we mnie wpatrywały. Kiedy skończyłem, przytknęła palce do ust i wpatrywała się w słońce, w równe wzory żywopłotów, w pracowników biurowych, którzy stali lub siedzieli ze swoimi plastikowymi pojemnikami w dłoniach i wymieniali plotki. Niezgrabnie pogłaskałem ramię Rosalind. Szal był tani, czuć to było w dotyku, drapiący i syntetyczny, a jej dziecinne, rozczulające męstwo wzruszyło mnie. Chciałem coś powiedzieć, coś mądrego i wzniosłego o tym, jak rzadko śmierć może się równać z czystą agonią tych, którzy przeżyli, coś, co mogłaby pamiętać, kiedy będzie leżeć bezsennie w swoim pokoju, próbując wszystko ogarnąć; nie potrafiłem jednak znaleźć odpowiednich słów.
– Przepraszam – powiedziałem.
– Więc nie została zgwałcona?
Jej głos był pozbawiony wyrazu.
– Wypij kawę – powiedziałem; miałem niejasne wrażenie, że ciepłe napoje dobrze robią na szok.
– Nie, nie… – Z roztargnieniem zamachała ręką. – Niech mi pan powie. Nie została zgwałcona?
– Nie do końca, nie. I już nie żyła. Nic nie czuła.
– Nie cierpiała bardzo?
– Ledwo co. Prawie natychmiast straciła przytomność.
Nagle Rosalind pochyliła głowę nad kubkiem z kawą i zobaczyłem, że usta jej drżą.
– Tak okropnie się z tym czuję. Powinnam lepiej ją chronić.
– Nie mogłaś wiedzieć.
– Powinnam tam być, a nie bawić się z kuzynkami. Jestem okropną siostrą, prawda?
– Nie odpowiadasz za śmierć Katy – rzekłem stanowczo. – Ja mam wrażenie, że byłaś dla niej cudowną siostrą. Nie mogłaś nic zrobić.
– Ale… – Przerwała i pokręciła głową.
– Ale co?
– Och… powinnam była przewidzieć. To wszystko. Nieważne. – Uśmiechnęła się do mnie nieśmiało spod włosów, które zasłaniały twarz. – Dziękuję, że mi pan powiedział.
– Moja kolej. Czy mogę zapytać cię o kilka rzeczy?
Spojrzała z niepokojem, ale głęboko odetchnęła i przytaknęła.
– Twój ojciec powiedział, że Katy nie interesowała się jeszcze chłopcami. To prawda?
Otwarła usta i zaraz je zamknęła.
– Nie wiem – odparła cicho.
– Rosalind, wiem, że to dla ciebie niełatwe. Ale jeśli tak było, musimy wiedzieć.
– Katy była moją siostrą. Nie chcę… mówić o niej jakichś rzeczy.
– Wiem – rzekłem łagodnie. – Ale najlepsze, co możesz dla niej teraz zrobić, to powiedzieć mi wszystko, co pomoże znaleźć jej zabójcę.
W końcu westchnęła z pewnym drżeniem.
– Tak. Lubiła chłopców. Nie wiem, kogo dokładnie, ale słyszałam, jak razem z koleżankami sobie dokuczały… na temat chłopaków i tego, z kim się całowały…
Pomysł całującej się dwunastolatki zaskoczył mnie, ale pamiętałem koleżanki Katy, te wszystkowiedzące, denerwujące dziewczynki. Może Peter, Jamie i ja byliśmy zacofani.
– Jesteś pewna? Twój ojciec wydawał się przekonany o czymś innym.
– Mój ojciec… – Pomiędzy brwiami Rosalind pojawiła się drobna, podłużna zmarszczka. – Mój ojciec uwielbiał Katy. A ona czasami to wykorzystywała. Nie zawsze mówiła mu prawdę. To mnie bardzo martwiło.
– Okay. Okay, rozumiem. Dobrze zrobiłaś, mówiąc mi to. – Ledwo dostrzegalnie skinęła głową. – Muszę cię jeszcze o coś spytać. W maju uciekłaś z domu, prawda?
Читать дальше