– Z centrum. Pierwsza stoi przy nabrzeżu, obok IFSC; druga na O’Connell Street. Trzecia w połowie drogi między nimi, też przy nabrzeżu.
– Krótko mówiąc, nasz dzwoniący to nie jeden z miejscowych, którzy tylko się denerwują z powodu cen swoich domów – podsumowałem.
– Tego bym nie powiedział. Patrząc po godzinach, dzwoni w drodze z pubu do domu. Myślę, że ktoś z Knocknaree mógłby pić w mieście, ale nie wydaje się to zbyt prawdopodobne, bo rzuca się w oczy pewna regularność. Jeszcze dam to chłopakom do sprawdzenia, dla pewności, ale w tej chwili powiedziałbym, że to ktoś, kto ma interes w budowie autostrady, i nie jest to nic osobistego. A gdybym miał się założyć, to powiedziałbym, że mieszka gdzieś w pobliżu nabrzeża.
– Nasz zabójca niemal na pewno jest miejscowy – przypomniała Cassie.
Sam skinął głową.
– Mój człowiek mógłby wynająć tutejszego chłopaka do wykonania roboty. To coś, co ja bym zrobił. – Cassie spojrzała na mnie: nie sposób było się oprzeć myśli o Samie, który umywa ręce i wynajmuje płatnego zabójcę. – Kiedy dowiem się, kto jest właścicielem gruntu, sprawdzę, czy rozmawiał z kimś z Knocknaree.
– Jak sobie radzisz? – spytałem.
– Spoko – odpowiedział wymijająco Sam. – Pracuję nad tym.
– Poczekaj – odezwała się nieoczekiwanie Cassie. – A do kogo dzwoni Jessica?
– Do nikogo – odparł Sam – o ile mi wiadomo. – Delikatnie ułożył papiery w stosik i zabrał je.
***
To wszystko stało się w poniedziałek, prawie tydzień po śmierci Katy. W tym tygodniu ani Jonathan, ani Margaret nie zadzwonili do nas, by spytać, jak idzie śledztwo. Nie narzekałem – niektóre rodziny dzwonią cztery, pięć razy dziennie, uparcie domagając się odpowiedzi, i jest tylko kilka rzeczy bardziej nieznośnych niż mówienie im, że nic nie mamy, w każdym razie to była kolejna drobna, niepokojąca rzecz w sprawie, w której i tak było ich już zbyt wiele.
Rosalind przyszła we wtorek, w porze lunchu. Żadnego telefonu czy umawiania się. Bernardette poinformowała mnie z lekką dezaprobatą, że jakaś młoda kobieta chciałaby się ze mną zobaczyć; wiedziałem, że to Rosalind, a fakt, że pojawiła się tak nagle znikąd, miał posmak desperacji, potajemnego pośpiechu. Rzuciłem pracę i zszedłem na dół, ignorując uniesione brwi Cassie i Sama.
Rosalind czekała w recepcji. Stała odwrócona w stronę okna, ciasno owinięta szmaragdowym szalem; na jej twarzy gościł smutek. Była zbyt młoda, by to wiedzieć, ale tworzyła uroczy obraz: fala orzechowych loków i plama zieleni na tle nasłonecznionego ceglano-kamiennego dziedzińca. Wystarczyłoby wymazać hol, a scena mogłaby znaleźć się prosto na pocztówce z reprodukcjami prerafaelitów.
– Rosalind – odezwałem się.
Odwróciła się od okna, przyciskając dłoń do piersi.
– Och, to pan! Przestraszył mnie pan… Dziękuję, że zechciał się pan ze mną spotkać.
– Zawsze chętnie – powiedziałem. – Chodź na górę i porozmawiamy.
– Na pewno? Nie chcę sprawiać kłopotu. Jeśli jest pan zbyt zajęty, proszę powiedzieć, to sobie pójdę.
– Wcale nie przeszkadzasz. Może przynieść ci herbaty? Kawy?
– Jeśli można, to kawy. Ale czy musimy wchodzić do środka? Taki dziś piękny dzień, a ja mam lekką klaustrofobię – nie lubię o tym mówić ludziom, ale… Nie moglibyśmy wyjść na zewnątrz?
To nie była standardowa procedura, ale przecież dziewczyna nie należała do podejrzanych, nie wiadomo też, czy była świadkiem.
– Jasne, daj mi tylko sekundę. – Pobiegłem na górę po kawę. Zapomniałem jej spytać, jaką pije, więc dodałem odrobiny mleka i na wszelki wypadek włożyłem do kieszeni dwie torebki cukru. – Proszę – powiedziałem, gdy zszedłem na dół. – Może znajdziemy jakieś miejsce w ogrodzie?
Upiła łyk kawy i próbowała ukryć przelotny grymas niesmaku.
– Wiem, że jest obrzydliwa.
– Nie, nie, jest w porządku, tylko, że ja… zwykle nie piję z mlekiem, ale…
– Oj. Przykro mi. Chcesz, żebym przyniósł ci drugą?
– Och, nie! Wszystko w porządku, panie detektywie, naprawdę, wcale nie potrzebowałam kawy. Proszę tę wziąć. Nie chcę sprawiać kłopotu. Cudownie, że zechciał się pan ze mną zobaczyć, nie musi się pan przejmować… – Mówiła za szybko i zbyt wysokim tonem, jej dłonie frunęły w powietrzu i patrzyła mi w oczy bez mrugania, jak zahipnotyzowana. Była bardzo zdenerwowana i starała się to ukryć.
– Żaden problem – odparłem łagodnie. – Coś ci powiem: poszukamy jakiegoś przyjemnego miejsca, gdzie można usiąść, a ja ci przyniosę kawę. I tak będzie obrzydliwa, ale przynajmniej bez mleka. Co o tym myślisz?
Rosalind uśmiechnęła się do mnie z wdzięcznością i przez chwilę miałem wrażenie, jakby ten drobny uczynek poruszył ją do łez.
Znaleźliśmy w ogrodzie nasłonecznioną ławkę; ptaki świergotały i szeleściły w żywopłocie, rzucały się do zmagań o okruchy z kanapki. Zostawiłem tam Rosalind i wróciłem po kawę. Nie spieszyłem się, dawałem jej czas, żeby się uspokoiła, ale kiedy wróciłem, nadal siedziała na skraju ławki, przygryzała wargę i zrywała płatki ze stokrotki.
– Dziękuję – powiedziała, biorąc kawę, i spróbowała się uśmiechnąć. Usiadłem obok niej. – Detektywie Ryan, czy… znalazł pan już zabójcę mojej siostry?
– Jeszcze nie. – Ale to dopiero początek. Naprawdę robimy wszystko, co w naszej mocy.
– Wiem, że pan go złapie. Wiedziałam od razu, gdy tylko pana zobaczyłam. Potrafię sporo powiedzieć o ludziach na podstawie pierwszego wrażenia – czasami mnie nawet przeraża, jak często mam rację – od razu wiedziałam, że to pana potrzebujemy.
Patrzyła na mnie z czystą, niezmąconą wiarą. Pochlebiało mi to, rzecz jasna, ale jednocześnie to pokładane we mnie zaufanie sprawiło, że poczułem się nieswojo. Wiedziałem, że ta sprawa może nigdy nie zostać rozwiązana, i zdawałem sobie sprawę, jak to wpłynie na dziewczynę.
– Śnił mi się pan – powiedziała Rosalind i spuściła wzrok zawstydzona. – W noc po pogrzebie Katy. Wie pan, nie spałam dłużej niż godzinę od czasu, gdy zniknęła. Byłam – och, odchodziłam od zmysłów. Ale kiedy pana wtedy zobaczyłam… przypomniało mi się, żeby się nie poddawać. Tej nocy śniło mi się, że zapukał pan do naszych drzwi i oznajmił, że złapał człowieka, który to zrobił. Siedział w wozie policyjnym obok pana; powiedział pan, że ten człowiek już nigdy nikogo nie skrzywdzi.
– Rosalind. – Nie mogłem tego znieść. – Robimy, co w naszej mocy, i nie poddamy się. Ale wiedz, że to może długo potrwać.
Pokręciła głową.
– Znajdzie go pan.
Zmieniłem temat.
– Powiedziałaś, że chcesz mnie o coś spytać?
– Tak. – Odetchnęła głębiej. – Co zrobiono mojej siostrze? Dokładnie.
Jej oczy były szeroko otwarte i patrzyła na mnie skupiona. Nie byłem pewien, jak może to przyjąć: załamie się, upadnie, zacznie krzyczeć? Ogród pełen był rozgadanych pracowników biur, którzy wyszli na przerwę na lunch.
– Tak naprawdę to twoi rodzice powinni z tobą na ten temat porozmawiać.
– Mam już osiemnaście lat. Nie potrzebuje pan zgody, żeby ze mną rozmawiać.
– Mimo wszystko.
Rosalind przygryzła dolną wargę.
– Pytałam ich. On… oni… powiedzieli mi, żebym się zamknęła.
Coś przemknęło mi przez głowę – złość, niepokój, współczucie, nie jestem pewien.
– Rosalind, czy w domu wszystko w porządku?
Uniosła dłoń i otworzyła usta, które utworzyły maleńki okrąg.
Читать дальше