– Chcę wiedzieć, dlaczego Rosalind uciekła z domu – rzekłem, kiedy szliśmy z powrotem podjazdem Foleyów. Średnia dziewczynka rozpłaszczyła nos na szybie salonu i robiła do nas miny.
– I gdzie była – dodała Cassie. – Możesz z nią porozmawiać? Myślę, że wyciągniesz z niej więcej niż ja.
– Właściwie – powiedziałem trochę dziwnie – to ona dzwoniła wcześniej. Ma przyjechać i spotkać się ze mną jutro po południu. Mówi, że chce o czymś pogadać.
Cassie przestała pakować notatnik do torby i spojrzała na mnie tajemniczo. Przez chwilę zastanawiałem się, czy poczuła się dotknięta, że Rosalind chciała rozmawiać ze mną, a nie z nią. Obydwoje byliśmy przyzwyczajeni, że to Cassie jest ulubienicą rodzin, i odczułem szczeniacką, żenującą iskrę triumfu: zobacz, ktoś lubi mnie bardziej niż ciebie. Moja relacja z Cassie ma odcień siostrzano-braterski, co obydwojgu nam odpowiada, ale czasami prowadzi to do rywalizacji.
– Doskonale. Możesz wyciągnąć sprawę ucieczki, tak żeby nie wyglądało to na coś wielkiego.
Zarzuciła torbę na plecy i ruszyliśmy w drogę. Obserwowała pola, dłonie trzymała w kieszeniach, a ja nie potrafiłem ocenić, czy jest na mnie zła za to, że nie powiedziałem jej o telefonie Rosalind Devlin – co, szczerze mówiąc, powinienem był zrobić. Żeby sprawdzić, dałem jej małego kuksańca łokciem. Kilka kroków dalej kopnęła mnie w tyłek.
***
Resztę popołudnia spędziliśmy, chodząc od drzwi do drzwi po całym osiedlu. Chodzenie od drzwi do drzwi jest nudną, niewdzięczną robotą i policjanci już raz ją wykonali, ale chcieliśmy się sami przekonać, co sąsiedzi myślą na temat Devlinów. Panowała powszechna opinia, że jest to rodzina porządna, ale bardzo skryta, co nie było zbyt dobrze odbierane: w miejscach o rozmiarze i prestiżu społecznym Knocknaree wszelkiego rodzaju rezerwa jest uważana za zniewagę, i zaledwie szczebel dzieli ją od niewybaczalnego grzechu snobizmu. Za to sama Katy była inna: miejsce w Królewskiej Szkole Baletowej wbiło w dumę Knocknaree. Nawet najbiedniejsze domy wysłały kogoś na zbiórkę, każdy chciał nam opisać jej taniec; kilka osób płakało. Wielu ludzi brało udział w kampanii „Przesunąć autostradę" i kiedy pytaliśmy o Jonathana, rzucali nam poirytowane, pełne urazy spojrzenia. Kilkoro wdało się w pełne oburzenia przemowy na temat tego, jak próbował powstrzymać postęp i osłabić gospodarkę i ci otrzymali w moim notatniku specjalne gwiazdki obok swoich nazwisk. Większość jednak uważała, że Jessica miała nierówno pod sufitem.
Kiedy pytaliśmy, czy widzieli coś podejrzanego, dostarczali nam ten sam co zwykle zestaw miejscowych dziwaków – stary facet, który krzyczy na fasolki, dwie czternastolatki, które rzekomo topią koty w rzece – niezwiązane, będące w toku spory i niesprecyzowane rzeczy, które stukały w nocy. Kilka osób wspomniało starą sprawę, jednak nie udało im się dostarczyć żadnej użytecznej wskazówki; do czasu wykopalisk, autostrady i Katy był to jedyny przyczynek do sławy. Wydawało mi się, że na wpół rozpoznaję kilka nazwisk, parę twarzy. Patrzyłem na nich swoim najbardziej profesjonalnym spojrzeniem bez wyrazu.
Po jakiejś godzinie dotarliśmy pod numer 27 na Knocknaree Drive, gdzie znaleźliśmy panią Pamelę Fitzgerald – nie do uwierzenia, lecz wciąż w doskonałej formie. Pani Fitzgerald była wspaniała. Miała osiemdziesiąt osiem lat, była chuda, prawie ślepa i zgięta wpół; zaproponowała nam herbatę, zignorowała odmowę i najpierw krzyczała do nas z kuchni, a następnie zażądała informacji, czy odnaleźliśmy jej portmonetkę, którą ukradł jakiś młodzieniec w mieście trzy miesiące temu, by następnie spytać, dlaczego nam się to nie udało. Po przeczytaniu jej wypłowiałego pisanego odręcznie zeznania w starych aktach przedziwnie było słuchać, jak narzeka na spuchnięte kostki („Jestem męczennicą, dokładnie") i z oburzeniem odmawia pomocy przy przenoszeniu tacy. Zupełnie jakby Tutenchamon zawędrował któregoś wieczoru do pubu i zaczął narzekać na piankę w piwie.
Pochodziła z Dublina, powiedziała nam, że jest dublinianką z krwi i kości – ale przeniosła się do Knocknaree dwadzieścia siedem lat temu, kiedy jej mąż („Świeć Panie nad jego duszą") przestał pracować jako motorniczy pociągu i przeszedł na emeryturę. Osiedle od tego czasu stało się jej mikrokosmosem i byłem pewien, że potrafi wyrecytować wszystkie stare i nowe skandale z całej jego historii. Oczywiście znała i ceniła Devlinów.
– Ach, są uroczą rodziną, wszyscy. Margaret Kelly zawsze była wspaniałą dziewczyną, nigdy nie przysparzała mamusi zmartwień – pochyliła się w bok, w stronę Cassie i zniżyła konspiracyjnie głos – tylko w tamtych czasach zaszła w ciążę. Wiesz, słonko, rząd i Kościół zawsze będą rozprawiać o tym, jaka to szokująca sprawa te ciąże nastolatek, ale ja twierdzę, że raz na jakiś czas to żadne nieszczęście. Ten Devlin był kiedyś trochę obwiesiem, ale jak tylko w rodzime pojawiła się mała – całkowicie się zmienił. Znalazł pracę i dom, urządzili urocze wesele. Opamiętał się. Okropne, co stało się z tym dzieckiem, niech spoczywa w pokoju.
Przeżegnała się i pogłaskała mnie po ramieniu.
– A ty przyjechałeś aż z Anglii, żeby znaleźć tego, co to zrobił? Jakie to wspaniałe, prawda? Niech Bóg cię błogosławi, młodzieńcze.
– Stara heretyczka – powiedziałem, kiedy znaleźliśmy się na zewnątrz. Pani Fitzgerald poprawiła mi nastrój na cały dzień. – Mam nadzieję, że będę miał taki szwung, jak osiągnę osiemdziesiąt osiem lat.
***
Skończyliśmy tuż przed szóstą i udaliśmy się do miejscowego pubu – Mooneya, obok sklepu – żeby obejrzeć wiadomości. Obeszliśmy tylko niewielką część osiedla, ale i tak udało nam się poczuć ogólną atmosferę, był to długi dzień; zdawało się, że spotkanie z Cooperem odbyło się co najmniej czterdzieści osiem godzin temu. Odczuwałem nieprzepartą chęć, żeby kontynuować, aż dotrzemy do mojej starej ulicy – sprawdzić, czy matka Jamie otworzy drzwi, jak wyglądają dziś bracia i siostry Petera, kto mieszka w moim starym pokoju – ale wiedziałem, że nie jest to dobry pomysł.
Przyszliśmy w samą porę; kiedy niosłem kawę do naszego stolika, barman podkręcił głośniej telewizor i rozległ się sygnał wiadomości. Katy była głównym tematem; prezenterzy w studiu wyglądali na odpowiednio przybitych, pod koniec każdego zdania z lekkim drżeniem zawieszali głos, by podkreślić tragizm. W rogu ekranu pojawiło się artystyczne logo „Irish Times".
– Dziewczynka, którą znaleziono wczoraj martwą na wykopaliskach archeologicznych w Knocknaree, została zidentyfikowana jako Katharine Devlin, lat dwanaście – monotonnie recytował prezenter. Albo kolory na ekranie telewizora były zepsute, albo używał zbyt dużo samoopalacza, jego twarz była pomarańczowa, a białka oczu przerażająco jasne. Starsi mężczyźni przy barze poruszyli się powoli, podnosząc głowy w stronę ekranu, z brzękiem stawiali szklanki. – Katharine zaginęła z pobliskiego domu we wtorek rano. Policja potwierdziła, że zachodzą podejrzenia co do przestępczego spowodowania śmierci i apeluje do wszystkich, którzy mogą mieć jakiekolwiek informacje, o zgłaszanie się na policję. – Na dole ekranu pojawił się pasek z numerem telefonu, białe litery na niebieskim tle. – Na miejscu jest Orla Manahan.
Cięcie i na ekranie pojawiła się blondynka z usztywnioną fryzurą i wystającym nosem, stała przed kamiennym ołtarzem, który nie wyglądał na nic takiego, co wymagałoby relacji na żywo. Ludzie zaczęli już zostawiać wyrazy szacunku, które leżały o niego oparte: kwiaty owinięte w kolorowy celofan, różowy miś. W tle widać było taśmę policyjną, która smętnie zwisała z drzewa.
Читать дальше