Jeff Lindsay - Demony dobrego Dextera

Здесь есть возможность читать онлайн «Jeff Lindsay - Demony dobrego Dextera» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2006, ISBN: 2006, Издательство: Amber, Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Demony dobrego Dextera: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Demony dobrego Dextera»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Dexter Morgan to za dnia wzorowy pracownik policyjnego laboratorium, a nocami kat, który wymierza swoją sprawiedliwość. Dwoistość jego natury jest tak zaskakująca, że nie jesteśmy już pewni, czy ten przykładny obywatel i wyrafinowany morderca to jedna osoba…

Demony dobrego Dextera — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Demony dobrego Dextera», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Mimo to…

Wróciłem do kuchni i dałem prztyczka główce Barbie. Stuk-puk. Stuk-puk. Chyba jednak coś odczuwałem. Wesołość? Głęboką troskę? Zawodową zazdrość? Nie wiedziałem, a Barbie milczała.

Miałem tego dość. Najpierw to absurdalne przyznanie się do winy, potem naruszenie mojego prywatnego ustronia, a teraz Rita? Ile można znieść? Człowiek ma swoje ograniczenia. Nawet człowiek udawany, taki jak ja. Byłem niespokojny, oszołomiony, skonsternowany, pobudzony i jednocześnie ospały. Wyjrzałem przez okno. Zapadł już mrok i na niebie, hen, daleko nad wodą, pojawiła się światłość, na widok której w głębokich zakamarkach mojego „ja” odezwał się słaby, acz złowieszczy głosik.

Księżyc.

Cichy szept tuż przy uchu. Nawet nie szept, tylko wrażenie, że ktoś wypowiada moje imię, wrażenie niemal namacalne, jakby ten ktoś stał tuż obok, bardzo blisko i jakby podchodził jeszcze bliżej. Nie słyszałem żadnych słów, tylko suchy szelest tego niegłosu, ton pozbawiony tonu, delikatne tchnienie myśli. Miałem gorącą twarz, nagle usłyszałem mój własny oddech. A potem znowu ten głos, cichutki głos tuż przy zewnętrznej krawędzi ucha. Odwróciłem się, choć wiedziałem, że nikogo tam nie ma, że to nie ucho, tylko mój serdeczny przyjaciel, którego obudził księżyc i Bóg wie co jeszcze.

Och, ten tłusty, ten wesoło rozgadany księżyc. Ileż miał do powiedzenia. I chociaż ja próbowałem mu powiedzieć, że wybrał nieodpowiednią porę, że jest za wcześnie, że mam na głowie wiele innych rzeczy, rzeczy naprawdę ważnych, on znajdował argumenty dosłownie na wszystko. Dlatego mimo że wykłócałem się z nim przez cały kwadrans, tak naprawdę nie miałem żadnych szans.

Wpadłem w rozpacz i desperacko walczyłem, stosując wszystkie znane mi sztuczki, a kiedy i to zawiodło, zrobiłem coś, co do głębi mną wstrząsnęło. Zadzwoniłem do Rity.

— Ach, to ty — powiedziała. — Po prostu… Po prostu się bałam. Dziękuję, że oddzwoniłeś. Chciałam…

— Wiem — odparłem, chociaż oczywiście nie wiedziałem.

— Moglibyśmy… Nie wiem, czy masz… Chciałabym się z tobą spotkać i… porozmawiać.

— Oczywiście — odrzekłem i kiedy już umówiliśmy się u niej w domu, zacząłem się zastanawiać, o co jej tak naprawdę chodzi. Chciała mnie zbić? Będziemy ronić łzy i wzajemnie się obwiniać? Albo głośno wyzywać? Wkraczałem na zupełnie obcy teren i mogło mnie spotkać dosłownie wszystko.

Odłożywszy słuchawkę, spędziłem cudowne pół godziny, rozmyślając o sprawie Rity, gdy wtem znowu usłyszałem cichy głosik, który z uporem utrzymywał, że dzisiejsza noc powinna być wyjątkowa.

Znowu coś przyciągnęło mnie do okna, no i była tam ta olbrzymia, roześmiana gęba na niebie, ten rozchichotany księżyc. Zaciągnąłem zasłony i obszedłem wszystkie pokoje, dotykając rzeczy, wmawiając sobie, że jeszcze raz sprawdzam, czy nic nie zginęło i doskonale wiedząc, dlaczego to robię. Obszedłem mieszkanie raz, obszedłem drugi i za każdym razem podchodziłem coraz bliżej i bliżej małego biurka w saloniku, tego z komputerem. Chciałem to zrobić, jednocześnie nie chciałem i w końcu, po trzech kwadransach krążenia, uległem sile przyciągania. Kręciło mi się w głowie i pomyślałem, że skoro mam pod ręką krzesło, to na nim usiądę, a skoro już usiadłem, dlaczego nie miałbym włączyć komputera, a skoro już włączyłem komputer…

Jeszcze nie pora! Nie jestem gotowy!

Oczywiście nie miało to żadnego znaczenia. Byłem gotowy czy nie, co to za różnica. Ważne, że gotowy był on, mój nieproszony doradca.

14

Byłem prawie pewny, że to on, ale tylko prawie, a nigdy dotąd nie robiłem tego na pół gwizdka. Byłem osłabiony, odurzony, na wpół chory z podniecenia, niepewności i świadomości, że to zupełnie nie tak, że robię bardzo źle. Ale teraz samochodem kierował on, stamtąd, z tylnego siedzenia, i to, jak się czułem, było nieważne, ponieważ on, zimny, chętny i gotowy, czuł się znakomicie. Rósł, rozpychał mnie od środka, wyglądał z zakamarków jaszczurczego mózgu Dextera, z każdą chwilą potężniał tak bardzo, że mogło to się skończyć tylko w jeden sposób, a skoro tak, musiałem zadowolić się tym, co miałem pod ręką.

Znalazłem go przed kilkoma miesiącami, ale po krótkotrwałej obserwacji uznałem, że pewniejszy jest ksiądz, że ten może zaczekać, aż nabiorę całkowitej pewności.

Jakże się myliłem. Bo nagle okazało się, że nie może czekać ani sekundy.

Mieszkał przy małej ulicy w Coconut Grove. Kilka przecznic od jego obskurnego domku ciągnęło się slumsowate blokowisko dla czarnych, osiedle z tanimi knajpami, grillami i paroma rozpadającymi się kościołami. Kilkaset metrów w przeciwnym kierunku mieszkali milionerzy w swoich przerośniętych, nowoczesnych, otoczonych koralowymi murami willach. Ale Jamie Jaworski mieszkał dokładnie pośrodku, w domu, który dzielił z milionem palmowych żuków i najbrzydszym psem, jakiego kiedykolwiek widziałem.

Mimo to nie mógł pozwolić sobie nawet na taki. Był woźnym w gimnazjum Ponce de Leon i o ile wiedziałem, nie miał innych źródeł dochodu. Pracował na pół etatu, tylko trzy dni w tygodniu, co być może wystarczyłoby mu na życie, ale na pewno na nic więcej. Oczywiście nie interesowały mnie jego finanse. Interesował mnie fakt, że odkąd zaczął pracować w Ponce de Leon, nastąpił mały, jednak zauważalny wzrost liczby zaginięć wśród uczących się tam dzieci. A konkretnie wśród dwunasto-, trzynastoletnich jasnowłosych dziewczynek.

Jasnowłosych. To ważne. Nie wiedzieć czemu, policja często przeoczała takie szczegóły, tymczasem ja od razu je zauważałem. Może było to niepoprawne politycznie. Bo nie sądzicie, że dziewczynki ciemnowłose i ciemnoskóre powinny mieć takie same szanse jak te jasnowłose, żeby ktoś mógł je uprowadzić, zgwałcić, a następnie poćwiartować przed kamerą?

Jaworski był ostatnią osobą, która widziała zaginione. Policja rozmawiała z nim, a jakże. Zatrzymali go, przez całą noc przesłuchiwali i nic z niego nie wyciągnęli. Oczywiście musieli przestrzegać drobnych wymogów prawnych. Na przykład na tortury patrzono ostatnio dość niechętnie — z reguły. A bez argumentów siłowych Jamie Jaworski nigdy nie pochwali się swoim hobby. Ja bym się nie pochwalił.

Ale wiedziałem, co robi. Gwarantował dziewczętom bardzo szybką i ostateczną karierę filmową. Byłem tego prawie pewny. Nie znalazłem ich zwłok i nie widziałem, jak to robi, ale wszystko pasowało. A w Internecie udało mi się znaleźć kilka nader pomysłowych zdjęć trzech zaginionych aktorek. Nie robiły wrażenia uszczęśliwionych, chociaż to, co na nich wyczyniały, powinno sprawiać radość, tak przynajmniej słyszałem.

Nie miałem dowodu, że autorem zdjęć jest Jaworski. Ale pod zdjęciami widniał numer skrytki pocztowej z południowego Miami, ledwie kilka minut drogi od gimnazjum. Poza tym Jaworski żył ponad stan. Zresztą było to zupełnie nieistotne, ponieważ z tylnego siedzenia dochodził coraz silniejszy głos, który przypominał, że czas ucieka, że w tej sprawie pewność nie jest aż tak strasznie ważna.

Martwił mnie tylko ten wstrętny pies. Psy zawsze były problemem. Nie lubią mnie i często nie pochwalają tego, co robię, zwłaszcza że nie dzielę się z nimi łakociami. Musiałem go jakoś obejść. Może Jaworski wyjdzie z domu. Jeśli nie, trudno, zakradnę się do środka.

Przejechałem przed jego domem trzy razy, ale nie wpadłem na żaden pomysł. Potrzebowałem łutu szczęścia, i to szybko, bo czułem, że Mroczny Pasażer każe mi zaraz zrobić coś na chybcika. I kiedy mój drogi przyjaciel zaczął podsuwać mi nierozważne sugestie, uśmiechnęło się do mnie szczęście: Jaworski wyszedł z domu i wsiadł do swojej małej zdezelowanej półciężarówki. Zwolniłem na tyle, na ile mogłem, a on wyjechał na ulicę i skręcił w kierunku Douglas Road. Zawróciłem i pojechałem za nim.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Demony dobrego Dextera»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Demony dobrego Dextera» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Demony dobrego Dextera»

Обсуждение, отзывы о книге «Demony dobrego Dextera» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x