Jeff Lindsay - Demony dobrego Dextera
Здесь есть возможность читать онлайн «Jeff Lindsay - Demony dobrego Dextera» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2006, ISBN: 2006, Издательство: Amber, Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Demony dobrego Dextera
- Автор:
- Издательство:Amber
- Жанр:
- Год:2006
- Город:Warszawa
- ISBN:8324125922
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Demony dobrego Dextera: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Demony dobrego Dextera»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Demony dobrego Dextera — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Demony dobrego Dextera», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Nie. Naturalnie, że nie. Postąpiłbym źle. Ochroniarz był niewinny, czysty i niewinny tak jak każdy inny mieszkaniec Miami, o ile ktoś, kto mieszka w Miami, może taki być. Ot, kilka razy strzelał do samochodów na autostradzie Palmetto, na pewno nie zrobił nic gorszego. Był czysty jak łza. Nie, musiałem się szybko wycofać, nie miałem innego wyjścia. Niedokończone dzieło, nie do końca usatysfakcjonowany Dexter. Cóż, trudno. Więcej szczęścia następnym razem.
Popatrzyłem na tego małego, brudnego robaka i zalała mnie fala odrazy. Ta obmierzła pluskwa śliniła się i krwawiła, całą gębę miała w purchlach oślizgłego, ohydnego śluzu. Z ust sączyła mu się strużka obrzydliwej, czerwonej cieczy. W przypływie urażonej dumy poderżnąłem mu gardło. I natychmiast pożałowałem pośpiechu. Z szyi trysnęła mu fontanna krwi — widok godny ubolewania, fatalny błąd. Zbrukany i niespełniony puściłem się pędem do schodów. Tuż za mną, kaprysząc i narzekając, biegł Mroczny Pasażer.
Wyhamowałem na pierwszym piętrze, przy oknie bez szyby. Na dole zobaczyłem wózek golfowy, parkujący przodem do Old Cutler Road, co oznaczało — taką miałem nadzieję — że ochroniarz nadjechał z przeciwnego kierunku i nie widział mojego samochodu. Obok wózka stał tęgi, smagły młodzian o czarnych włosach i czarnych, rzadkich wąsach. Patrzył na blok, na szczęście w drugą stronę.
Co słyszał? Robił rutynowy obchód? Miałem nadzieję, że tak. Jeśli coś słyszał, jeśli wezwał pomoc, najpewniej mnie złapią. Bo chociaż byłem inteligentny i wygadany, nie dałbym rady się z tego wyłgać.
Ochroniarz musnął kciukiem wąsy i pogładził je, jakby zachęcając do szybszego rośnięcia. Zmarszczył brwi i powiódł wzrokiem po ścianie budynku. Cofnąłem się. Gdy chwilę później ponownie wyjrzałem, zobaczyłem tylko czubek jego głowy. Wchodził do bloku.
Zaczekałem, aż wejdzie na schody. Wtedy wypełzłem za okno, z czubkami palców na chropowatym, betonowym parapecie zawisłem między pierwszym piętrem i parterem, puściłem się i wylądowałem na ziemi. Lądowanie było ciężkie, bo obtarłem sobie kłykcie i omal nie skręciłem kostki na kamieniu. A potem, moim najszybszym i najbardziej stylowym krokiem, pokuśtykałem przez mrok do samochodu.
Gdy w końcu usiadłem za kierownicą, serce waliło mi jak szalone. Zerknąłem za siebie. Ani śladu ochroniarza. Odpaliłem silnik, najciszej, jak tylko mogłem dojechałem do Old Cutler Road i skręciłem na południe, żeby dotrzeć do autostrady Dixie i wrócić do Miami trochę dłuższą drogą. W uszach wciąż pulsowała mi krew. Głupie, bezsensowne ryzyko. Nigdy dotąd nie zrobiłem niczego tak spontanicznego, nigdy dotąd nie zrobiłem niczego bez żadnego planu. Zawsze przestrzegałem kodeksu Harry’ego: bądź ostrożny, bądź rozważny, bądź przygotowany. Taktyka działania cichociemnych.
Tymczasem, proszę. Mogli mnie złapać. Mogli mnie zobaczyć — gdybym w porę nie usłyszał młodego ochroniarza, musiałbym go zabić. Zabić niewinnego człowieka, zastosować wobec niego przemoc — jestem przekonany, że Harry by tego nie pochwalił. Poza tym to takie brudne i nieprzyjemne.
Oczywiście nie byłem jeszcze bezpieczny, bo przecież jeśli ochroniarz przejeżdżał wózkiem golfowym obok mojego wozu, mógł zapisać sobie numer rejestracyjny. Podjąłem straszliwe, zupełnie idiotyczne ryzyko, postąpiłem wbrew wszystkim pedantycznie wypracowanym zasadom, rzuciłem na szalę całe moje starannie zbudowane życie — i po co? Po to, żeby poczuć miły dreszczyk towarzyszący zabijaniu? Wstyd. Niczym echo, głęboko w mrocznych zakamarkach mojego umysłu rozbrzmiał cichutki głosik: Och, och, co za wstyd! I znajomy chichot.
Wziąłem głęboki oddech i popatrzyłem na spoczywającą na kierownicy rękę. Mimo wszystko wyprawa była ekscytująca. Prawda? Dziko podniecająca, głęboko frustrująca, pełna życia i nowych wrażeń. Była czymś zupełnie nowym i ciekawym. I jeszcze to dziwne wrażenie, że to wszystko gdzieś prowadzi, do jakiegoś ważnego miejsca, miejsca nowego i jednocześnie znajomego. Następnym razem będę musiał zbadać je lepiej i dokładniej.
Nie, żebym zamierzał to powtórzyć. Nigdy więcej nie zrobiłbym czegoś równie głupiego i spontanicznego. Nigdy. Ale trzeba przyznać, że zabawę miałem przednią.
Nieważne. Pojadę do domu, wezmę długi, wyjątkowo długi prysznic i zanim wyjdę z kabiny…
Czas. Myśl niechciana i nieproszona. Przecież umówiłem się z Ritą i sądząc po zegarze na desce rozdzielczej, umówiłem się z nią mniej więcej teraz. Tylko po co? Pewnie w jakimś ponurym celu, ale nie wiedziałem dosłownie nic na temat funkcjonowania umysłu kobiety. I dlaczego myślałem o tym akurat w tej chwili, skoro zakończenia moich wszystkich włókien nerwowych stały dęba i wyły z frustracji? Nie miałem zielonego pojęcia, co Rita chce mi powiedzieć, a raczej co do mnie wywrzeszczeć. Jej celne uwagi na temat ułomności mojego charakteru zupełnie mi nie przeszkadzały, irytowała mnie jedynie świadomość, że będę musiał jej wysłuchiwać, mając na głowie dużo poważniejsze sprawy. Konkretnie mówiąc, chciałem się na spokojnie zastanowić, co powinienem był zrobić i czego nie zrobiłem świętej pamięci Jaworskiemu. Do chwili tego niedokończonego, brutalnie przerwanego punktu kulminacyjnego zdarzyło się mnóstwo nowych rzeczy, których przeanalizowanie wymagało wytężonego wysiłku umysłowego. Musiałem pomyśleć, musiałem to dokładnie przemyśleć i zrozumieć, dokąd to prowadzi. I jaki ma związek z artystą, który podążał za mną trop w trop i rzucał mi wyzwanie.
Czekało mnie naprawdę dużo pracy, więc po co mi była Rita?
Ale pójść do niej oczywiście zamierzałem. Ta zbożna i pokorna wizyta miała zapewnić mi alibi po miłej przygodzie z panem woźnym. „Jak pan w ogóle mógł pomyśleć, że byłbym w stanie… Poza tym, w tym czasie kłóciłem się z moją dziewczyną. To znaczy, byłą dziewczyną”. Bo nie miałem najmniejszych wątpliwości, że Rita chce tylko… Jak się to mówi? Tak, że chce się na mnie wyżyć. Miałem kilka poważnych wad charakterologicznych, a ona chciała mi je wytknąć w gwałtownym wybuchu emocji, dlatego moja obecność była nieodzowna.
Skoro tak, musiałem doprowadzić się do porządku. Zawróciłem do Coconut Grove i zaparkowałem po drugiej stronie mostu nad kanałem. Kanał był dobry, głęboki. Spod rosnących na brzegu drzew wytoczyłem kilka kamieni, włożyłem je do torby z gumowymi rękawicami, plastikową maską i nożem i wrzuciłem torbę do kanału.
Potem zatrzymałem się jeszcze raz, w ciemnym parczku niedaleko domu Rity, i dokładnie się umyłem. Musiałem być czysty i elegancki.
Wysłuchiwanie wrzasków rozwścieczonej kobiety powinno być traktowane jako półoficjalne spotkanie.
Wyobraźcie tylko sobie, jak bardzo byłem zaskoczony, kiedy kilka minut później zadzwoniłem do jej drzwi. Nie otworzyła ich gwałtownym szarpnięciem, bynajmniej nie zaczęła ciskać we mnie meblami ani obrzucać mnie wyzwiskami. Otworzyła drzwi bardzo powoli i ostrożnie, na wpół za nimi ukryta, jakby bała się tego, co czekało za progiem. A zważywszy, że za progiem czekałem ja, okazała tym rzadki u niej zdrowy rozsądek.
— Dexter? — powiedziała cicho i nieśmiało, jakby nie była pewna, czy chce usłyszeć odpowiedź pozytywną, czy negatywną. — Nie byłam pewna czy… czy przyjdziesz.
— Ale przyszedłem — odparłem uprzejmie.
Milczała tak długo, że poczułem się nieswojo. Wreszcie uchyliła drzwi.
— Wejdziesz? Proszę…
Jeśli zaskoczył mnie jej niepewny głos, jakże inny od głosu, jakim przemawiała do mnie dotychczas, wyobraźcie sobie, jak bardzo zdumiał mnie jej strój. Nazywa się to chyba peniuar, w każdym razie zważywszy ilość materiału zużytego do jego uszycia, było to coś, czego praktycznie rzecz biorąc, nie było. Bez względu na nazwę, miała to nic na sobie. I chociaż pomysł był co najmniej dziwaczny, wszystko wskazywało na to, że włożyła to specjalnie dla mnie.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Demony dobrego Dextera»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Demony dobrego Dextera» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Demony dobrego Dextera» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.