Jeff Lindsay - Demony dobrego Dextera
Здесь есть возможность читать онлайн «Jeff Lindsay - Demony dobrego Dextera» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2006, ISBN: 2006, Издательство: Amber, Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Demony dobrego Dextera
- Автор:
- Издательство:Amber
- Жанр:
- Год:2006
- Город:Warszawa
- ISBN:8324125922
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Demony dobrego Dextera: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Demony dobrego Dextera»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Demony dobrego Dextera — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Demony dobrego Dextera», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
— Policjantka Morgan — rzuciła LaGuerta. — Nie poznałam pani w ubraniu.
— Niektórzy nie zauważają wielu oczywistych rzeczy — wypaliła Debora, zanim zdążyłem ją powstrzymać.
— To prawda — odparowała LaGuerta. — Dlatego niektórzy nigdy nie zostaną detektywami. — Było to zwycięstwo całkowite i odniesione bez najmniejszego wysiłku, dlatego LaGuerta nawet nie zaczekała, żeby sprawdzić, czy piłka trafiła do bramki. Odwróciła się plecami do Debory i zagadała do Doakesa: — Dowiedz się, kto ma klucze do budynku. Kto mógł tu wejść, kiedy chciał.
— Uhm — odparł Doakes. — Sprawdzić zamki? Może się włamał.
— Nie — odrzekła LaGuerta z lekko i jakże ślicznie zmarszczonym czołem. — Oto nasz lód. — Zerknęła na Deborę. — Ta chłodnia miała nas tylko zmylić. — Ponownie przeniosła wzrok na Doakesa. — Do uszkodzenia tkanek doszło pod wpływem lodu. Tego tu. Dlatego morderca musi mieć coś wspólnego z tym lodowiskiem. — Jeszcze raz zerknęła na Deborę. — A nie z samochodem chłodnią.
— Uhm — powtórzył Doakes. Nie był chyba do końca przekonany, ale to nie on tu dowodził. LaGuerta spojrzała na mnie.
— Możesz już chyba wracać do domu, Dexter — powiedziała. — Jeśli będziesz potrzebny, wiem, gdzie cię szukać. — Przynajmniej nie puściła do mnie oka.
Deb odprowadziła mnie do wielkich, podwójnych drzwi.
— Jeśli nic się nie zmieni, za rok będę przeprowadzała dzieci przez ulicę — mruknęła.
— Przesadzasz. Najdalej za dwa miesiące. — Dzięki.
— Posłuchaj. Nie możesz sprzeciwiać się jej tak otwarcie. Widziałaś, jak robi to Doakes? Trochę subtelności, na miłość boską.
— Subtelność. — Nagle stanęła jak wryta i chwyciła mnie za ramię. — To ty posłuchaj. To nie jest żadna gra.
— Ależ oczywiście, że jest. Polityczna. A ty nie umiesz w nią grać.
— Ja w nic nie gram — warknęła. — Tu chodzi o ludzkie życie. Na wolności grasuje rzeźnik z nożem i będzie tak grasował, dopóki rządzi tu ta durna baba.
Zdusiłem przypływ nadziei.
— Może i tak…
— Nie może, tylko na pewno.
— Ale nie zmienisz tego, jeśli skażą cię na wygnanie i przeniosą do drogówki w Coconut Grove.
— Nie, ale mogę to zmienić, znajdując rzeźnika.
No, tak. Niektórzy nie mają zielonego pojęcia, jak kręci się ten świat. Bo pod innymi względami Deb była bardzo bystrą dziewczyną, naprawdę. Po prostu odziedziczyła po Harrym zabójczą bezpośredniość i otwarte, prostolinijne podejście do życia, zapominając odziedziczyć mądrość. Bezceremonialność była dla jej ojca sposobem na przedarcie się przez zwały ludzkiego kału. Ona zaś udawała, że zwałów tych nie ma.
Do samochodu podrzucili mnie radiowozem, jednym z tych przed stadionem. Jechałem do domu, wyobrażając sobie, że mam tę głowę, że owinąłem ją w bibułkę i włożyłem do bagażnika, że głowa jedzie ze mną. To straszne i głupie, wiem. Pierwszy raz w życiu zrozumiałem tych smutnych mężczyzn, zwykle członków Arabskiego Bractwa Mistycznej Świątyni czy innych masonów, którzy pieszczą damskie buciki i noszą brudną bieliznę. Koszmarne uczucie. Miałem ochotę natychmiast wziąć prysznic, chociaż z taką samą ochotą pogłaskałbym teraz tę głowę.
Sęk w tym, że jej nie miałem. Nie pozostało mi zatem nic innego, jak wracać do domu. Jechałem powoli, kilka kilometrów poniżej dozwolonej prędkości. W Miami to tak, jakbym przypiął sobie do pleców kartkę z napisem: DAJ Mi KOPA. Nikt mnie oczywiście nie kopnął. Musieliby przedtem zwolnić. Ale siedem razy zatrąbiono na mnie klaksonem, osiem razy pokazano mi uniesiony palec, a pięć samochodów wyminęło mnie z rykiem silnika, zjeżdżając czy to na pobocze czy na przeciwległy pas ruchu.
Ale tego dnia nie potrafił mnie rozweselić nawet dobry humor innych kierowców. Byłem potwornie zmęczony, zdeprymowany i musiałem spokojnie pomyśleć z dala od panującego na stadionie rozgwaru i głupiej paplaniny tej kretynki LaGuerty. Powolna jazda dała mi czas na zastanowienie, na rozszyfrowanie znaczenia tego, co się stało. Stwierdziłem, że w głowie pobrzmiewa mi jedno i wciąż to samo wyrażenie, że nieustannie odbija się od zagłębień i wypukłości mojego wyczerpanego mózgu. Że wyrażenie to żyje własnym życiem, że im dłużej słyszę je w myślach, tym większy ma sens. Było jak kusząca mantra. Stało się kluczem do rozmyślań o mordercy, o toczącej się po jezdni głowie i o samochodowym lusterku między suchutkimi, cudownie czystymi częściami ludzkiego ciała.
Na jego miejscu…
Lusterko — co bym chciał przez to powiedzieć na jego miejscu? Chłodnia — co bym z nią zrobił?
Oczywiście nie byłem na jego miejscu, poza tym zazdrość szkodzi duszy, ale ponieważ ja duszy nie mam, a przynajmniej nic o tym nie wiem, rzecz była bez znaczenia. Tak więc na jego miejscu porzuciłbym chłodnię w jakimś rowie czy kanale w pobliżu stadionu. A potem jak najszybciej bym uciekł. Przygotowanym zawczasu samochodem? Skradzionym? To by zależało. Czy na jego miejscu od początku bym wszystko zaplanował — i z góry wiedział, że podrzucę zwłoki na lodowisko — czy też improwizowałbym w odpowiedzi na pościg na autostradzie?
Tylko że to nie miało sensu. Przecież nie mógł liczyć na to, że ktoś będzie go ścigał aż do North Bay Village, prawda? Ale w takim razie dlaczego woził w szoferce głowę? A musiał ją tam wozić, bo inaczej nie zdążyłby nią we mnie rzucić. No i dlaczego zawiózł ciało na lodowisko? Dziwny wybór. Owszem, było tam dużo lodu, było sprzyjające pracy zimno. Ale wielki, rozbrzmiewający echem stadion nie nadaje się do przeżywania intymnych chwil — na jego miejscu tak bym pomyślał. Stadion to straszne, bezkresne pustkowie, które zupełnie nie sprzyja prawdziwie twórczej pracy. Owszem, miło jest je odwiedzić, ale żeby od razu urządzać tam studio czy atelier? Przecież to wysypisko śmieci, a nie warsztat pracy. Po prostu nie było tam odpowiedniej atmosfery.
Tak bym pomyślał — na jego miejscu.
Wynikałoby z tego, że wystawa na stadionie jest śmiałym krokiem w głąb niezbadanego terytorium. Krok ten miał doprowadzić policję do szału, a już na pewno ich zmylić, skierować na niewłaściwy trop. Zakładając oczywiście, że jakikolwiek by znaleźli, co zdawało się coraz mniej prawdopodobne.
I zwieńczyć to wszystko lusterkiem: skoro miałem rację co do powodów, dla których wybrał lodowisko, w takim razie to, że wzbogacił scenografię o lusterko, byłoby dowodem na słuszność mojej teorii, swoistym komentarzem na temat tego, co się stało, podobnie jak to, że rzucił we mnie ludzką głową. Byłoby deklaracją, która skupia wszystkie pozostałe wątki, która podsumowuje je, porządkuje i układa z taką samą starannością, z jaką on ułożył poćwiartowane zwłoki. Deklaracją i eleganckim podpisem pod nowym, ważnym dziełem. No więc cóż by ta deklaracja głosiła, gdybym to ja był jej autorem?
Widzę cię.
Tak. Oczywiście, że tak, chociaż to trochę zbyt oczywiste. Widzę cię. Obserwuję, wiem, że za mną podążasz. Ale wyprzedzam cię, jestem daleko przed tobą, mam wpływ na twój kurs i prędkość, śledzę każdy twój krok. Widzę cię. Wiem, kim jesteś i gdzie jesteś, podczas gdy ty wiesz jedynie to, że patrzę. Że widzę.
Tak, wszystko pasowało. W takim razie dlaczego ani trochę mi nie ulżyło?
No i co miałem powiedzieć mojej biednej Deborze? Rzecz była tak intymna, że prawie zapomniałem, iż ma również aspekt publiczny jakże ważny dla mojej siostry i jej kariery zawodowej. Przecież nie mogłem jej powiedzieć — ani jej, ani nikomu innemu — że morderca próbuje dać mi coś do zrozumienia, że sprawdza, czy jestem na tyle inteligentny, że usłyszę jego przesłanie i zareaguję. Skoro nie mogłem jej powiedzieć tego, to co mogłem? I czy naprawdę chciałem?
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Demony dobrego Dextera»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Demony dobrego Dextera» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Demony dobrego Dextera» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.