– To bezpieczne miejsce?
– Najbezpieczniejsze pod słońcem. Ona i jej mąż mają ogromny dom, pięć kilometrów za miastem, wyizolowane gospodarstwo rolne. Siostra ma dwóch synów, jeden z nich jest rówieśnikiem Francois, chłopiec będzie się tam świetnie czuł. Dwie i pół godziny jechałem w jedną stronę i dwie i pół w drugą,
Jesteś zmęczony?
– Jak diabli. Jutro rano nie przyjdę do pracy.
– Zgoda, nie przyjdziesz do pracy, ale najpóźniej o dziewiątej musisz, stawić się u mnie w domu, w Marinelli.
– Po co?
– Po Livię, zawieziesz ją do Palermo, na lotnisko.
– Oczywiście.
– Co, już nie jesteś zmęczony, Mimi?
Livia spała niespokojnie, co jakiś czas pojękując. Montalbano zamknął drzwi sypialni, usiadł w fotelu i włączył telewizor, nastawiając głos jak najciszej. W Televigacie szwagier Galluzza mówił, że tunezyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych oficjalnie sprostowało kilka omyłkowych informacji, jakie pojawiły się w doniesieniach o nieszczęśliwym wypadku zakończonym śmiercią marynarza. Komunikat przeczył fantazyjnym pogłoskom, jakoby w rzeczywistości zastrzelony nie był marynarzem, tylko dość znanym dziennikarzem, Benem Dhahabem. To zwykła zbieżność nazwisk, ponieważ dziennikarz Ben Dhahab żyje i nieprzerwanie pełni swe obowiązki w redakcji. W samym Tunisie – głosił dalej komunikat – można znaleźć około dwudziestu mężczyzn o nazwisku Ben Dhahab.
Montalbano wyłączył telewizor. A więc jednak coś drgnęło: ktoś zaczął wykonywać asekuranckie ruchy, wyprzedzać ciosy i szukać alibi.
Usłyszał warkot nadjeżdżającego samochodu, który zatrzymał się wreszcie na placyku przed bramą. Komisarz podbiegł otworzyć. To był Nicolo.
– Przyjechałem najszybciej, jak mogłem – powiedział, wchodząc.
– Dziękuję.
– Livia śpi? – spytał dziennikarz, rozglądając się wokół.
– Tak. Jutro rano wylatuje do Genui.
– Bardzo mi przykro, że nie mogę się z nią przywitać.
– Nicolo, przyniosłeś kamerę?
Dziennikarz wyjął z kieszeni przyrząd wielkości czterech złożonych razem – dwa na górze, dwa na dole – pudełek papierosów.
– Proszę, trzymaj. Ja idę spać.
– O nie. Musisz mi ją zainstalować w miejscu, gdzie nie będzie można jej zauważyć.
– A jak mam to zrobić, skoro tam teraz jest Livia?
– Nicolo, wbiłeś sobie do głowy, że chcę się sfilmować podczas pieprzenia. Kamerę masz ustawić w tym pokoju.
– Co chcesz sfilmować?
– Rozmowę między mną a człowiekiem siedzącym dokładnie w miejscu, w którym jesteś.
Nicolo Zito spojrzał przed siebie, uśmiechnął się.
– Ten regał z książkami wydaje się do tego stworzony. Przysunął do regału krzesło i stanął na nim. Przemieścił kilka książek, ustawił kamerę, zszedł, usiadł na poprzednim miejscu i spojrzał w górę.
– Stąd nie widać – powiedział z satysfakcją. – Chodź i sam sprawdź.
Komisarz sprawdził.
– Chyba w porządku.
– Zostań tam – powiedział Nicolo.
Znów wszedł na krzesło, pomajstrował trochę.
– Co ona teraz robi? – spytał Montalbano.
– Filmuje cię.
– Naprawdę? Nie słyszę najmniejszego odgłosu.
– Mówiłem ci, że to cudo.
Nicolo raz jeszcze powtórzył ceremoniał wchodzenia i schodzenia z krzesła. Ale tym razem trzymał w ręku kamerę. Pokazał ją Montalbanowi.
– Salvo, to bardzo proste. Naciskając ten guzik, przewijasz taśmę do początku. A teraz unieś kamerę na wysokość oka i wciśnij ten guzik. Spróbuj.
Montalbano zrobił to i zobaczył siebie samego – był maleńki. Potem usłyszał glos mikroba, czyli swój, który zadawał pytanie: „Co ona teraz robi?”, i głos Nicola, który odpowiadał: „Filmuje cię”.
– Wspaniale – skomentował komisarz. – Ale jest jeszcze jedna rzecz. Czy można ją odtworzyć tylko w ten sposób?
– Ależ nie – odparł Nicolo, wyciągając z kieszeni zwykłą kasetę, która w środku wyglądała nieco inaczej. – Popatrz, jak to robię. Wyjmuję taśmę z kamery… jak widzisz, jest wielkości kasety sekretarki telefonicznej… i wkładam do tej kasety, która została zaprojektowana specjalnie po to, żeby pasowała do twojego odtwarzacza wideo.
– Słuchaj, ale żeby zacząć na nią nagrywać, to co muszę zrobić?
– Wcisnąć ten drugi guzik.
Na widok bardziej zdezorientowanej niż przekonanej twarzy komisarza Nicolo spytał z powątpiewaniem:
– Będziesz umiał ją obsłużyć?
– Daj spokój, pewnie! – odpowiedział urażony Montalbano.
– A więc skąd ta mina?
– Bo nie mogę wejść na krzesło w obecności osoby, którą muszę sfilmować. Nabrałaby podejrzeń.
– Sprawdź, czy uda ci się uruchomić kamerę, nie wchodząc na krzesło, tylko wspinając się na palce.
Udało się.
– A więc to proste. Zostawisz jakąś książkę na stole. Kiedy gość przyjdzie, jakby nigdy nic odłożysz ją na miejsce, a przy okazji wciśniesz guzik.
Droga Livio, niestety nie mogę czekać, aż się obudzisz, muszę jechać do Montelusy, do kwestora. Do Palermo odwiezie Cię Mimi, którego już o to prosiłem. Postaraj się wyciszyć. Zadzwonię wieczorem.
Całuję
Salvo
Komiwojażer najgorszej kategorii na pewno lepiej by się wyraził, bardziej uczuciowo i z większą fantazją. Napisał raz jeszcze i, co dziwne, liścik wyszedł mu dokładnie tak samo. No cóż, to nieprawda, że miał się zobaczyć z kwestorem, chciał tylko uniknąć sceny pożegnania. Było to kłamstwo, bujda, a nie umiał oszukiwać osób, które szanował. Za to małe kłamstewka wychodziły mu nieźle. I to jeszcze jak!
W biurze czekał na niego wzburzony Fazio.
– Komisarzu, od pół godziny staram się do pana dodzwonić, ale musiał pan wyłączyć telefon.
– Co cię napadło?
– Dzwonił facet, który przypadkiem odkrył zwłoki starej kobiety. W Villasecie, na ulicy Garibaldiego. W tym samym domu, gdzie zaczailiśmy się na chłopca. Dlatego pana szukałem.
Montalbana jakby prąd poraził.
– Tortorella i Galluzzo już tam są. Galluzzo przed chwilą dzwonił. Powiedział, że to ta sama kobieta, którą zawiózł do pańskiego domu.
Aisza.
Cios pięścią, jaki Montalbano sam sobie wymierzył w twarz, nie był tak mocny, żeby wybić mu zęby, lecz wystarczający, by rozkwasić wargę.
– Co pana napadło, komisarzu? – spytał zdumiony Fazio.
Pewnie, że Aisza była świadkiem, tak samo jak Francois, ale on myślał tylko o chłopcu, tylko o niego zadbał. Jest kutasem i niczym więcej!
Fazio podał mu chustkę.
– Proszę wytrzeć krew.
Aisza była skręconym zawiniątkiem u stóp schodów, które prowadziły do pokoju Karimy.
– Na pierwszy rzut oka wygląda na to, że upadła i złamała sobie kark – powiedział doktor Pasquano, którego wezwał Tortorella. – Ale po sekcji będę umiał powiedzieć coś więcej. Bo żeby zrzucić taką staruszkę jak ona, wystarczy podmuch.
– A gdzie Galluzzo? – spytał Montalbano Tortorellę.
– Pojechał do Montelusy, żeby porozmawiać z Tunezyjką, u której zatrzymała się nieboszczka. Chce zapytać, dlaczego tutaj wróciła, czy ktoś ją wezwał.
Kiedy ambulans odjeżdżał, komisarz wszedł do domu Aiszy, uniósł kamień przy palenisku, wziął książeczkę oszczędnościową na okaziciela, dmuchnął, żeby usunąć pył, i włożył ją sobie do kieszeni.
– Komisarzu!
To był Gulluzzo. Nie, nikt nie dzwonił do Aiszy. Wbiła sobie do głowy, że musi wrócić do domu, wstała bladym świtem, wsiadła do autobusu i nie spóźniła się na spotkanie ze śmiercią.
Читать дальше