Andrea Camilleri - Pies z terakoty

Здесь есть возможность читать онлайн «Andrea Camilleri - Pies z terakoty» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Pies z terakoty: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Pies z terakoty»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Kolejna powieść sensacyjna z komisarzem Montalbano w roli głównej łączy wątek kryminalny z gorzko-ironicznym obrazem sycylijskiej prowincji. W miasteczku Vigata dzieją się rzeczy zdumiewające: jeden z mafijnych bossów koniecznie chce się oddać w ręce policji złodzieje z niezrozumiałych powodów porzucają ciężarówkę z wielkim łupem. Sprawy zaczynają przybierać dramatyczny obrót, kiedy ginie jedyny

Pies z terakoty — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Pies z terakoty», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Tana? – odważył się zapytać Montalbano.

Kwestor nawet nie odpowiedział.

– Dlaczego? Nie dowiemy się nigdy, to pewne. I podczas gdy my byliśmy na konferencji prasowej, oni wsadzali go do jakiegoś pierwszego lepszego samochodu w eskorcie dwóch agentów w cywilu… Boże, jakie to cwaniaki!… oczywiście po to, żeby nie rzucać się w oczy, i kiedy od strony Trabii wyjechało z podrzędnej alejki dwóch facetów na potężnym motocyklu, całkowicie anonimowych, bo mieli kaski na głowach… Obaj agenci nie żyją, on w szpitalu walczy o życie. To tyle.

Montalbano przyjął wiadomość w milczeniu i pomyślał cynicznie, że gdyby zabili Tana kilka godzin wcześniej, jemu zaoszczędziliby tortury udziału w konferencji prasowej. Zaczął zadawać pytania tylko dlatego, że ten wybuch goryczy wyraźnie uspokoił kwestora.

– Ale skąd wiedzieli, że…

Kwestor uderzył ręką w oparcie przedniego siedzenia, aż kierowca podskoczył na swoim miejscu, a samochód lekko się zakołysał.

– Co to za pytanie, Montalbano? Wtyczka, i tyle. I to mnie doprowadza do szału.

Kolejne pytanie komisarz zadał dopiero po kilku minutach.

– Więc po co my tam jedziemy?

– Chce z panem rozmawiać. Czuje, że umiera, i chce coś panu powiedzieć.

– Aha. A pan dlaczego zadaje sobie tyle trudu? Mógłbym pojechać sam.

– Jadę z panem, żeby uniknąć opóźnień, kłopotów. Tamci, w swojej subtelnej inteligencji, byliby pewnie zdolni uniemożliwić panu tę rozmowę.

Przed bramą szpitala stał wóz pancerny. Po ogrodzie, z opuszczonymi karabinami, chodziło chyba dziesięciu strażników.

– Kutasy – powiedział kwestor.

Z narastającym napięciem, co najmniej pięć razy musieli poddać się kontroli, aż wreszcie dotarli do korytarza, z którego wchodziło się do pokoju Tana. Wszyscy chorzy zostali stamtąd wywiezieni; przeprowadzka odbyła się wśród przekleństw i złorzeczeń. Na dwóch przeciwległych końcach korytarza stali czterej uzbrojeni policjanci, dwaj inni trzymali wartę przed drzwiami, za którymi musiał przebywać Tano. Kwestor pokazał im przepustkę.

– Gratuluję – powiedział do podoficera.

– Czego, panie kwestorze?

– Wzorowej służby.

– Dziękuję. – Twarz podoficera rozjaśniła się w uśmiechu; biedak nie wyczuł ironii, z jaką kwestor wypowiedział pochwałę.

– Niech pan wejdzie sam, ja zaczekam.

Dopiero wtedy kwestor zauważył, że Montalbano jest siny, a pot oblewa mu czoło.

– Mój Boże, Montalbano! Co się z panem dzieje? Źle się pan czuje?

– Czuję się świetnie – odpowiedział komisarz przez zaciśnięte zęby.

Nie mówił prawdy, tak naprawdę czuł się potwornie. Z nieboszczyków nic sobie nie robił, mógł spać spokojnie w ich towarzystwie, udawać, że je z nimi kolację lub gra w kanastę albo w durnia, nie robili na nim wrażenia, lecz na widok umierających pocił się, ręce zaczynały mu drżeć, czuł, że ogarnia go chłód i pali w żołądku.

Pod prześcieradłem ciało Tana wydawało się krótkie, mniejsze, niż zapamiętał. Ręce leżały bezwładnie wzdłuż boków, prawa była grubo owinięta bandażem. Z nosa, który sprawiał wrażenie przezroczystego, wychodziły rurki przewodów z tlenem, twarz wyglądała jak maska woskowej kukły. Powstrzymując chęć ucieczki, komisarz wziął metalowe krzesło i usiadł przy umierającym, który miał zamknięte oczy; można by pomyśleć, że śpi.

– Tano, Tano. To ja, komisarz Montalbano.

Tamten zareagował natychmiast, uniósł powieki, drgnął, jak gdyby chciał usiąść na łóżku. Ten gest był z pewnością podyktowany instynktem ściganego przez lata zwierzęcia. Następnie wzrok Tana zatrzymał się na komisarzu, napięcie ciała wyraźnie zaczęło ustępować.

– Chciał pan ze mną rozmawiać?

Tano przytaknął, a na jego ustach pojawił się lekki uśmiech. Mówił bardzo powoli, z wielkim wysiłkiem.

– Więc jednak zepchnęli mnie z drogi.

Nawiązywał do rozmowy, którą odbyli w domku, lecz Montalbano nie wiedział, jak odpowiedzieć.

– Proszę się przybliżyć.

Montalbano podniósł się z krzesła i pochylił nad rannym.

– Jeszcze.

Komisarz pochylił się tak nisko, że aż dotknął uchem warg umierającego – parzący oddech przepełnił go wstrętem. I wówczas Tano powiedział mu to, co miał do powiedzenia, jasno i precyzyjnie. Lecz mówienie zmęczyło go, ponownie zamknął oczy i Montalbano nie wiedział, co robić: odejść czy pozostać jeszcze przez chwilę. Usiadł, a wtedy Tano znowu coś powiedział stłumionym głosem. Komisarz podniósł się i pochylił nad umierającym.

– Nie usłyszałem.

– Boję się.

Był przerażony, i to tak bardzo, że nie wahał się tego wyznać. Czy to oznaczało współczucie – ta nagła fala ciepła, to poruszenie serca, to zasmucenie? Montalbano położył dłoń na czole Tana i tym razem spontanicznie przeszedł na ty.

– Nie krępuj się, nie wstydź. Również dlatego jesteś człowiekiem. Wszyscy będziemy się bali tej drogi. Żegnaj, Tano.

Wyszedł szybkim krokiem, zamknął za sobą drzwi. Oprócz kwestora i agentów byli teraz w korytarzu De Dominicis i Sciacchitano. Podbiegli do niego.

– Co powiedział? – spytał niecierpliwie De Dominicis.

– Nic, nie zdążył mi powiedzieć niczego. Najwyraźniej chciał, ale nie zdążył. Umiera.

– Cóż – westchnął z powątpiewaniem Sciacchitano.

Montalbano z całym spokojem położył mu otwartą dłoń na piersi i mocno go popchnął. Tamten cofnął się, zdziwiony, o trzy kroki.

– I nie ruszaj się stamtąd – rzucił przez zęby komisarz.

– Montalbano, wystarczy – zainterweniował kwestor.

Wydawało się, że De Dominicis nie przykłada wielkiej wagi do konfliktu między policjantami.

– Ciekawe, co takiego chciał panu powiedzieć – nalegał, wbijając w niego pytające spojrzenie, z wyrazem, który miał oznaczać: wciskasz mi kit.

– Jeśli to panu sprawi przyjemność, spróbuję zgadnąć – odwarknął nieuprzejmie Montalbano.

Przed wyjściem ze szpitala wychylił w barze podwójną J &B bez wody. Ruszyli w kierunku Montelusy. Komisarz obliczył, że około wpół do ósmej wróci do Vigaty, a więc na spotkanie z Ingrid mógł się stawić punktualnie.

– Powiedział, prawda? – spytał spokojnie kwestor.

– Tak.

– Coś ważnego?

– Tak myślę.

– Dlaczego chciał to powiedzieć właśnie panu?

– Obiecał, że osobiście mi się odwdzięczy za lojalność, jaką mu okazałem w całej tej sprawie.

– Słucham pana.

Kiedy Montalbano skończył relację, kwestor pogrążył się w myślach. Następnie głęboko westchnął.

– Niech pan przeprowadzi wszystko sam, ze swoimi ludźmi. Lepiej, żeby nikt się o niczym nie dowiedział. Nie wolno tego rozgłaszać nawet w kwesturze: dopiero co miał pan okazję się przekonać, że wtyczki mogą być wszędzie.

W widoczny sposób znów popadł w zły nastrój, który ogarnął go już podczas drogi do Palermo.

– Do tego doszło! – rzucił wściekle.

Kiedy byli w połowie drogi, zadzwonił telefon.

– Tak? – odpowiedział kwestor.

Z drugiej strony ktoś mówił krótko.

Kwestor podziękował i zwrócił się do komisarza.

– To był De Dominicis. Uprzejmie poinformował, że Tano umarł w chwili, gdy wychodziliśmy ze szpitala.

– Teraz dopiero powinni uważać – powiedział Montalbano.

– Na co?

– Żeby im nie ukradli zwłok – odparł z ponurą ironią komisarz.

Przez dłuższy czas jechali w milczeniu.

– Dlaczego De Dominicis zadał sobie tyle trudu, żeby pana powiadomić o śmierci Tana?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Pies z terakoty»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Pies z terakoty» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Andrea Camilleri - The Dance of the Seagull
Andrea Camilleri
Andrea Camilleri - The Age Of Doubt
Andrea Camilleri
Andrea Camilleri - Zapach Nocy
Andrea Camilleri
Andrea Camilleri - Złodziej Kanapek
Andrea Camilleri
Andrea Camilleri - La Excursión A Tindari
Andrea Camilleri
Andrea Camilleri - La Forma Del Agua
Andrea Camilleri
Andrea Camilleri - Il cane di terracotta
Andrea Camilleri
Andrea Camilleri - Il medaglione
Andrea Camilleri
Andrea Camilleri - Der vertauschte Sohn
Andrea Camilleri
Andrea Camilleri - Der unschickliche Antrag
Andrea Camilleri
Отзывы о книге «Pies z terakoty»

Обсуждение, отзывы о книге «Pies z terakoty» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x