Drugi komandos stanowił niemal zupełne przeciwieństwo Maszyny Miłości. Był wysoki, przystojny, miał dwadzieścia dziewięć lat, nazywał się Tom Reeves i był kapitanem. Dowództwo uważało go za obiecującego oficera, więc szybko awansował. We wspinaniu się po drabinie hierarchii służbowej przegonił nawet kilku bardziej doświadczonych poruczników, ale mimo swoich niewątpliwych umiejętności żołnierskich otrzymał od podwładnych przydomek „Calvin”, ponieważ wyglądał jak model z reklamy męskiej bielizny Calvina Kleina.
– Jezus Maria… Elvis! Gdzie ty się uczyłeś prowadzić? – wykrzyknął Maszyna Miłości. – Na konkursach demolowania samochodów?
– Dlaczego? – zapytał zdziwiony Elvis. – Gdzieście się schowali?
– A jak sądzisz, tępaku? W Nighthawku Dwa! Było nam tam całkiem dobrze, dopóki nie podstawiliście nas pod tę Pieprzoną rakie…
W tym momencie w ścianę nad ich głowami załomotały Pociski.
Komandosi 7. Szwadronu – oddział Bravo – nacierali na nich ławą. – 7 Zakładam, że podjeżdżając tu, robiliście to z jakimś zamiarem – powiedział Calvin Reeves do Booka II.
Brzęknął dzwonek, informując, że winda dojechała. Otworzyły się drzwi. Na szczęście kabina okazała się pusta. Oto nasz zamiar, sir – odparł Book II.
– Akceptuję – oświadczył Calvin i wbiegli do środka.
Book II natychmiast nacisnął klawisz zamykania.
Drzwi zaczęły się zamykać. Przez szczelinę wpadł do środka pojedynczy pocisk, uderzając z trzaskiem o ścianę naprzeciwko.
– Prędzej… – poganiał Elvis powolny mechanizm.
Drzwi ciągle jeszcze nie były domknięte.
Na dachu stojącego przed windą karalucha zadudniły uderzenia buciorów, trzasnęły repetowane pistolety maszynowe.
Połówki drzwi zetknęły się…
…i w tym samym momencie na ich wewnętrznej stronie wyskoczyły wielkie wybrzuszenia, wypchnięte pociskami dużego kalibru.
Chwilę im to zajęło, ale wreszcie, przesuwając się centymetr po centymetrze i przez cały czas zwisając na palcach z rynienki na kable, Schofield, Matka i reszta dotarli do szerokich drzwi po przeciwległej stronie szybu centralnego.
Wisząc na jednej ręce, Schofield wcisnął umieszczony na panelu obok drzwi czerwony klawisz i masywna przegroda natychmiast zaczęła się podnosić.
Podciągnął się w górę, upewnił się, że w pobliżu nie ma wroga, po czym zaczął pomagać pozostałym wspiąć się na górę.
Kiedy wszyscy byli bezpieczni, rozejrzeli się.
– Rany boskie… – wymamrotała Matka.
Mieli przed sobą wielki podziemny hangar lotniczy.
Na zajmujących całą ścianę monitorach w pomieszczeniu dowodzenia w głównym hangarze widać było migające obrazy tego, co działo się w różnych miejscach kompleksu.
Juliet Janson i prezydent biegli schodami.
Book II, Calvin Reeves, Elvis i Maszyna Miłości jechali windą. Właśnie wypchnęli klapę w suficie kabiny i wspinali się na Jej dach.
Schofield i reszta jego grupy wchodzili do podziemnego hangaru.
– Oddział Chanie, mamy ich. Tych z szybu wentylacyjnego. Hangar na poziomie jeden. Czterej marines: dwaj mężczyźni, dwie kobiety. Są wasi…
– Oddział Bravo, nasze cele właśnie wyszły z windy osobowej przez klapę w suficie. Zaraz stracę kontakt wzrokowy, ale są w szybie. Zamykam wszystkie drzwi na piętrach poza waszymi. Są zamknięci. Zdejmujcie ich…
– Sir, oddział Echo oczyścił resztę głównego hangaru. Oczekują dalszych rozkazów…
– Poślijcie ich na pomoc oddziałowi Charlie – powiedział Cezar Russell, obserwując monitor ukazujący Shane’a Schofielda.
– Echo, tu dowództwo, idźcie do hangaru na poziomie jeden na spotkanie z oddziałem Charlie…
– Oddział Echo – ochrona prezydenta wchodzi po schodach. Idą prosto na was. Oddział Delta – drzwi pożarowe na poziomie sześć są niestrzeżone. Możecie wchodzić na schody i atakować…
Był gigantyczny.
Miał co najmniej rozmiary hangaru na poziomie ziemi – ale prawdopodobnie był jeszcze większy.
Stało w nim kilka ogromnych samolotów.
Boeing 707 AWACS z zamontowanym z tyłu na kadłubie charakterystycznym talerzem obrotowej anteny. Dwa groźnie wyglądające „niewidzialne” bombowce B-2 – pomalowane pochłaniającą promienie radarowe specjalną czarną farbą – miały futurystyczny kształt skrzydeł i okienka kokpitu przypominające uniesione brwi. Przed jednym z B-2 stał Lockheed SR-71 Blackbird – najszybszy samolot bojowy świata – długi i smukły, z podwójnymi silnikami odrzutowymi z tyłu.
Potężne samoloty wznosiły się nad Schofieldem i jego ludźmi, wypełniając podziemną jaskinię.
– I co teraz? – spytała Matka. Schofield przez chwilę nie odpowiadał.
Przyglądał się uważnie boeingowi, stojącemu dziobem w kierunku poruszającej się w szybie głównym platformy do podnoszenia samolotów.
– Sprawdzimy, czy to, co mówią o sercu prezydenta, jest prawdą.
Na schodach pożarowych było pełno latających wszędzie pocisków.
Ochrona prezydenta, zredukowana do trójki agentów, prowadziła swojego podopiecznego schodami w górę, strzelając przed siebie ze wszystkiego, czym dysponowała: z uzi, sig-sauerów i zapasowych rewolwerów, noszonych zwykle przy kostce.
Prowadził agent Julio Ramondo. Choć ranny w ramię, wściekle ostrzeliwał schody przed nimi ze swojego uzi.
Za nim szła agentka specjalna Juliet Janson, która praktycznie przejęła dowodzenie – choć z powodu rangi wcale się jej to nie należało. Prezydent szedł tuż przy niej.
Trzeci agent ochrony – Curtis – osłaniał tyły, strzelając w dół schodów.
Dwudziestoośmioletnia Juliet Janson była najmłodszym członkiem ochrony, ale nie miało to teraz znaczenia.
Była magistrem kryminologii i psychologii, pokonywała sto metrów w 13,8 sekundy i znakomicie strzelała. Jej ojciec był amerykańskim biznesmenem, a matka pochodziła z Tajwanu i wykładała na uniwersytecie. Juliet odziedziczyła po niej euroazjatycką urodę – gładką oliwkową skórę, łagodnie zarysowaną linię dolnej szczęki, piękne migdałowe oczy i kruczoczarne włosy sięgające do ramion.
– Ramondo! Widzisz coś?! – zawołała, przekrzykując łomot kul.
Po nieudanej próbie wejścia na poziom 6 i okropnej śmierci Franka Cutlera prezydent i jego ochrona znaleźli się pomiędzy dwoma pododdziałami 7. Szwadronu.
Ścigał ich od dołu oddział z poziomu 6, a oddział, który zaatakował ich w pomieszczeniu socjalnym na poziomie 3, zbliżał się z góry.
Pozostało im jedynie biec – i próbować dostać się na któreś z pięter między 3 a 6 poziomem – zanim natkną się na ogień z góry i z dołu.
Widzę! – odkrzyknął Ramondo. – Chodźcie!
Po chwili Juliet Janson i prezydent znaleźli się przy Ramondo. Na schodach nad ich głowami dudniły kroki, od ścian odbijało się coraz więcej pocisków.
Janson przeczytała napis na najbliższych drzwiach:
POZIOM 5: STREFA ZWIERZĄT WSTĘP WZBRONIONY DRZWI WYŁĄCZNIE DO UŻYTKU AWARYJNEGO WEJŚCIE PRZEZ WINDY NA DRUGIM KOŃCU PIĘTRA
– Chyba mamy właśnie sytuację awaryjną – stwierdziła, po czym trzema strzałami z sig-sauera zniszczyła zamki.
Kopnęła w drzwi i pociągnęła prezydenta za sobą na poziom 5.
Book II patrzył w górę szybu windowego. Mniej więcej piętnaście metrów nad nimi znajdowały się drzwi prowadzące na poziom ziemi.
Stał na dachu kabiny windy, która przed chwilą zahamowała, a wokół niego stali Calvin, Elvis i Maszyna Miłości. Zamkniętą betonową studnię rozświetlały jedynie rozmieszczone w dużych odstępach słabe świetlówki.
Читать дальше