Po chwili byli już na końcu schodów. Znajdujące się tu drzwi zaopatrzono w napis:
POZIOM 6: STACJA KOLEI X.
Frank Cutler, który biegł pierwszy, bez namysłu chwycił za klamkę, szarpnął drzwi i…
…został zasypany gradem pocisków.
Twarz Cutlera i jego klatka piersiowa natychmiast zamieniły się w krwawą masę. Ciało dowódcy ochrony prezydenckiej zostało odrzucone w głąb klatki schodowej i przejechało kilka metrów po podłodze jak po lodzie. Agent, który stał bezpośrednio za nim, również zginął.
Z pozostałej grupki ochroniarzy wyskoczyła do przodu młoda agentka Juliet Janson i zatrzasnęła drzwi. Zanim to zrobiła, udało jej się rzucić okiem na scenerię za drzwiami. Widok mógł przerazić.
Najniższy poziom Strefy 7 – poziom 6 – wyglądał jak stacja metra. Między dwoma torami z bardzo szeroko rozstawionymi szynami znajdował się niski „peron”, a drzwi prowadzące do Awaryjnego Szybu Ewakuacyjnego – ich celu – były schowane w ścianie za prawymi torami.
Na wysokości tych drzwi, za „peronem”, ukrywał się cały oddział komandosów 7. Szwadronu – z pistoletami maszynowymi wycelowanymi w drzwi schodów pożarowych.
Przed komandosami leżało dziewięć ciał członków Grupy Osłaniającej numer 1 Secret Service.
Kiedy drzwi zatrzasnęły się z hukiem, agentka specjalna Juliet Janson odwróciła się.
– Szybko! – krzyknęła. – Z powrotem! Tempo!
– Wszystkie oddziały uwaga: oddział Delta ma kontakt z wrogiem – powiedział jeden z radiooperatorów w pomieszczeniu dowodzenia. – Powtarzam: oddział Delta ma kontakt z Wrogiem…
Shane Schofield próbował nie oddychać, by nie wydać z siebie żadnego dźwięku.
Wystarczy, jeśli wyjrzą za krawędź.
Wisiał, wczepiony czubkami palców w krawędź rynienki na kable, wyrytej w ścianie szybu – niecały metr pod krawędzią tunelu, którym przed chwilą przybiegli.
W tunelu stało czterech uzbrojonych po zęby komandosów 7. Szwadronu, którzy przed kilkoma sekundami dotarli do końca tunelu.
Matka, Gant i Mózgowiec wisieli obok Schofielda – także na zahaczonych o krawędź rynienki palcach.
Doskonale słyszeli głos komandosa nad nimi, który mówił właśnie do mikrofonu:
– Charlie Sześć, tu Charlie Jeden, nie ma ich w poprzecznym tunelu na poziomie jeden. Rozumiem – już idziemy.
Załomotały ciężkie kroki, a potem zapadła cisza. Schofield odetchnął z ulgą.
– Teraz dokąd? – spytał Mózgowiec.
– Tam – odparł Schofield i wskazał brodą stalowe wrota po przeciwległej stronie szybu.
– Gotów? – wrzasnął Book II do Elvisa.
– Gotów!
Book II popatrzył na wielki biały ciągnik, połączony liną z ogonem Nighthawka Dwa. Potężne opony, niziutko osadzona karoseria i maleńka, dwuosobowa kabina sprawiały, że pojazd wyglądał jak cegła na kołach albo jakiś gigantyczny insekt. Właśnie z powodu swojego wyglądu miał wśród pracowników lotnisk na całym świecie przydomek „Karaluch”.
Ciągnik, zamocowany do Nighthawka Dwa, stał przodem do pokrytej tytanem pancernej kurtyny, która kilka minut temu opadła przed wrotami hangaru, szczelnie go zamykając.
Book II trzymał w rękach dwie niklowane, paradne beretty – swoją i wziętą od leżącego na podłodze zabitego żołnierza piechoty morskiej.
– Siadaj za kierownicą! – wrzasnął do Elvisa. – Ja wsiądę z drugiej strony!
– Robi się!
– Okej! Teraz!
Błyskawicznie wstali i pomknęli przez otwartą przestrzeń. Ich nogi poruszały się w synchronicznym rytmie.
Niemal natychmiast w beton za nimi załomotały pociski.
Elvis skoczył na fotel kierowcy i zatrzasnął za sobą drzwi. Bookowi II udało się dotrzeć do drugich drzwi, ale został potężnie ostrzelany, zamiast więc wsiąść do kabiny, skoczył na dach pojazdu.
– Elvis! Gaz! – wrzasnął.
Elvis wcisnął rozrusznik i silnik ciągnika o mocy 600 koni mechanicznych ryknął przeraźliwie. Elvis wrzucił bieg i wcisnął pedał gazu.
Zapiszczały opony i ciągnik wyprysnął do przodu, prosto na pancerną zasłonę, oddzielającą bazę od świata. Bez trudu pociągnął za sobą Nighthawka Dwa – uzbrojony helikopter transportowy Super Stallion CH-53E.
Oba znajdujące się w hangarze pododdziały 7. Szwadronu – razem dwudziestu ludzi – rozproszyły się po hangarze i ruszyły w pogoń za karaluchem.
W boki pojazdu zagrzechotały kule.
Elvis szarpnął kierownicą i ciągnik zaczął zawracać, kierując się ku południowemu biuru.
Znajdujący się na dachu karalucha Book II ukląkł na jedno kolano i zaczął strzelać z obu pistoletów do zbliżających się komandosów 7. Szwadronu.
Niewiele to dało – przeciwnik miał zbyt wielką przewagę ognia. Rozkład sił był mniej więcej taki, jakby ktoś próbował zatrzymać nadlatującą rakietę typu Patriot z procy. Book II schował się za kabiną.
– A to skubaniec! – wrzasnął nagle Elvis. Book II popatrzył w górę.
Mniej więcej trzydzieści metrów przed nimi – dokładnie na torze ich jazdy – stał komandos z oddziału wroga. Na ramieniu trzymał wyrzutnię rakiet przeciwczołgowych Predator.
Pociągnął za spust.
Z tyłu wyrzutni wystrzelił snop dymu, a z przodu wyprysnął mały cylindryczny pocisk, który pomknął ku karaluchowi, Pozostawiając za sobą prostą jak struna smugę rozgrzanego powietrza.
Natychmiast szarpnął gwałtownie kierownicą w lewo. Potężny pojazd zakręcił tak ostro, że oba prawe koła uniosły się w powietrze. Przez chwilę można było sądzić, że ciągnij wjedzie prosto w przepaść szybu centralnego.
Obracał się jednak powoli z piskiem opon, aż w końcu zmienił kierunek jazdy. Teraz pędzili na północ, wąskim pasem podłogi między szybem a Marine One.
Nighthawk Dwa nie miał tyle szczęścia co oni.
Gwałtowny skręt Elvisa sprawił, że maszyna znalazła się dokładnie w polu rażenia Predatora.
Rakieta trafiła w helikopter i przebiła pancerne szyby jego kokpitu.
Efekt był piorunujący.
Cały przód super stalliona eksplodował, zasypując podłogę szkłem i poskręcanymi fragmentami metalu. W miejscu, gdzie powinna się znajdować oszklona kula kabiny pilotów, ziała teraz czarna dziura o poszarpanych brzegach.
Uderzenie rakiety zniszczyło także koła helikoptera, więc potężna maszyna – czy raczej to, co z niej zostało – była ciągnięta przez kierowany przez Elvisa pojazd po betonie, wznosząc kłęby iskier.
– Elvis! – wrzasnął Book II. – Do windy! Do głównej windy!
Ciągnik gnał na północ, a komandosi 7. Szwadronu skakali na boki jak pchły, próbując przed nim uciec.
Drzwi do windy znajdowały się po prawej stronie, więc Elvis znów gwałtownie szarpnął kierownicą. Karaluch skręcił w prawo, ścinając róg szybu centralnego – i zwisający z dachu pojazdu Book II przez ułamek sekundy ujrzał w dole kilkudziesięciometrową przepaść.
Trzy sekundy później ciągnik – ze szczątkami helikoptera za sobą – zatrzymał się, zarzucając na boki, przed drzwiami windy w północnej ścianie hangaru.
Book II zeskoczył na podłogę i wcisnął klawisz wzywający windę. Ledwie Elvis do niego dołączył, zza pojazdu wyskoczyło dwóch uzbrojonych ludzi.
Book II poderwał pistolety w górę.
– Stop! Stop! Stop! – krzyknął jeden z mężczyzn, pokojowo unosząc w górę własną broń.
– Spokojnie, sierżancie – powiedział drugi. – Jesteśmy z wami.
Book II puścił cyngle.
Obaj mężczyźni byli żołnierzami piechoty morskiej.
Jednym z nich był Ashley Lewicky, zawodowy sierżant o zrośniętych nad nosem brwiach, poobijanym nosie jak kartofel i szerokich ustach. Był do tego niski i krępy, a jego kryptonim, „Maszyna Miłości”, był złośliwym żartem. Miał mniej więcej tyle samo lat co Elvis i byli ze sobą bardzo zaprzyjaźnieni.
Читать дальше