Z zewnątrz doleciał głośny łomot.
Gant wyjrzała przez okienko samolotu.
– Cholera, są na skrzydle!
– Jezu… idą do drzwi! – jęknął Schofield. Wymienili się z Gant spojrzeniami.
– Będą szturmować samolot.
Wyglądali jak pełznące po samolociku zabawce mrówki. Ośmiu komandosów – po czterech z każdej strony – szło po skrzydłach boeinga.
Kapitan Luther „Pyton” Willis, dowódca oddziału Charlie 7. Szwadronu, stał na podłodze hangaru i patrzył na swoich ludzi, przesuwających się po skrzydłach.
– Avengery już są w drodze – powiedział jego starszy sierżant.
Pyton nie odpowiedział, jedynie skinął głową.
Schofield biegł środkowym przejściem wzdłuż samolotu i sprawdzał tylne wyjścia. Gant i Mózgowiec pilnowali obu bocznych okien.
– Tutaj nikogo nie ma! – zawołał Schofield z tyłu, gdzie były luki awaryjne. – Lis!
– Mam czterech na lewym skrzydle!
– Ja mam czterech na prawym! – krzyknął Mózgowiec.
– Matka!
Nie było odpowiedzi.
– Matka!
Schofield szybko pobiegł na dziób.
Nigdzie nie było śladu Newman. Miała pilnować przednich wejść do samolotu – klapy ratunkowej w podłodze przedniej kabiny i luków sufitowych nad fotelami katapultowymi pilotów.
Biegnąc, Schofield rzucił okiem na komandosów na lewym skrzydle.
Co oni tam właściwie robią?
Nie uda im się wejść do środka lukami przy skrzydłach, pomyślał Schofield. On i jego ludzie, nawet uzbrojeni tylko w pistolety, mogli skutecznie bronić tak małego wejścia.
W tym momencie zobaczył avengery.
Były dwa i wjeżdżały do hangaru po specjalnej rampie dla pojazdów kołowych, znajdującej się we wschodniej części poziomu.
Avenger to zmodyfikowany hunwee. Ma taką samą szeroką karoserię, ale w jego tylnej części zamontowane są dwie platformy do umieszczania na każdej czterech rakiet ziemia-powietrze typu Stinger. Pod spodem platform są jeszcze dodatkowo dwa ciężkie karabiny maszynowe kalibru pięćdziesiąt. W efekcie jest to bardzo skuteczna i bardzo ruchliwa jednostka, przeznaczona do niszczenia samolotów.
– Już wiem, co zamierzają! – zawołał Schofield. Zamierzali ostrzelać samolot ze stingerów, a potem, wykorzystując zamęt i dym, wejść do niego.
Świetny plan, pomyślał Schofield. I bardzo bolesny dla niego i trójki jego towarzyszy.
Avengery rozdzieliły się i pomknęły w bok, oflankowując samolot z obu stron.
Po chwili zniknęły z ograniczonego pola widzenia Schofielda.
Jasna cholera!
Trzeba coś zrobić, i to szybko…
WRUMMM!
Silniki na skrzydłach boeinga ożyły. W zamkniętym hangarze ich łoskot był ogłuszający.
Schofield okręcił się na pięcie.
– Matka…
Gdy boeing 747 zaczął się toczyć, wypełniając hangar ogłuszającym rykiem, avengery zahamowały.
Nagły ruch samolotu sprawił, że komandosi na skrzydłach stracili równowagę.
Schofield pognał do kokpitu.
Matka siedziała w fotelu pilota.
– Cześć, Strachu na Wróble! Dołączysz do niedzielnej przejażdżki?
– Latałaś kiedyś samolotem?
– Widziałam w kinie, jak to robi Kurt Russell. Chyba nie może się to wiele różnić od prowadzenia ciężarówki Ralpha…
TA-TA-TA-TAT!
O okno załomotały pociski i szyba rozprysnęła się, obsypując Newman i Schofielda szkłem. Na szczęście wszystkie trafiły jedynie w sufit.
Jeden z avengerów zahamował z piskiem niedaleko końca lewego skrzydła boeinga. Zamontowana na nim wyrzutnia rakiet obróciła się, stingery zostały wycelowane w kokpit.
– Matka! Szybko! W lewo!
– Co? – zdziwiła się. Skręt w lewo doprowadziłby do kolizji z avengerem.
– Rób, co mówię! – Schofield skoczył na fotel drugiego pilota i otworzył przepustnicę, równocześnie skręcając potężną maszynę ostro w lewo.
Boeing natychmiast zareagował.
Samolot gwałtownie przyspieszył, a zmiana kierunku ruchu sprawiła, że zaczął sunąć prosto na avengera.
Siedzący w nim komandosi 7. Szwadronu natychmiast zrozumieli, co się święci.
Zrezygnowali z prób wycelowania stingerów w samolot i zaczęli zeskakiwać z pojazdu. Sekundę po tym, jak uciekł ostatni z nich, wielkie przednie koła boeinga przejechały po avengerze, zgniatając go jak puszkę po napojach.
– Juhhu! – wrzasnęła Matka, kiedy samolot podskoczył na zmiażdżonej przeszkodzie.
– To jeszcze nie koniec – mruknął Schofield. – Mają jeszcze jednego. Lis! Gdzie drugi avenger?
Gant i Mózgowiec siedzieli cały czas w głównej kabinie samolotu, pilnując luków wejściowych przy obu skrzydłach – Gant z MP-10, Mózgowiec z berettą.
– Z tyłu po lewej! – odkrzyknęła Gant. Avenger stał przy północnej ścianie, jego wyrzutnie rakiet były podniesione i gotowe do strzału. Spod jednej z platform wystrzeliła nagle chmura dymu. – Pozycje do przetrwania! Rakieta w drodze!
Po chwili rozległa się ogłuszająca eksplozja i cały boeing zadygotał, a jego tylne koła uniosły się nad podłogę hangaru.
Do głównej kabiny wpadły kłęby gęstego dymu, natychmiast wypełniając wszystkie zakamarki. Kadłub opadł, zawieszenie zadrżało.
– Trafili nas w ogon! – wrzasnęła Gant. Niestety prawda była znacznie gorsza.
Rakieta z drugiego avengera oderwała cały ogon boeinga, pozostawiając na jego miejscu czarną, ziejącą dziurę. Wielki statecznik pionowy leżał pogięty i poszarpany na podłodze hangaru.
Samolot dalej zataczał krąg, potężne koła obracały się coraz szybciej, ale wciąż był ze wszystkich stron ostrzeliwany przez otaczających go komandosów z 7. Szwadronu.
Wyglądało to niesamowicie – coś tak wielkiego i ciężkiego, Poruszającego się z tak wielką prędkością, stanowiło niezapomniany widok.
Samolot zdążył obrócić się już niemal o sto osiemdziesiąt stopni – czubek jego prawego skrzydła ocierał się o blackbirda SR-71 – i jego niczym nie chroniony tył był wystawiony na bezpośredni ogień komandosów w hangarze.
Pociski wpadały do głównej kabiny, szarpiąc sufit i ściany. Kiedy na Gant i Mózgowca sypnęły się kawały plastiku i metalu, padli na podłogę.
– Pieprzyć to! – wrzasnął Mózgowiec. – Nie uczą tego na Wyspie Parrisa!
Book II zsuwał się szybko po pionowym kablu, biegnącym między ścianą a windą. Calvin, Elvis i Maszyna Miłości zjeżdżali po innych kablach tuż za nim.
Uniknęli ostrzału na dachu windy, teraz jednak musieli znaleźć jakieś wyjście z szybu windowego, zanim komandosi 7. Szwadronu obejdą kabinę, która ich w tej chwili zasłaniała.
Book II zatrzymał się przy oznakowanych wielką czarną jedynką drzwiach w ścianie szybu i natychmiast usłyszał dolatujące zza nich odgłosy walki – klekot broni automatycznej, wybuchy, pisk opon.
– Lepiej nie tędy – powiedział Calvin Reeves, który zatrzymał się przy Booku II. – Spróbujmy następne.
Ruszyli ponownie w dół.
Pyton Willis obserwował boeinga, krążącego w szalonym pędzie po hangarze.
– Avenger Dwa: strzelaj w kokpit. Dwie rakiety – powiedział beznamiętnym głosem do mikrofonu w hełmie.
Schofield wciskał jak szalony pedały służące do sterowania samolotem.
– Matka! – wrzasnął. – Wracaj do głównej kabiny! Osłaniaj ogon! Żeby mi nikt tamtędy nie wlazł! Ja się zajmę prowadzeniem!
Matka złapała M-16 i ruszyła na ogon.
Kiedy wyszła, w polu widzenia Schofielda pojawił się pozostały avenger – pod północną ścianą. Szybko zawracał, zajmując nową pozycję i szykując się do kolejnego odpalenia stingerów. Schofield wcisnął klawisz interkomu.
Читать дальше