– Mózgowiec! – rozległ się po chwili wzmocniony przez megafony głos. – Włącz ochronę elektroniczną!
Na dźwięk głosu Schofielda Mózgowiec uniósł głowę.
– No przecież! Oczywiście!
– O czym on mówi? – krzyknęła Gant.
Ale Mózgowiec podpełzał już do jednej z konsolet. Wślizgnął się na stojący przed nią fotel i natychmiast zaczął stukać w klawiaturę.
Gant wyglądała przez „swój” luk i choć ściany hangaru pędziły, bez trudu dostrzegła avengera, przygotowującego się do odpalenia stingerów.
– Zaraz znów nas trafią!
– Mózgowiec… – odezwał się w głośnikach pełen oczekiwania głos Schofielda.
Mózgowiec pisał bardzo szybko. Na ekranie litery ułożyły się w napis: URUCHOMIĆ ZAKŁÓCANIE FŚ.
– Pozycje do przetrwania! – wrzasnęła Gant.
Z wyrzutni avengera wystrzeliły dwie chmury dymu…
…i dokładnie w tym samym momencie Mózgowiec wcisnął klawisz ENTER.
Dwa stingery leciały jak po sznurku – ciągnąc za sobą bliźniacze smugi dymu – kierując się ku dziobowi boeinga.
Nagle oszalały.
Choć były naprowadzane na cel czujnikami temperatury, elektroniczne urządzenia antyrakietowe samolotu zakłóciły w nich obieg prądu i zniszczyły ich wewnętrzne układy logiczne. Wyglądało to tak, jakby uderzyła w nie fala elektronicznego hałasu, wysyłana z gigantycznej obrotowej anteny AWACS.
Rakiety sfiksowały.
Natychmiast złamały szyk i zaczęły się od siebie oddalać, rysując w powietrzu dymem wielką literę Y o zaokrąglonych odnogach. Prawy stinger przemknął pod boeingiem, lewy nad nim.
Schofield mógł z kokpitu obserwować jedną z rakiet – przemknęła tuż przed dziobem boeinga, zawróciła i zaczęła lecieć w kierunku avengera, z którego ją wystrzelono.
Sekundę później stinger uderzył w ścianę hangaru tuż nad avengerem – we wbudowaną w ścianę metalową szafę.
Rakieta eksplodowała, wyrywając ze ściany potężne kawały betonu i rozrzucając je na kilka metrów wokół. Stalowe drzwi szaty zostały wyrwane z zawiasów i spadły na podłogę, zamienione w poskręcany złom. Na pojazd, z którego wystrzelono stingera, pospadały grudy betonowego gruzu.
Bez względu na to, co znajdowało się w szafie, zostało upieczone.
Po hangarze ciągle jeszcze latała jedna pozbawiona kontroli rakieta.
Zakręciła wokół resztek ogona boeinga, po czym zawróciła i huknęła w pomocną ścianę hangaru, tuż obok drzwi windy osobowej.
Ze ściany wytrysnął gejzer kawałów betonu, zasypując podłogę warstwą gruzu.
Na tym jednak się nie skończyło; to co nastąpiło po chwili, było znacznie bardziej widowiskowe.
Z dziury w ścianie trysnął drugi gejzer – tym razem wody. Jej ciśnienie było tak potężne, że poziomy słup wody sięgał kilku metrów.
– O cholera… – mruknął Schofield.
Ścianami szybu windy osobowej wstrząsnęła potężna eksplozja.
Book II, wiszący wraz z pozostałymi żołnierzami przy drzwiach prowadzących do poziomu 3 – drzwi do poziomu 2 także okazały się zamknięte, zsunęli się więc jeszcze piętro niżej – gwałtownie poderwał głowę.
Widok, jaki ujrzał, był zarówno zaskakujący, jak i przerażający. Mniej więcej dwadzieścia metrów nad nimi, tuż przy drzwiach do poziomu 1, potężny wybuch wyrwał kawał ściany. W dziurze pojawiła się woda.
Chlusnęło na nich, jakby polano ich ze strażackiego węża.
Z dziury na poziomie 1 zaczęły się wylewać strumienie wody, dudniąc jak wodospad. W okamgnieniu byli przemoczeni.
Mogli się tylko mocno trzymać i czekać. Po chwili Book II, spychany z góry narastającym ciężarem wody, stwierdził, że impet jest zbyt mocny. Nie utrzymają się. Spadną.
– …wszystkie oddziały uwaga! Mamy dziurę w zbiornikach wody na poziomie jeden. Powtarzam: zbiorniki wody na poziomie jeden zostały rozszczelnione…
– …woda ze zbiorników dostaje się do szybu windy osobowej…
– Rozpocząć kontrakcję – polecił ze spokojem Cezar Russell. – Odciąć szyb. Nie powstrzymywać wody. Niech zaleje szyb.
– Tak jest!
Maszyna Miłości spadł pierwszy.
Jego chwyt na tyle osłabł, że puścił kabel i poleciał w dół.
Choć spadał bardzo szybko, dla Booka II odbywało się to jakby w zwolnionym tempie, jak w koszmarnych snach: Maszyna Miłości miał szeroko otwarte oczy i rozdziawione usta, ale łoskot wody zagłuszał jego krzyk. Nie minęło więcej niż kilka sekund, gdy zniknął w mroku szybu w dole.
– Cholera jasna! – zaklął Book II.
A potem zrobił jedyną rzecz, jaką uważał za słuszną.
– Sierżancie! Nie! – zawył Calvin, było już jednak za późno.
Book II rozwarł nieco palce i niczym wystrzelony z armaty, pomknął w dół kabla za Maszyną Miłości.
Zjeżdżał w ciemność.
Zdawało mu się, że zsuwa się bardzo długo. Temperatura wytworzona tarciem paliła go przez cienkie rękawiczki od wyjściowego munduru.
Nagle z głośnym pluskiem wpadł do wody, która zalała dno szybu.
Głębokiej wody. Tak jak miał nadzieję.
Jak przypuszczał, nie trzeba było dużo czasu, by w mającym mniej więcej trzy metry średnicy szybie – zakładając, że wszystkie drzwi są pozamykane – woda stała się wystarczająco głęboka, aby zamortyzować upadek z góry.
Maszyna Miłości unosił się na wodzie tuż obok. Łapczywie chwytał powietrze, pluł wodą, ale żył.
– Wszystko gra?
– Jasne… – wysapał Maszyna Miłości.
Kilka chwil później zjawili się Calvin i Elvis – również ześlizgnęli się po kablach. Wodospad w dalszym ciągu dudnił, woda wokół nich kotłowała się.
– No to świetnie, Kapitanie Fantastic – powiedział do Calvina Elvis. – Nasz bezpieczny szyb windowy wypełnia się wodą. Co pan proponuje?
Calvin wahał się z odpowiedzią.
Book II był bardziej zdecydowany. Skinął głową w kierunku znajdujących się tuż nad ich głowami drzwi.
– Proste. Spadamy stąd!
– W dupę kopane… – jęknął Mózgowiec, obserwujący z kabiny boeinga strumienie wody.
Ze ściany obok windy osobowej wytryskiwał potężny gejzer, zalewający błyskawicznie podłogę hangaru.
– Co tu się dzieje?
– Kolejny dzień szaleństwa i destrukcji w towarzystwie Stracha na Wróble – odparła spokojnie Newman.
– Spójrzcie tutaj! – krzyknęła Gant. – Co się stało z kolesiami ze skrzydeł?
Matka i Mózgowiec skierowali wzrok ku skrzydłom.
Nikogo na nich nie było.
Komandosi 7. Szwadronu zniknęli.
W tym momencie nad ich głowami rozległ się głośny tupot.
Boeing w dalszym ciągu zataczał koło po hangarze, tyle że teraz sunął przez dwucentymetrową warstwę wody.
Niemal już kończył pełen obrót – i teraz był skierowany dziobem w kierunku pustej części hangaru, prowadzącej do szeroko otwartych wrót szybu, w którym poruszała się platforma do podnoszenia samolotów.
Schofield energicznie wciskał pedały, próbując utrzymać kontrolę nad potężną maszyną.
Po chwili wrota do szybu głównego znalazły się dokładnie przed nimi. Nagle z góry spadła kaskada wody, zasłaniając niczym kurtyna widok na szyb.
Hydrauliczna platforma była prawdopodobnie najlepszą drogą ucieczki z potrzasku, ale kiedy ostatni raz ją widzieli, stała na którymś z niższych poziomów.
Zanim Schofield zdążył się zastanowić, z sufitu nad nimi buchnęły snopy iskier.
Znajdowała się tam jedna z umieszczonych w dachu kokpitu boeinga klap awaryjnych – wystrzeliwanych za pomocą ładunku wybuchowego w chwili, gdy uruchamiano stojący pod nią fotel katapultowy.
Читать дальше