Prezydent popatrzył na Franka Cutlera.
– „A na wypadek, gdyby myślał pan o ucieczce ze Strefy Siedem…” – Russell uniósł trzymany w ręku przedmiot.
Była to walizka z nierdzewnej stali.
Stalowa walizka chorążego Carla Webstera.
Do rączki walizki przypięte były kajdanki, których drugi koniec zwisał luźno i był zbryzgany krwią.
Russell trzymał w ręku Piłkę.
Była otwarta.
Pośrodku walizki widać było płaską szklaną płytę analizatora odcisku dłoni i klawiaturę. Analizator odcisku dłoni był zaprogramowany na rozpoznawanie odcisku dłoni prezydenta, tak więc jedynie on mógł uzbrajać – i rozbrajać – termonuklearny arsenał Stanów Zjednoczonych.
Jakimś sposobem Russellowi udało się sfałszować odcisk dłoni prezydenta i wpisać kody uzbrajające bomby. Jak mu się udało tego dokonać?
– „Poza podłączeniem do przekaźnika w pańskim sercu, panie prezydencie, wszystkie bomby na lotniskach zostały podłączone do zerującego się minutnika, nastawionego – jak widać na ekranie Piłki – na dziewięćdziesiąt minut. Tylko przyłożenie do analizatora pańskiej dłoni – powtarzane co dziewięćdziesiąt minut – zresetuje minutnik i zatrzyma wybuch bomb, proszę więc nie myśleć o opuszczeniu nas. Dla pańskiej informacji dodam, że Piłka będzie się znajdować w głównym hangarze. To wielki dzień w historii naszego narodu, panie prezydencie – dzień rozliczenia. Jutro o świcie – Czwartego Lipca – dowiemy się, czy obudzimy się w nowej, odrodzonej Ameryce. Życzę szczęścia, panie prezydencie, i niech Bóg ma w opiece pańską duszę”.
Gdy Russell kończył, główne wejście do pomieszczenia socjalnego otworzyło się gwałtownie i do środka wpadł oddział komandosów 7. Szwadronu w budzących przerażenie maskach gazowych ERG-6 na twarzach – dowodzony przez majora Logana. Wszystkie lufy pluły ogniem.
Wyścig się rozpoczął.
3 lipca, godzina 7.00
Główny hangar zamienił się w pole bitwy. Kiedy Shane Schofield biegł co sił w kierunku północnego oszklonego biura, wokół jego stóp rykoszetowały pociski. Gdy dopadł do drzwi, odwrócił się i krzyknął:
– Marines! Rozprosz się!
Nic więcej nie zdążył powiedzieć, bo okno tuż obok niego rozprysnęło się na milion kawałków. Zanurkował za pierwszą lepszą osłonę, po czym popełzł w kierunku prezydenckich helikopterów i ciągników holowniczych, aby się za nimi schować.
Gdy spojrzał za siebie, zobaczył, jak przez rozbite okna biura wyskakują uzbrojeni komandosi piechoty morskiej i chwilę potem do środka wpada wystrzelona z naramiennej wyrzutni rakieta typu Predator, wnętrze eksploduje, a na boki wypryskują jęzory ognia i chmury okruchów szkła.
Wślizgnął się pod Marine One i znalazł się tuż obok Libby Gant i Mózgowca.
Wokół dudniły wystrzały. Przez strzelaninę przebił się głos, wzmacniany przez głośniki w hangarze:
– ŻYCZĘ SZCZĘŚCIA, PANIE PREZYDENCIE, I NIECH BÓG MA W OPIECE PAŃSKĄ DUSZĘ.
– Jasna cholera! – wrzasnął Mózgowiec.
– Tędy! – krzyknął Schofield, wpełzając pod wielki helikopter.
Po chwili dotarł do kratownicy w podłodze i podniósł ją. Pod Kratownicą był szyb wentylacyjny. Stalowe ściany opadały Pionowo w dół, znikając w ciemnościach.
– Wynosimy się stąd! – wrzasnął Schofield.
W tym momencie w podłodze Marine One otworzyła się klapa – niemal odcinając Schofieldowi głowę – i na podłogą tuż za nim zeskoczyła postać z wycelowanym prosto w jego głowę M-16 w rękach.
– Kurwa! To ty! – wrzasnęła Matka i skuliła się tuż obok swego byłego dowódcy. – Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin – powiedziała do Gant i rzuciła jej pistolet maszynowy MP10. – Przykro mi, Strachu na Wróble, ale dla ciebie nic nie mam. Więcej nie było w skrzynce zbrojeniowej na pokładzie. W przednim arsenale są różne rzeczy, ale klucz do niego ma Artylerzysta.
– Nieważne – odparł Schofield. – Najpierw musimy się stąd wydostać i przegrupować. Potem pomyślimy, jak załatwić tych drani. Tędy!
Pierwsi ześlizgnęli się w dół Gant i Mózgowiec, oparli się o ściany szybu plecami i nogami i zaczęli schodzić w dół.
– Widziałeś te bzdury w telewizji? – spytała Matka Schofielda, podpełzając do szybu.
– Nie, zbyt byłem zajęty uciekaniem przed kulami.
– To mam ci sporo do opowiedzenia – oświadczyła i jako ostatnia zeszła do szybu.
Prezydent Stanów Zjednoczonych przemieszczał się szybciej niż kiedykolwiek w życiu. Tak naprawdę jego stopy ledwie dotykały podłogi.
Na widok wpadających do sali komandosów 7. Szwadronu dziewięciu członków prezydenckiej ochrony zaczęło działać jak automaty.
Czterech ludzi natychmiast zajęło pozycje obronne między prezydentem a intruzami i odrzuciło poły płaszczy, wydobywając na wierzch pistolety maszynowe Uzi. Pistolety zawarczały, wyrzucając z siebie pociski z prędkością 600 sztuk na minutę.
Pozostałych pięciu agentów wzięło prezydenta między siebie i pociągnęło do najbliższego wyjścia pożarowego. Został niemal uniesiony w powietrze i wypchnięty siłą z pomieszczenia, ale był chroniony przez ciała ochroniarzy.
Zanim drzwi się zatrzasnęły, zdołali zobaczyć, z jaką precyzją komandosi 7. Szwadronu zajmują pozycje za kanapami, otwartymi drzwiczkami i szafkami, „żabimi skokami” zbliżają się do czwórki pozostawionych w sali ludzi z Secret Service, po czym wykańczają ich po kolei z karabinków szturmowych P-90.
Uzi ma co prawda szybkostrzelność 600 pocisków na minutę, ale wyprodukowany w Belgii, w firmie FN Herstal P-90 osiąga niesamowitą szybkostrzelność 900 pocisków na minutę. Zaokrąglona osłona ręki, obudowa mieszcząca specjalny system stabilizujący broń podczas strzelania i magazynek na 100 naboi, umieszczony pod lufą, sprawiają, że pistolet wygląda jak rodem z powieści science fiction.
– Schodami na dół! – krzyknął Frank Cutler, gdy pociski załomotały po drugiej stronie stalowych drzwi. – Do drugiego wyjścia!
Prezydent i reszta jego ochrony pobiegli w dół schodów, biorąc po cztery stopnie naraz i zakręcając o sto osiemdziesiąt stopni na każdym półpiętrze. Każdy agent miał w ręku broń – uzi, sig-sauera lub inną.
Prezydent mógł jedynie biec wraz z nimi – tak ciasno był otoczony.
– Grupa Osłaniająca Jeden! Zgłoś się! – wrzasnął Cutler do mikrofonu na nadgarstku.
Nie otrzymał odpowiedzi.
– Grupa Osłaniająca Jeden! Zgłoś się! Zbliżamy się z Patriotą* do wyjścia numer jeden i musimy wiedzieć, czy jest otwarte!
* [Komandosi z trzech dziesięcioosobowych pododdziałów Kryptonim prezydenta Stanów Zjednoczonych (przyp. tłum.).]
I tym razem nie dostał odpowiedzi.
W głównym hangarze Book II tkwił w piekle.
Kule orały podłogę wokół niego, na głowę leciało mu szkło.
Siedział razem z Elvisem pod zewnętrzną ścianą pomocnego biura – w maleńkim zagłębieniu między jego drzwiami i pancernymi wrotami hangaru. Udało im się wyskoczyć z biura przez rozbite okno na chwilę przed zniszczeniem go przez rakietę Predator.
7. Szwadron byli wszędzie – poruszali się szybko i precyzyjnie, okrążali helikoptery, przeskakiwali zabitych, przyciskając kolby pistoletów do barków i spoglądając wzdłuż luf w poszukiwaniu następnego celu.
Book widział, jak z drugiej strony hangaru, z południowego biura, wybiega około dziesięciu rozkrzyczanych urzędników Białego Domu i wpada prosto na pododdział 7. Szwadronu.
Niemal wszyscy zginęli na miejscu, ścięci z nóg falą bezlitosnego ognia. Dobijani, podrygiwali w agonii na podłodze.
Читать дальше