– Ma pani rację – wtrącił Marino. – Hej! Przecież Boltz to przystojny facet. Nie musi wsypywać babce środka nasennego, żeby się z nią zabawić!
– To szuja! – wrzasnęła Abby. – Pewnie robił to już wiele razy i za każdym razem uchodziło mu na sucho! Postraszył mnie, że jeżeli kiedykolwiek komukolwiek o tym wspomnę, zrobi ze mnie szmatę! Powiedział, że mnie zrujnuje!
– I co potem? – nalegał Marino. – Potem zaczął mieć wyrzuty sumienia i zaczął przekazywać pani informacje?
– Nie! Więcej nie miałam nic do czynienia z tym ścierwem! Gdybym znalazła się w odległości dziesięciu jardów od niego, rozwaliłabym mu łeb! Żadna z moich informacji nie pochodziła od niego!
To nie mogła być prawda.
To, co mówiła Abby, musiało być kłamstwem. Chciałam jakoś wymazać z pamięci jej słowa, lecz jak? Wszak tylko potwierdzały wcześniejsze wydarzenia.
Tamtego wieczora musiała od razu rozpoznać białe audi Billa zaparkowane na podjeździe przed moim domem. Tego ranka, gdy zastała go w swoim domu, krzykiem kazała mu się wynosić, bo nie mogła znieść jego widoku.
Bill ostrzegał mnie przed nią; twierdził, że jest pełna złości i chęci zemsty, że nie cofnie się przed niczym. Dlaczego mi to powiedział? Dlaczego? Czyżby przygotowywał sobie grunt obrony, gdyby Abby kiedykolwiek ośmieliła się go oskarżyć?
Okłamał mnie. Nie odrzucił jej awansów, kiedy odwiózł ją do domu po kolacji, jak mi powiedział… jego samochód stał przed jej domem do wczesnych godzin rannych.
Przed oczyma miałam wspomnienia tych kilku razy, gdy byliśmy z Billem sam na sam w moim salonie, na kanapie. Słabo zrobiło mi się na myśl o tym, jak bardzo był brutalny… lecz wtedy winę za jego agresywne zachowanie zrzuciłam na wypity alkohol. Czyżby takie właśnie było jego drugie oblicze? Czyżby znajdował przyjemność w braniu siłą?
Kiedy przyjechałam na miejsce, już tu był, w tym domu. Nic dziwnego, że tak szybko zareagował; jego zainteresowanie znacznie wykraczało poza ramy profesjonalizmu. Na pewno rozpoznał adres Abby i pewnie wiedział, do czyjego domu dostał wezwanie, na długo zanim policja sprawdziła dane w swych rejestrach. Chciał zobaczyć ciało na własne oczy; upewnić się.
Może nawet miał nadzieję, że to Abby padła ofiarą Dusiciela? Wtedy nie musiałby już się martwić, że komukolwiek piśnie słowo na temat tego, co jej zrobił.
Siedząc bez ruchu, usiłowałam zachować kamienną twarz. Nie mogłam tego po sobie okazać! Och, Boże… nie mogłam przecież tego po sobie okazać…
W drugim pokoju zaczął nagle dzwonić telefon; dzwonił i dzwonił, lecz nikt nie poszedł go odebrać.
Od strony schodów znowu dały się słyszeć kroki oraz brzęczenie metalu ocierającego się o stopnie i ciche buczenie krótkofalówek. To sanitariusze wnosili nosze na trzecie piętro.
Abby usiłowała zapalić papierosa, lecz ręce drżały jej zbyt mocno; w końcu wrzuciła papierosa i zapaloną zapałkę do popielniczki.
– Jeżeli naprawdę kazał pan mnie śledzić – odezwała się cichym głosem – i zrobił to pan, chcąc się przekonać, czy sypiam z Boltzem, by wyciągnąć od niego informacje, to powinien pan wiedzieć, że mówię prawdę. Po tym, co się wydarzyło tamtej nocy, nie zbliżyłam się do skurwysyna!
Marino nic nie odpowiedział, lecz cisza wystarczyła.
Abby nie spotkała się z Boltzem od tamtego czasu. Później, gdy sanitariusze znosili nosze, stała oparta o framugę, zaciskając na niej palce tak mocno, aż pobielały jej kłykcie. Z twarzą zamienioną w maskę bólu i rozpaczy obserwowała biały kształt na noszach.
Delikatnie dotknęłam ramienia Abby i wyszłam, wiedząc, że w żaden sposób nie jestem w stanie złagodzić jej bólu. Na schodach czuć było zapach zgnilizny; gdy wyszłam wreszcie przed dom, jasne słońce zupełnie mnie oślepiło.
Ciało Henny Yarborough, mokre od wielokrotnego mycia, lśniło na metalowym stole niczym marmur. Byłam z nią sama w sali autopsyjnej, zaszywając ostatni kawałek długiego cięcia w kształcie litery Y, biegnącego od jej wzgórka łonowego do mostka i rozgałęziającego się na piersi.
Wingo, zanim wyszedł wieczorem do domu, zajął się jej głową; górna część czaszki znajdowała się idealnie na miejscu, a nacięcie z tyłu przykryte zostało zgrabnie ciemnymi włosami ofiary. Od jasnej skóry szyi odcinało się czerwone znamię po stryczku, którym została uduszona. Jej twarz była nabrzmiała i purpurowa, czego ani ja, ani specjaliści z domu pogrzebowego nigdy już nie zmienią.
Przy drzwiach do kostnicy zabrzęczał dzwonek; zerknęłam na zegar – było parę minut po dziewiątej wieczorem.
Przeciąwszy nić skalpelem, przykryłam ciało prześcieradłem i zdjęłam rękawiczki. Kiedy wiozłam ciało do chłodni, usłyszałam jak Fred, nocny strażnik, rozmawia z kimś przy drzwiach.
Gdy wyszłam z chłodni i zamknęłam za sobą ciężkie stalowe drzwi, zobaczyłam Marino opierającego się o biurko i palącego papierosa.
Przyglądał się w milczeniu, jak zbieram próbki tkanki i krwi i przyklejam etykietki na tubki.
– Znalazłaś coś, o czym powinienem wiedzieć?
– Przyczyną jej śmierci jest niedotlenienie spowodowane uduszeniem przez zadzierzgnięcie sznura wokół szyi – odparłam mechanicznie.
– A co z włóknami, śladami…
– Znalazłam kilka różnych włókien…
– No, cóż – przerwał mi. – Za to ja mam kilka spraw.
– No, cóż – odrzekłam dokładnie tym samym tonem. – A ja chcę stąd jak najszybciej wyjść.
– Hej, doktorku! Sam chciałem ci to zaproponować. Mam ochotę na przejażdżkę, co ty na to?
Przerwałam pracę i spojrzałam na niego; wilgotne włosy przyklejały mu się do łysiejącej głowy, krawat zwisał luźno, a tył koszuli z krótkimi rękawami był okropnie pomarszczony, jakby Marino cały dzień siedział za kierownicą. Pod lewym ramieniem miał skórzaną kaburę na rewolwer o długiej lufie. W ostrym świetle jarzeniówek wyglądał nieomal groźnie; oczy skrywały mu się w cieniu, a na policzku drgał mięsień.
– Lepiej będzie, jeżeli pojedziesz ze mną – dodał spokojnie. – Zaczekam sobie tutaj, dopóki się nie przebierzesz i nie zadzwonisz do domu.
Zadzwonię do domu? Skąd on wiedział, że w domu czeka na mnie ktoś, kogo powinnam powiadomić o spóźnieniu na kolację? Nigdy nie mówiłam mu o odwiedzinach siostrzenicy. Nigdy nie wspominałam o Bercie. Moim zdaniem to, co robiłam poza godzinami pracy, nie należało do zakresu obowiązków pana sierżanta Marino.
Właśnie chciałam mu powiedzieć, że nie mam najmniejszej ochoty nigdzie z nim jechać, ale powstrzymało mnie jego ponure spojrzenie.
– No, dobra – mruknęłam. – Dobra.
Kiedy szłam do szatni, kątem oka widziałam, że nadal opiera się o biurko i spokojnie pali papierosa. Umyłam twarz nad zlewem, zdjęłam fartuch i włożyłam z powrotem bluzkę i spódnicę. Byłam tak rozkojarzona, że otworzyłam szafkę i wyjęłam czysty fartuch, zanim zdałam sobie sprawę z tego, co robię. Po co mi fartuch? Przecież nie wracam już dziś do pracy. Aktówkę i żakiet zostawiłam w biurze na piętrze.
Poszłam po nie, po czym dołączyłam do Marino. Gdy znaleźliśmy się na parkingu, otworzyłam drzwi od strony pasażera, strzepnęłam okruchy i zmięte serwetki z siedzenia i wsiadłam.
Marino wycofał wóz z parkingu, nie odzywając się do mnie ani słowem. Czerwone światełko skanera radiowego mrugało na mnie, przekazując wiadomości, które najwyraźniej nie interesowały Marino, a których bardzo często w ogóle nie mogłam zrozumieć. Gliniarze mamrotali dziwne wyrazy do mikrofonów, a niektórzy chyba coś jedli w tym czasie.
Читать дальше