Światło zmieniło się wreszcie na zielone i ruszyliśmy.
– Czy on cię zgwałcił? – nalegał Marino, jakby mnie nie znał; jakbym była jedną z tych „babek”, które go wzywały w przeszłości. Poczułam, że krew napływa mi do twarzy. – Czy kiedykolwiek sprawił ci ból? Usiłował dusić czy coś w tym stylu?…
Pociemniało mi przed oczyma; usłyszałam krew pulsującą w skroniach. Jeszcze nigdy w życiu nie byłam tak wściekła.
– Nie! Powiedziałam ci o nim wszystko, co wiem! Nie zamierzam mówić już nic więcej, do ciężkiej cholery! Koniec i kropka!
Marino był tak zdumiony, że zamilkł; przez chwilę nie wiedziałam, gdzie jesteśmy.
Dokładnie na wprost nas znajdowała się biała twarz zegara; cienie i rozmazane kształty wreszcie złożyły się w całość i zobaczyłam parking przed kostnicą, budynek mego biura i samochód stojący nieopodal.
Trzęsącymi się dłońmi odpięłam pasy i wysiadłam z wozu Marino. Drżałam na całym ciele.
We wtorek padało; deszcz lał się z szarego nieba tak potężnymi strumieniami, że wycieraczki nie nadążały ściągać go z przedniej szyby. Wraz z kilkoma tysiącami innych samochodów pełzłam powoli w korku na autostradzie.
Pogoda doskonale odzwierciedlała mój nastrój; po rozmowie z Marino czułam się jak chora; było mi niedobrze. Od jak dawna wiedział? Jak często widywał audi Billa zaparkowane na podjeździe przed moim domem? Czy przejeżdżał moją ulicą powodowany zwykłą ciekawością, czy było w tym coś więcej? Ciekawiło go, jak mieszka pani naczelny koroner. Założę się, że wiedział, ile wynosi moja pensja i jak wielką zaciągnęłam hipotekę na dom.
Widząc przed sobą migające światła, zjechałam na lewy pas i minęłam ambulans; policjanci kierowali ruchem, przepuszczając samochody obok nieźle pokiereszowanej furgonetki. Moje myśli przerwały wiadomości radiowe.
– …Henna Yarborough została zgwałcona i uduszona, policja uważa, że zbrodnię popełnił ten sam człowiek, który w ostatnich dwóch miesiącach zamordował w Richmond już cztery kobiety…
Zrobiłam głośniej radio i słuchałam informacji, które powtarzano po raz kolejny tego ranka. Zdawało się, że w ostatnich dniach mieszkańców Richmond interesują tylko morderstwa.
– …ostatnie doniesienie: wedle informacji dostarczonych nam przez źródło blisko związane z dochodzeniem, doktor Lori Petersen najprawdopodobniej usiłowała dodzwonić się na policję tuż przed tym, jak została brutalnie zamordowana…
Ten interesujący szczegół został dokładnie opisany na pierwszej stronie porannych gazet.
– …Dyrektora do Spraw Bezpieczeństwa Publicznego, Normana Tannera, zastaliśmy w domu…
Tanner przeczytał najwyraźniej wcześniej przygotowane oświadczenie.
– Policja została już poinformowana o zaistniałej sytuacji. Ze względu na dobro dochodzenia nie mogę udzielić żadnych innych komentarzy…
– Czy wie pan, kto dostarczył tę informację, panie Tanner? – zapytał jeden z dziennikarzy.
– Nie mam prawa z kimkolwiek o tym rozmawiać.
Nie mógł o tym rozmawiać, bo nie miał pojęcia.
Ale ja wiedziałam.
Tak zwanym źródłem blisko związanym z dochodzeniem była z całą pewnością sama Abby. Nigdzie nie znalazłam artykułu podpisanego jej nazwiskiem. Najwyraźniej szef zdjął ją z tego przydziału. A ponieważ nie mogła pisać tego, co chciała, dostarczała informacji kolegom po fachu. Przypomniałam sobie jej groźbę: „Ktoś mi za to zapłaci…” Chciała, żeby zapłacił Bill, policja, władze miasta i sam Pan Bóg. Czekałam, kiedy pojawią się wiadomości o włamaniu do mojego komputera i źle oznakowanym folderze PERK-u – wtedy to ja bym jej zapłaciła.
Do biura dojechałam dopiero o wpół do dziewiątej; telefony już się urywały.
– Ciągle wydzwaniają dziennikarze z gazet i telewizji, a przed chwilą chciał z panią rozmawiać jakiś facet z New Jersey, który podobno ma zamiar napisać książkę o tych sprawach – powiadomiła mnie Rose, podając mi jednocześnie gruby plik karteczek z wiadomościami.
Zapaliłam papierosa.
– Byłoby strasznie, gdyby się okazało, że Lori Petersen faktycznie usiłowała zadzwonić na policję – dodała; na jej twarzy zobaczyłam troskę.
– Po prostu odsyłaj wszystkich ciekawskich na drugą stronę ulicy – odparłam. – Każdy, kto chce coś wiedzieć, niech dzwoni do Amburgeya.
Komisarz przysłał mi już kilka elektronicznych wiadomości, domagając się natychmiastowego dostarczenia mu raportu z autopsji Henny Yarborough; w ostatniej słowo „natychmiast” zostało wytłuszczone i podkreślone, a na końcu drań dopisał: „Spodziewam się wyjaśnienia dotyczącego rewelacji w»Timesie«.”
Czyżby implikował, że w jakiś sposób byłam odpowiedzialna za ten ostatni przeciek informacji? Czyżby oskarżał mnie o powiedzenie dziennikarzom o oddalonym wezwaniu Lori?
Nie zamierzałam mu się z niczego tłumaczyć. Nic dziś ode mnie nie dostanie, nawet gdyby przysłał mi jeszcze dwadzieścia podobnych wiadomości, a potem zjawił się tu osobiście!
– Przyszedł sierżant Marino – dodała Rose, zupełnie wyprowadzając mnie z równowagi. – Przyjmie go pani?
Wiedziałam, czego chce Marino; już zrobiłam dla niego kopię raportu z autopsji. Miałam jednak nadzieję, że przyjdzie do biura później, kiedy ja już stąd wyjdę.
Właśnie podpisywałam stertę raportów toksykologicznych, gdy usłyszałam w korytarzu jego ciężkie kroki. Odwróciłam się; miał na sobie granatowy płaszcz przeciwdeszczowy, a rzadkie siwe włosy przykleiły mu się do czaszki. Był ponury.
– Jeżeli chodzi o wczorajszy wieczór… – zaczął, lecz najwyraźniej moja mina powstrzymała go przed dalszymi wynurzeniami. Rozejrzał się nerwowo po pokoju, rozpiął płaszcz i wyciągnął papierosy z kieszeni. – Leje jak z cebra – mruknął. – Cokolwiek by to znaczyło… Jak się nad tym tak porządnie zastanowić, żadne z tego typu powiedzonek nie ma za wiele sensu. – Urwał, a po chwili dodał: – Podobno po południu ma przestać.
Bez słowa podałam mu fotokopię raportu z sekcji Henny Yarborough wraz ze wstępnym raportem serologicznym Betty. Nie usiadł, lecz stał na środku pokoju i czytał; woda z płaszcza ściekała na dywan, tworząc małe kałuże.
Zauważyłam, że gdy dotarł do niesmacznych szczegółów, przeskoczył oczyma od razu na dół strony.
– Kto o tym wie? – spytał, patrząc mi prosto w oczy.
– Właściwie nikt.
– Komisarz już to widział?
– Nie.
– Tanner?
– Dzwonił jakiś czas temu; poinformowałam go tylko o przyczynie śmierci. Nic nie wspominałam o pozostałych obrażeniach.
Marino jeszcze przez parę minut czytał raport.
– Ktoś jeszcze? – spytał, nie podnosząc wzroku.
– Nikt inny tego nie widział.
Cisza.
– W gazetach nic nie było – odezwał się. – W radiu ani telewizji też nic nie mówili. Innymi słowy, ten, kto przekazuje im informacje, też gówno wie.
Patrzyłam na niego w milczeniu.
– Cholera. – Marino złożył raport na pół i wsadził do kieszeni. – Ten facet to pieprzony Kuba Rozpruwacz. – Spoglądając na mnie, dodał: – Zakładam, że Boltz się do ciebie nie odzywał? Jeżeli zadzwoni, olej go.
– A to niby co ma znaczyć? – Na sam dźwięk jego imienia zrobiło mi się słabo.
– Nie przyjmuj jego telefonów, nie umawiaj się z nim. Nie chcę, by w tej chwili miał dostęp do jakichkolwiek informacji. Nie chcę, by zobaczył ten raport… by dowiedział się czegokolwiek więcej na temat tych spraw.
– Nadal go podejrzewasz? – spytałam, siląc się na spokój.
Читать дальше