– Powiedziała pani, że wprowadziła się tu w zeszłym roku w sierpniu. Czy często wyjeżdżała, na weekendy albo na wycieczki, czy do znajomych za miasto?
– Dlaczego? – Abby patrzyła na niego ze zdumieniem. – Myślicie, że zrobił to ktoś spoza miasta, kto przyjechał za nią do Richmond?
– Ja tylko usiłuję ustalić, jak często przebywała poza domem.
– W zeszły czwartek pojechała do Chapel Hill spotkać się z mężem i spędzić trochę czasu z przyjaciółmi. Nie było jej prawie przez cały tydzień, wróciła w środę w następnym tygodniu. Dziś miała rozpocząć zajęcia ze studentami, pierwsze zajęcia letniego kursu dziennikarstwa.
– Czy jej mąż tu przyjeżdżał?
– Nie – odparła zmęczonym głosem.
– Czy kiedykolwiek źle ją traktował, czy bywał brutalny?…
– Nie! – przerwała mu gwałtownie. – To nie Jeff jej to zrobił! Oboje chcieli separacji, wszystko potoczyło się bardzo spokojnie! Nie było między nimi żadnych animozji! Jestem pewna, że zamordowała ją ta sama świnia, co zabiła te pozostałe kobiety!
Marino zapatrzył się na dyktafon stojący na stoliku; w rogu czarnego prostokąta migało małe czerwone światełko. Przeszukawszy kieszenie, wstał z irytacją.
– Muszę wyskoczyć do samochodu na minutkę. Przepraszam.
To powiedziawszy, wyszedł, zostawiając mnie z Abby sam na sam w białym salonie.
Zapanowała długa, niemiła cisza, aż wreszcie Abby popatrzyła w moją stronę.
Oczy miała zaczerwienione, a twarz opuchniętą.
– Tyle razy chciałam z panią porozmawiać – odezwała się gorzko. – No i teraz wreszcie mam okazję. Pewnie w głębi duszy jest pani zadowolona; wiem, co ludzie myślą… Założę się, iż uważa pani, że zasłużyłam na to, co mnie spotkało. Właśnie dobrze poznałam to, o czym tak długo pisałam… To się nazywa poetycka sprawiedliwość.
– Abby, nie zasłużyłaś na to – odparłam cicho, lecz z wielkim przekonaniem; jej uwaga ubodła mnie. – Nigdy w życiu nie życzyłabym ani tobie, ani nikomu innemu czegoś podobnego.
Wpatrując się w swe zaciśnięte mocno dłonie, dodała:
– Proszę, zajmij się nią… Proszę… To moja siostra. Och, Boże… proszę, zajmij się Henną…
– Obiecuję…
– Nie możecie pozwolić, by uszło mu to płazem! Po prostu nie możecie!
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
Spojrzała na mnie i przeraziłam się, widząc w jej oczach oprócz cierpienia dziki, zwierzęcy strach.
– Ja już nic nie rozumiem! Nie rozumiem, co tu się dzieje… Słyszałam tyle dziwnych rzeczy… a teraz to. Usiłowałam się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi… usiłowałam dowiedzieć się tego od ciebie… A teraz to. Już nie wiem, kto tu jest dobry, a kto zły. Kto gra dla naszej drużyny, a kto dla przeciwnej.
– Nie bardzo cię rozumiem, Abby – odparłam bardzo cicho. – Czego usiłowałaś się ode mnie dowiedzieć?
– Tamtej nocy… – Nagle zaczęła mówić bardzo szybko. – W zeszłym tygodniu. Usiłowałam z tobą porozmawiać, ale on był u ciebie…
Chyba już wiedziałam, o co jej chodzi.
– Kiedy w zeszłym tygodniu? – spytałam.
Popatrzyła na mnie lekko zdziwiona, jakby nie mogła sobie przypomnieć.
– W środę – odrzekła. – W środę wieczorem.
– To ty podjechałaś pod mój dom, a potem nagle się wycofałaś i odjechałaś z wielkim pośpiechem? Dlaczego?
– Bo miałaś… towarzystwo – wyjąkała.
Bill. Pamiętam że staliśmy bezpośrednio pod lampą na ganku; widać nas było bardzo wyraźnie, a jego samochód znajdował się na podjeździe. Więc to była ona. To Abby podjechała pod mój dom i zobaczyła mnie z Billem. Ale to jeszcze nie wyjaśniało jej zachowania. Dlaczego spanikowała? Nagłe wyłączenie świateł i wycofanie się z mojej uliczki wydawało się odruchową reakcją bardzo przestraszonej osoby.
– Te śledztwa… – kontynuowała. – Słyszałam wiele plotek na ich temat. O tym, że gliniarze mają nie udzielać ci żadnych informacji… właściwie, że nikt nie powinien z tobą rozmawiać. Coś w twoim biurze nawaliło i dlatego wszystkie telefony mają być automatycznie kierowane do Amburgeya. Ale ja musiałam z tobą porozmawiać! Wiem, że mówią, iż spieprzyłaś próbki serologiczne w sprawie tej lekarki… Lori Petersen. Plotka głosi, że całe śledztwo wzięło w łeb, ponieważ twoje biuro zawaliło sprawę i że gdyby nie to, gliniarze już dawno złapaliby zabójcę… – Była wściekła i jednocześnie niepewna, wpatrywała się we mnie dzikim spojrzeniem. – Muszę wiedzieć, czy to prawda! Muszę! Muszę wiedzieć, co stanie się z moją siostrą!
Skąd wiedziała o źle przyklejonej etykietce na dodatkowym folderze PERK-u? Przecież Betty by jej o tym nie powiedziała. Ale Betty skończyła testy serologiczne, a kopie – kopie wszystkich przeprowadzanych testów w moich laboratoriach – miały być przesyłane do Amburgeya. Czy to on jej o tym powiedział? Czy ktoś z jego biura ma za długi język? Czy Amburgey powiedział Tannerowi? Albo może Billowi?
– Kto ci o tym wszystkim powiedział?
– W moim zawodzie człowiek ma wiele kontaktów. – Głos jej drżał.
Patrzyłam na jej twarz ściągniętą w wyrazie bólu i szoku.
– Abby – odpowiedziałam bardzo łagodnie. – Wiem, że masz wiele kontaktów i słyszysz wiele informacji. Jestem też pewna, że nie wszystko, co słyszysz, jest prawdą. A nawet jeżeli w plotkach jest ziarenko prawdy, to ludzie często opacznie je interpretują… Zapytaj sama siebie, dlaczego ktoś udzielił ci takich informacji? Jaki miał w tym motyw?
Zawahała się.
– Ja tylko chcę wiedzieć, czy to prawda? Czy to wszystko wina twojego biura. – Nie miałam pojęcia, co na to odpowiedzieć. – Tak czy inaczej dowiem się prawdy… Już teraz mogę ci powiedzieć, że lepiej zrobisz, doceniając mnie. Gliny dały dupy, zawaliły sprawę. Nie sądź, że o tym nie wiem. Zawaliły sprawę w moim przypadku, gdy nie zareagowały, kiedy ten drań mnie śledził. Zawaliły także sprawę w przypadku Lori Petersen… kiedy zadzwoniła pod 911 i przez ponad godzinę nikt nie przyjechał sprawdzić, co się dzieje. Palanty zjawiły się na miejscu, gdy ona od dawna nie żyła!
Na mojej twarzy musiało odbić się zdumienie; Abby kontynuowała, a w jej oczach błyszczały już nie tylko łzy, ale i wściekłość.
– Kiedy ludzie się o tym dowiedzą, szef policji pożałuje, że się kiedykolwiek narodził. Zapłaci mi za to! Wszyscy zapłacą! A chcesz wiedzieć dlaczego? – Patrzyłam na nią tępo. – Bo nikogo, kto się liczy w tym mieście, nic to nie obchodzi. W dupie mają to, że ktoś gwałci i morduje kobiety! Te same dranie, które prowadzą śledztwo w tych sprawach, wyjeżdżają na weekendy poza miasto i oglądają brutalne filmy pornograficzne, na których kobiety są gwałcone, bite i upokarzane. Ich to podnieca! Lubią na to patrzyć. Lubią fantazjować… Założę się, że onanizują się, patrząc na zdjęcia miejsc zbrodni. Przeklęci gliniarze! Oni się z tego śmieją, opowiadają dowcipy! Nieraz słyszałam, jak się śmieją na miejscu zbrodni! Jak dowcipkują na ostrym dyżurze!
– Ależ oni nie mówią tego poważnie. – Zaschło mi w ustach. – To tylko jeden ze sposobów radzenia sobie z napięciem…
Na schodach rozległy się ciężkie kroki Marino.
Spoglądając z przerażeniem w stronę drzwi, Abby pospiesznie wygrzebała z plecaka wizytówkę i naskrobała na niej jakiś numer.
– Proszę, jeżeli będziesz miała mi coś do powiedzenia, kiedy… kiedy już tu skończymy, zadzwoń do mnie, dobrze? – Podała mi wizytówkę i odetchnęłam z ulgą, gdy już ją schowałam do kieszeni. – Zapisałam mój numer pagera… nie wiem jeszcze, gdzie się zatrzymam. Na pewno nie w tym domu. Przez jakiś czas nie będę tu mieszkać. Może już nigdy…
Читать дальше