– Jasne. – Oświetleniowiec jeszcze bardziej wytrzeszczył wyłupiaste oczy i teraz wyglądał już jak żaba. – Jestem gotowy.
Harry wyjął zdjęcie.
– To on! – krzyknął technik natychmiast.
– Zastanów się przez chwilę i powiedz mi, co myślisz.
– Nie mam żadnych wątpliwości. Właśnie to próbowałem powiedzieć, konstablu. Że ten człowiek to czarnuch… Aborygen. To on.
Harry był zmęczony. Już miał za sobą ciężki dzień i próbował nie myśleć o jego dalszym ciągu. Kiedy asystent wpuścił go na salę, gdzie wykonywano sekcje, niewysoka, okrągła postać doktora Engelsohna pochylała się nad wielkim, tłustym ciałem kobiety leżącej na czymś w rodzaju stołu operacyjnego, nad którym wisiały duże lampy. Harry'emu wydawało się, że nie zniesie już tego dnia więcej tłustych kobiet. Poprosił asystenta o poinformowanie doktora, że przyszedł Holy, ten, który dzwonił wcześniej.
Engelsohn ze swoją kwaśną miną wyglądał jak wzór profesora szaleńca. Resztki włosów sterczały mu na wszystkie strony, a jasne kępki brody porozrzucane były na czerwonej świńskiej twarzy jakby przypadkiem.
– Słucham?
Harry zrozumiał, że profesor nie pamięta rozmowy telefonicznej, która miała miejsce dwie godziny wcześniej.
– Nazywam się Harry Holy. Dzwoniłem do pana z prośbą o pierwsze wyniki sekcji Andrew Kensingtona.
Wprawdzie w pomieszczeniu unosiło się mnóstwo zapachów nieznanych roztworów, lecz Harry wyczuł też, nie do pomylenia z niczym, zapach dżinu.
– A tak, oczywiście. Kensington. Przykra historia. Rozmawiałem z nim wiele razy. Oczywiście jeszcze za życia. Teraz leży w szufladzie niemy jak ostryga. – Engelsohn wskazał kciukiem za siebie.
– Nie wątpię, doktorze. Co pan znalazł?
– Niech pan posłucha, panie… jak to było… Holy, tak. Mamy tu kolejkę trupów i wszyscy marudzą, że każdy ma być pierwszy. To znaczy nie trupy marudzą, tylko śledczy. Ale każdy musi grzecznie czekać na swoją kolej. Takie są tu reguły. Żadnych oszustw, jasne? Kiedy więc rano zadzwonił do mnie wielki wódz McCormack we własnej osobie i oznajmił, że mamy się w pierwszej kolejności zająć jakimś samobójstwem, no to zacząłem się zastanawiać. Nie zdążyłem spytać McCormacka, ale może pan, panie Hogan, może mi wyjaśnić, dlaczego, na miłość boską, ten Kensington jest taki wyjątkowy?
Pogardliwie poruszył głową i zionął na Harry'ego kolejną porcją powietrza przesyconego dżinem.
– No cóż, mamy nadzieję, że na to pan nam odpowie, doktorze. Czy on jest wyjątkowy?
– Wyjątkowy? Co pan rozumie przez wyjątkowy? Czy ma trzy nogi, cztery płuca albo sutki na plecach?
Harry był zmęczony. W tej chwili najmniej było mu potrzeba zapijaczonego patologa, który robił trudności, bo miał wrażenie, że depcze mu się po piętach. Ludzie z dyplomami uniwersyteckimi często miewają wrażliwsze pięty niż inni.
– Czy znalazł pan coś niezwykłego? – Harry próbował sformułować myśl inaczej.
Engelsohn spojrzał na niego lekko zamglonym wzrokiem.
– Nie – odparł. – Nie było nic niezwykłego. Nic ani trochę niezwykłego.
Doktor dalej patrzył na niego, lekko kołysząc głową, i Harry zrozumiał, że jeszcze nie skończył mówić. Zrobił tylko artystyczną pauzę, która jego zamroczonemu alkoholem umysłowi z pewnością nie wydawała się równie rozwlekła jak Harry'emu.
– U nas nie jest rzeczą niezwykłą – podjął w końcu doktor – że zwłoki są przesiąknięte narkotykami. Heroiną, tak było w tym przypadku. Niezwykłe było to, że to policjant. Ale ponieważ rzadko nam się zdarza mieć na stole pańskich kolegów po fachu, to nie jestem w stanie stwierdzić, do jakiego stopnia niezwykłe.
– Co było przyczyną zgonu?
– Nie mówił pan, że to pan go znalazł? Jak się panu wydaje, na co się umiera, kiedy się zwisa z sufitu z szyją okręconą przewodem? Na koklusz?
W Harrym powoli zaczynało się gotować. Na razie jednak trzymał fason.
– To znaczy, że on umarł od braku tlenu, nie z przedawkowania?
– Bingo, Hogan.
– Okej. Następne pytanie dotyczy czasu zgonu.
– Powiedzmy, że nastąpił między północą a drugą w nocy.
– Bardziej dokładnie nie potrafi pan określić?
– A będzie pan szczęśliwszy, jeśli powiem, że cztery po pierwszej? – Już i tak czerwona twarz doktora poczerwieniała jeszcze bardziej. – Jeśli tak, to niech będzie cztery po pierwszej.
Harry kilka razy głęboko odetchnął.
– Przepraszam, jeśli wyrażam się… jeśli mogę wydać się bezczelny, doktorze, ale mój angielski nie zawsze jest całkiem taki…
– …jak powinien być – dokończył za niego doktor Engelsohn.
– No właśnie. Pan jest bez wątpienia bardzo zajętym człowiekiem, doktorze, nie będę więc panu dłużej przeszkadzał, tylko upewnię się, że pan zrozumiał, co mówił McCormack o tym, że wyniki z tej sekcji nie mają pójść zwykłą drogą służbową, tylko trafić bezpośrednio do niego.
– Tak się nie da. Akurat co do tego instrukcje są jasne, Hogan. Może pan pozdrowić ode mnie McCormacka i mu to przekazać.
Mały szalony profesorek stanął na szeroko rozstawionych nogach, pewny siebie, z rękami założonymi na piersiach. Oczy zabłysły mu żądzą walki.
– Instrukcje? Nie wiem, jaki status mają instrukcje policji w Sydney, ale tam, skąd jestem, instrukcje są po to, żeby ludzie wiedzieli, co mają robić, kiedy szef im tego nie mówi – oświadczył Harry.
– Niech pan o tym zapomni, Horgan. Najwyraźniej etyka zawodowa nie jest mocną stroną w waszym biurze. Wątpię więc, żeby dyskusja z panem na ten temat mogła być w jakimkolwiek stopniu owocna. Skończmy na tym i pożegnajmy się, panie Horgan.
Harry nie ruszał się z miejsca.
– Co pan o tym myśli? – spytał doktor Engelsohn zniecierpliwiony.
Harry patrzył na człowieka, któremu wydawało się, że nie ma już nic do stracenia. Alkoholik w średnim wieku i o średnich kwalifikacjach, pozbawiony jakichkolwiek widoków na awans czy karierę, nie bał się już nikogo ani niczego. Bo co właściwie mogli mu zrobić? Ale dla Harry'ego był to najdłuższy i najgorszy dzień w życiu, miał już wszystkiego dość. Złapał doktorka za kołnierz białego fartucha i podniósł do góry.
Trzasnęły szwy.
– Co ja o tym myślę? Myślę, że najpierw należałoby panu pobrać krew, a dopiero później rozmawiać o etyce zawodowej, doktorze Engelsohn. Uważam, że powinniśmy porozmawiać o tym, ile osób może zaświadczyć, że był pan pijany podczas wykonywania sekcji Inger Holter. Uważam, że powinniśmy porozmawiać z kimś, kto pracuje w miejscu, gdzie etyka zawodowa jest mocną stroną. Z kimś, kto może pana wylać, nie tylko stąd, lecz z każdej innej pracy, w której wymagana jest licencja lekarza. Co pan na to, doktorze Engelsohn? Co pan teraz sądzi o moim angielskim?
Doktor Engelsohn uznał, że angielski Harry'ego jest najzupełniej w porządku, i po krótkim zastanowieniu doszedł do wniosku, że tym razem wyjątkowo jego raport nie musi przejść drogą służbową.
Basen w parku Frogner i przebudzenie starego wroga
McCormack siedział obrócony do Harry'ego plecami i wyglądał przez okno. Na dworze słońce już zachodziło, lecz wciąż jeszcze między drapaczami chmur i żywą zielenią Królewskich Ogrodów Botanicznych dawało się dostrzec pasek kuszącego błękitnego morza. Harry miał sucho w ustach i czuł nadciągający ból głowy. Przez ponad trzy kwadranse wygłaszał ciągły, niemal niczym nieprzerwany monolog. Opowiadał o Ottonie Rechtnaglu, Andrew Kensingtonie, heroinie, The Cricket, oświetleniowcu, Engelsohnie, krótko mówiąc, o wszystkim, co się wydarzyło.
Читать дальше