Zasiałem ziarno wątpliwości. Był to krok we właściwą stronę. Zrobiłbym następny, gdyby nie podstawiono mi nogi, i to z najmniej spodziewanej strony.
– A może właśnie o to chodziło? – odezwała się Gabriela. – Może ktoś się przeraził i postanowił za wszelką cenę pogadać z szefem? Wybić mu z głowy wojnę totalną?
– To brzmi logicznie – Lesik posłał jej trochę zdziwione spojrzenie. – Czyli zgadza się pani z naszą tezą? Możemy mieć wśród siebie Judasza?
– Możemy – dobiła mnie gładko. Podniosła się, nie pytając o zgodę sięgnęła po karabin. – To nie ja, ale ktoś taki może istnieć.
Przerzuciła pas nośny przez ramię i odeszła.
*
– Powinienem ci zaszyć usta.
– Jesteś gorszy od tubylców – powiedziała bez uśmiechu. – Oni przynajmniej ustom dają spokój.
– Co to miało znaczyć?
– Nie słyszałeś? Mamy tu w Afryce stary, uroczy zwyczaj. Otóż w celu ustrzeżenia panieńskiej cnoty, dziewczynie…
– Daruj to sobie – rzuciłem chłodno.
– Lekarza nie powinno to szokować.
– Szokuje mnie twoja głupota. – Pchnąłem ją lekko w stronę worka-fotela. – Siadaj, zszyję ci nogę. Korci mnie, by coś zaszyć.
– Proszę? – Zdziwiła się.
– Nie musisz prosić. – Otworzyłem walizkę, na stałe ustawioną przy posłaniu Juszczyka, wyjąłem nici chirurgiczne. – Starczy, że płacisz.
– Nie mam czym. – Usiadła. – Jestem zupełnie goła.
– No to nie musisz się martwić o rachunek.
– Nie rozumiem – uśmiechnęła się pod nosem.
– Nie? W głębi ducha musisz być blondynką.
– No, no. Może i głupia, ale żeby zaraz blondynka? – Już otwarcie szczerzyła zęby. – Chociaż coś w tym jest. Jak byłam mała, to utleniłam sobie włosy. Naprawdę. Jedna miła sąsiadka powiedziała babce, że tak naprawdę to wcale nie wyglądam aż tak bardzo na dziecko Murzyna i gdyby tak trochę jaśniejsze włosy, to latem, kiedy ludzie są opaleni…
– Nie rób tego więcej. – Nawlokłem nić na najmniejszą ze znalezionych igieł. – Nie ma bardziej idiotycznego widoku niż czarna dziewczyna z białą fryzurą. Ciemny brąz, lekko rudawy… to wszystko, na co możesz sobie pozwolić.
– Bo co? – nastroszyła się, na szczęście żartobliwie.
– Bo ktoś uzna, że nie jesteś ładna albo że jesteś głupia. A to nieprawda. – Przyglądała mi się przez chwilę trochę większymi niż uprzednio oczami. – No, dawaj tę nogę.
Odkręciłem manierkę i zwilżyłem kawałek waty. Oszczędnie. Więcej wody nie mieliśmy.
– Ty nie żartujesz? – Zrobiła ruch, jakby chciała wstać. Pogroziłem jej palcem i pozostała na worku. – Szkoda zachodu. To nawet nie…
– Dostaniesz gangreny, utną ci nogę i nikt się z tobą nie ożeni.
– To Afryka, biały ignorancie. Tu nawet dziewczyna z jedną nogą nie jest bez szans. Na żonę numer trzy nadaje się znakomicie. Może kręcić żarnami, gotować, pilnować dzieci. Mniej je i się nie włóczy.
– Czekaj… kosztuje też mniej?
– Grosze. Muszelki, znaczy – poprawiła się.
Nie wiem, jakim cudem tak mnie zniosło. Z awantury we flirt. Byłem na nią naprawdę zły. Jeszcze przed chwilą.
– Przekonałaś mnie. Co muszę zrobić, żeby zostać muzułmaninem?
– Na początek sprać mnie za chodzenie z gołymi noga… auuua!
– Mówiłaś, że nie boli. – Ostrożnie, wmawiając sobie, że z szacunku dla deficytowej wody, oczyszczałem okolice rany. – Kłamczucha. Cholera, dawno trzeba to było umyć.
– Nic mi nie mów o myciu – jęknęła. – Czuję się jak kupa kompostu.
– Przesadzasz. – Starałem się, by brzmiało to przekonująco, więc wypadło przeraźliwie nieszczerze.
– Zgłoś się do laryngologa. Chyba ci węch odstrzelili.
– Przestań się nad sobą użalać, szczęściaro w szortach. Co ma powiedzieć regulaminowo umundurowany żołnierz?
– Ale ja się właśnie nad tobą użalam. Siebie każdy jakoś znosi. A ty przywykłeś pewnie do czyściutkich, wyperfumowanych… auu… pacjentek. Po co ci ta pęseta?
– Jesteś za brudna, by cię dotykać ręką. Teraz zaboli.
– Auuuć!
– Trzeba to było umyć i zabandażować. Masz tu jakieś paprochy.
– Nie ma wody. A to tylko zadrapanie.
– Na mózgu masz chyba zadrapanie, wiesz? To głębsze niż myślałem. Czym się tak…?
– Chyba bagnetem, jak zrywałam siatkę. – Zassała powietrze przez zaciskane zęby. – Kurczę… to naprawdę boli. Musisz w tym grzebać?
– Dałbym ci miejscowe znieczulenie, ale… A zresztą, niech tam.
Zacząłem się odwracać w stronę walizki. Złapała mnie za ramię. Dopiero teraz byliśmy naprawdę blisko siebie. Czułem wyraźnie jej zapach – i resztę. Prawdę mówiąc: głównie tę resztę.
– Zostaw. – Była trochę skrępowana. – Nie mi nie będzie.
– Niedługo przylecą samoloty i zrzucą, czego dusza zapragnie.
– A jak nie przylecą?
– Muszą.
– Minęło południe. I nic. Więc lepiej oszczędzaj leki. Mogą się dzisiaj w ogóle nie pokazać.
– Jesteś już dużą dziewczynką. – Odsunęła się trochę, wciąż jednak czułem dotyk jej kolana na piersi. – Chyba mogę ci to powiedzieć: jak nas nie wyciągną z tego gówna, to utoniemy. Najdalej w nocy. Więc daj sobie zrobić ten zastrzyk.
– Lekarz powinien bardziej tryskać optymizmem.
– Tryskam. Inaczej nie męczyłbym cię teraz. Do wieczora na pewno nie umrzesz na gangrenę.
– Nie rób mi zastrzyku – powiedziała miękko. – Boję się zastrzyków.
– A ja cię miałem za dużą dziewczynkę…
Uśmiechnęła się i odchyliła tułów do tyłu, podpierając się rękami daleko za pośladkami. Pewnie po to, by zrobić mi więcej miejsca i bym jej nie zahaczył igłą. Nie wierzę, by kierowała się czymkolwiek innym. To, co jej sutki zrobiły z napiętą koszulką, nie było zaplanowane.
Ja też niczego nie planowałem. Na pewno nie całowania jej nogi. Dopiero odrywając usta od rozciętego uda i zaglądając w zastygłą z wrażenia twarz Gabrieli, wykrzesałem z mózgu odrobinę myśli.
– Teraz już nie boli – powiedziałem lekko ochrypłym głosem. – Małym dziewczynkom to zawsze pomaga.
*
– Żyje pan, doktorze?
Dźwignąłem się niechętnie ze swego miejsca przed chłodnicą honkera. Lejący się z nieba żar i mniej permanentne, ale powtarzające się co parę minut puknięcia granatnika wykluczały wizyty o czysto towarzyskim charakterze. Olszan miał zresztą o dwa powody więcej, by takowych nie składać: ranę i Agnieszkę. Czegoś pewnie chciał.
– Nie wiem. Smażone białko nie powinno. – Przesunąłem się, robiąc mu miejsce i pozwalając kucnąć w skrawku cienia. – Co się urodziło?
– Jeszcze nic – uśmiechnął się z domieszką bólu. – Ale dobrze, że mi pan przypomniał. Dalej szerzy pan higienę i oświatę seksualną?
– Ma pan na myśli…? – Nie dokończyłem, widząc łobuzerski, choć i trochę zmieszany uśmiech. – Nie… nie wierzę. Teraz?!
– A co nam pozostało? To pana gorszy?
– Nnnnie… Od gorszenia mamy polowe duszpasterstwo. Tylko trochę mnie pan zaskoczył. W tym piekarniku… no, no.
– Jakby pan zgadł: w samuraju. Podrasowali go dla turystów: rozkładane fotele, zasłonki… W razie czego służę wolną chatą.
– Dzięki – mruknąłem. – Ale chyba nie będę miał okazji.
– E tam… Po mojemu może pan mieć aż dwie: czarną i białą. Obie na pana lecą. Ja osobiście – skorzystał z faktu, że mnie zatkało – wybrałbym białą. Mówię panu: tylko Jola. Do łóżka trzeba brać panienki ładniutkie i niezbyt bystre. Broń Boże delikatne i mądre, chyba że trafi się amatorka wolnej miłości i sama zaproponuje seks bez zobowiązań. Ale to rzadkość. Najwięcej jest prostodusznych dziewczyn, które wprawdzie pieprzą się z ochotą, ale przy okazji sprawdzają, ile facet ma na koncie i czym jeździ. Oczywiście upraszczam – zakończył łaskawie.
Читать дальше