Jacek Dąbała - Prawo Śmierci
Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Dąbała - Prawo Śmierci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Prawo Śmierci
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Prawo Śmierci: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Prawo Śmierci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Prawo Śmierci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Prawo Śmierci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Dowódca pokiwał głową i zgodził się.
– Konie zamienić i siodła! – ryknął z całej siły. Widać było, że ulżyło mu. Nie lubił podejmować niepewnych decyzji. – A kogo to wieziecie?
– Glassa – odezwała się Bathy, przekładając siodło na wypoczętego konia krzywonogiego strażnika z rudym zarostem. – Ślepy on, ale mieczem robi jak mistrz…
Brwi niektórych strażników uniosły się w górę w grymasie niedowierzania. Idalgo i Human nie zwracali na to uwagi. Dziewczyna również zamilkła. Kiedy odjeżdżali, dowódca zawołał za nimi:
– Powołajcie się na Kamana! Może bez glejtu was puszczą!
Human tylko uśmiechnął się pod nosem. On najlepiej wiedział, jakiego glejtu potrzebowali. Teraz rozciągnęli wierzchowce w pełnym cwale. Łapacz oglądał się czasami za siebie, jakby chciał sprawdzić, czy ślepiec jeszcze tam jest i żyje. Na trakcie zrobiło się tłoczno. Olbrzym zjechał na wąską ścieżkę, po której nie mogły jeździć wozy. Gwizdem ostrzegał wędrowców i rwał do przodu. Po pewnym czasie wjechali do obozu królewskich wojsk. Zza potężnego bala, który przegradzał ścieżkę, wyłonił się strażnik z kuszą.
– Od Kamana! – zawołał, zwalniając galop, Human. – Do księcia!
Strażnik zawahał się tylko przez chwilę, po czym skinął głową, że mogą objechać bal i ruszać dalej. Znów pognali konie, starając się minąć obóz brzegiem. Rozłożysta polana na granicy usiana była namiotami i ogniskami. Co chwila od strony księstwa nadjeżdżał zmęczony i zakrwawiony oddział, a na jego miejsce wyruszał nowy. Z daleka słychać było odgłosy bitwy. Krepor uderzył całą swoją potęgą. Idalgo zauważył w obozie wszystkie rodzaje wojsk królewskich, a Human ciągnące się daleko poza polanę inne namioty. Nikt nie zwracał na nich uwagi. Wystarczyło, że nosili miecze i byli ludźmi. Ktoś taki mógł być tylko wrogiem mutantów.
Wjechali w niewielki lasek, przecięli płytką rzekę i znaleźli się na polu bitwy. Dopiero teraz łapacz mógł ocenić, jak szalony realizowali plan. Przed nimi rozciągał się wielotysięczny szereg zwartych w walce wojsk. Była to przeszkoda, której nie mogli ominąć.
Idalgo ruszył galopem w stronę lasu. Tam walka była mniej zażarta. Mutanty i wojska Kreporu ścierały się po krzakach i między drzewami. Pas zieleni przebiegał przez granicę i prowadził w pobliże zamku księcia. Human i Bathy, która teraz prowadziła konia z rannym Glassem, jechali tuż za łapaczem. Dziewczyna trzymała w ręku napiętą kuszę i starała się nie tracić z oczu walczących. Omijali po drodze leżące na ziemi trupy ludzi, mutantów i koni. Wszędzie poniewierały się chorągwie, broń i beczki po winie. Gdzieniegdzie stał zaryty w błocie wóz bądź kareta. Teraz służyły do transportowania jedzenia, broni, kobiet, dzieci lub rannych. Kiedy jeźdźcy znaleźli się pod drzewami, a zielone korony zakryły nad nimi słońce, poczuli odór potu i mdlący zapach krwi. Chwilę potem zobaczyli plecy strażników Kreporu. Klnąc ochryple i zapamiętale, wyrąbywali solne drogę w szeregach szczurów. Po czerwonych płaszczach z łatwością można było rozpoznać doborową jazdę króla. Mutanty dwoiły się i troiły, ale napór i wściekłość żołnierzy Kreporu były tak wielkie, jakby wpadli w amok i zapomnieli o własnym strachu przed śmiercią.
Idalgo i Human rzucili się w wir walki, robiąc przejście wierzchowcom Bathy i Glassa. Strażnicy Kreporu początkowo nieufnie rzucali w ich stronę spojrzenia, ale widząc skutki ich ataku, wydali okrzyk uznania i jeszcze silniej natarli na mutanty. Pisk i szczęk mieczy dudnił w uszach. Dziewczyna jechała z tyłu pomiędzy końmi Humana i Idalga. Nie wiedziała dlaczego, ale wciąż się jej wydawało, że ktoś nie spuszcza z nich oczu. Nawet w kłębowisku walczących ciał miała wrażenie zagrożenia. Mimo najlepszych chęci nic nie mogła dostrzec. Obaj mistrzowie zachowywali się jak straceńcy. Wiedzieli, że życie ślepca wisi na włosku. Wyczuwali granicę, poza którą śmierć mogła na dobre zabrać przyjaciela. Liczył się czas, każda sekunda.
W końcu przedarli się przez skłębione oddziały i wypadli na wąską dróżkę, wijącą się wzdłuż małego strumienia. Ich twarze i ubrania zbryzgane były krwią. Idalgo pokazał mieczem kierunek i przyspieszył. Konie znów zaczęły upuszczać z pysków białe płaty piany. Wtedy Bathy usłyszała cichy świst i zobaczyła, jak w plecy Humana wbija się długa strzała. Olbrzym zachwiał się, ale nie spadł z siodła. Wyraźnie starał się nie zwalniać biegu. Dziewczyna krzyknęła z przestrachem i pognała za nimi. Rozglądała się, próbowała zauważyć niebezpieczeństwo, ale na nic to się nie zdało. Dolatywał ją tylko szczęk mieczy i ochrypłe wrzaski. Widziała plecy Humana i czerwoną plamę krwi rysującą się coraz wyraźniej na skórzanej kurtce. Strzała utkwiła nad lewą łopatką. Ból i osłabienie musiały być straszne, ponieważ olbrzym schował szablę i skoncentrował się wyłącznie na jeździe.
Przy brodzie natknęli się na śpieszący z odsieczą oddział mutantów. Jechały gęsiego. Ściana krzaków po obu stronach dróżki uniemożliwiała im okrążenie wroga. Były tak zaskoczone pojawieniem się ludzi, że nie zdążyły wyjąć mieczy. Pierwsze dwa szczury spadły z przebitymi sercami. Pozostałe zderzały się jeden po drugim z Idalgiem. Dziewczyna modliła się w duszy, aby ścieżka nie rozszerzyła się. Widziała, jak Human osunął się na koński kark i wpił palcami w grzywę. Strzała w jego plecach tkwiła nadal, chociaż jej koniec odłamał się w trakcie jazdy, uderzając w jakąś gałąź. Bathy obejrzała się za siebie, stale czując obecność kogoś obcego. Znów niczego nie zauważyła. Przeciwnik musi być bardzo sprytny, pomyślała ze złością. Ani razu nie rzucił jej się w oczy. Dziwiło ją również to, że nikt z walczących mutantów lub żołnierzy do tej pory go nie zabił. Postanowiła uprzedzić kolejny atak.
Podjechała do konia Humana i przywiązała do jego siodła wodze od konia Glassa. Miała nadzieję, że olbrzym miał jeszcze przebłyski świadomości i nie odłączy się od Idalga. Zatrzymała swojego wierzchowca i spróbowała go zawrócić. Ścieżka była jednak za wąska. Przesiadła się więc tyłem do kierunku jazdy, wsunęła w zęby dodatkową strzałę i z napiętą kuszą czekała na przeciwnika. Upływały minuty, a na ścieżce nikt się nie pojawiał. Idalgo, Human i Glass odjechali już tak daleko, że nie słyszeli nawet odgłosów walki. Dziewczyna niemal dotykalnie poczuła samotność. Pośród krzaków i drzew spadła na nią cisza i strach przed nieznanym. Nadal jednak instynkt podpowiadał jej, że na ścieżce czai się coś groźnego. Dotknęła konia łydkami i poczekała, aż ruszył. Zwierzę jakby rozumiało, że odwrotny sposób siedzenia jeźdźca jest tylko chwilowy i nie ma powodu, aby tracić cierpliwość. Posłusznie, krok za krokiem, posuwało się śladem Idalga, omijając co chwilę świeże trupy mutantów.
Bathy zauważyła obcego w momencie, gdy wyłonił się zza zakrętu. Jechał kłusem. Wystarczył jej rzut oka, żeby rozpoznać przemytnika Raptusa. On również był zaskoczony jej widokiem. Próbował zatrzymać konia, ale było już za późno. Zdecydował się więc na atak. Wyciągnął miecz i w milczeniu, jak duch, rzucił się na Bathy. Widziała jego zacięte usta i wbite w nią zdecydowane spojrzenie. Wiedziała, że musi podjąć walkę. Na ścieżce nie miała żadnej szansy ucieczki. Ściągnęła wodze i zatrzymała wierzchowca. Kuszy nie podnosiła. Nie chciała uprzedzać przeciwnika. Kiedy znalazł się w odległości kilkunastu kroków od niej, wycelowała i błyskawicznie strzeliła. Natychmiast naciągnęła strzałę wyjętą z ust i uwolniła cięciwę. Dopiero teraz mogła ocenić trafienia. Ciało Raptusa chwiało się w siodle, a jego miecz wysunął się z dłoni na ziemię. Koń, nie czując determinacji jeźdźca, zwolnił i zatrzymał się blisko Bathy. Uspokoiła go dotknięciem ręki.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Prawo Śmierci»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Prawo Śmierci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Prawo Śmierci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.