Jacek Dąbała - Prawo Śmierci
Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Dąbała - Prawo Śmierci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Prawo Śmierci
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Prawo Śmierci: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Prawo Śmierci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Prawo Śmierci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Prawo Śmierci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Suko… – wyjęczał przemytnik, próbując wyszarpnąć z sobie piersi jedną ze strzał. – Dziewko sprzedajna… Powinienem cię ubić na początku…
– Zdechniesz w niesławie, zdrajco – wyszeptała z przejęciem dziewczyna. Jej spokój powoli mijał. Zaczynała się bać. – Czegoś na nas polował?
– Pokaż rzyć, to może… ci powiem. – Przemytnik nie mógł pohamować krwi wypływającej mu z ust.
– Nająłeś się za monety, tchórzu – odezwała się Bathy. – Bałeś się stanąć do walki… Kto ci płaci?
– Pomóż mi… – wyszeptał, krzywiąc się z bólu, Raptus. – Dam ci monety…
– Co? Ty mi dasz monety? – zadrwiła dziewczyna, podnosząc kurtkę do góry i odsłaniając na piersi pasy z zaszytymi monetami.
– Na, gap się… To ja mogę ci dać monety, parchu jeden. Mogę kupić kilka tysięcy takich jak ty i sprzedać ich barbarzyńcom do kopalni. Widzisz te pasy? Każdy aż kapie od monet… To ja ci zapłacę, jeśli prawdę rzekniesz… A może i opatrzę, gdzie trzeba…
– Ile? – wycharczał z pożądaniem w oczach przemytnik. – Ile tego masz?
– Starczy – odpowiedziała chłodno dziewczyna. – Kto cię nasłał?
– Ile dasz, dziewko? – Pytanie przypominało jęk umierającego. Brzuch przemytnika mokry był od krwi.
– Pięćdziesiąt monet. – Bathy powiedziała to z naciskiem. Wiedziała, że suma była zawrotna i przemytnik musi ją zaakceptować. Spojrzał na nią, z wysiłkiem opierając się rękami o łęk siodła.
– Nie zwodzisz? – upewnił się nieufnie.
– Zdradą się nie pasę – uspokoiła go cierpko.
– Niech będzie… – zgodził się, czując ogarniającą go słabość.
– Zdeb płaci… Dawny dowódca strażników z Grwaldu. Chciał ich krwi i dostał ją…
– Co mu zawinili? – dopytywała się, zagryzając wargi Bathy.
– Szczenę mu odrąbali… – zarechotał pod nosem przemytnik. Nawet w takiej chwili lubił żartować z czyjegoś kalectwa. – Ja tam znam też inny powód… Mogę powiedzieć… Tylko dorzucisz jeszcze z dziesięć monet, samko…
– Dorzucę – potwierdziła skwapliwie dziewczyna.
– Bał się klonów… – szepnął przemytnik. – Mutanty chciały ich klonować… Samych mistrzów… Tych od miecza… Zdeb bał się, że nie będzie miejsca dla takich jak on, że straci robotę… Ta wszą trzęsła się ze strachu przed tym, że szczury zaczną kiedyś sprzedawać klony i wszystko tutaj zapełni się Glassami, Idalgami albo Humanami… Takimi samymi… Wtedy koniec ze służbą w Kreporze, Szybgadii, Pandabie czy Sagdenii… Kamienie przyszłoby żreć zwyczajnym żołnierzom… Dlatego mnie najął…
– To wszystko? – upewniła się Bathy, naciągając spokojnie kuszę. – Złaź z konia…
Sama zeskoczyła na ścieżkę i pomogła przemytnikowi zsunąć się na ziemię. Wodze jego konia przywiązała do siodła swojego wierzchowca, po czym spokojnie wskoczyła na siodło. Bez słowa ruszyła przed siebie. Raptus wyciągnął za nią zaciśniętą pięść i nienawistnym, histerycznym głosem zawołał:
– Suko! Okłamałaś mnie! Dawaj monety!
Bathy nawet nie spojrzała za siebie. Dość miała widoku krwi i człowieka, który zabijał z ukrycia. Zostawiła go na ścieżce i wierzyła, że nie dożyje nocy. Mimo kłamstwa nie czuła wyrzutów sumienia. Przemytnik był dla niej nikim. Równie dobrze mogła obiecać coś garnkowi czy guzikom od kurtki.
Po blisko mili ścieżka kończyła się i rozpoczynał rzadki las. Tam właśnie natknęła się na zaczajonego w krzakach Idalga. Za plecami łapacza stały spokojnie wierzchowce, na których zwisały ciała Glassa i Humana. Dziewczyna zeskoczyła z siodła i ostrożnie zbliżyła się do Idalga. Bez słowa pokazał jej palcem przed siebie. Odsunęła ręką gałąź i ze strachu o mało nie krzyknęła. Trzy potężne mutanty tygrysie przywiązywały do dwóch nagiętych drzew nogi ubranego w o wiele za dużą zbroję pellegrisa. Wyglądał na przerażonego. Widać było, że dostatecznie długo żył na świecie, aby wiedzieć, co dla niego szykowano. Szczury najwyraźniej chciały go rozerwać na strzępy pomiędzy drzewami. Dziewczyna rzuciła spojrzenie w stronę łapacza. Na jego skroni marszczył się wyraźnie wytatuowany szpon. Wysokie czoło świeciło się w ostatnich przed zachodem promieniach słońca.
– Węszyć ci się zachciało, pellegrisie – mruczał pod nosem jeden z mutantów.
– Może go trochę nadgryziemy? – rzucił drugi, sięgając po sznur.
– Świeży lepiej trzaśnie – ocenił chłodno trzeci z nich, najwyższy i najpotężniejszy.
– Dobrze nagięta brzoza może sponiewierać… – mruczał dalej pierwszy mutant, ostrząc pieszczotliwie miecz na niewielkim kamieniu. – A flak wyrzuci nawet na pół mili…
Bathy naciągnęła kuszę i czekała na znak Idalga. Wiedziała, że łapacz ze sobą walczy. Z jednej strony czuł nienawiść do pellegrisów, z drugiej pogardę dla szczurów. W schwytanym karle było jednak coś przyjaznego, coś, co wzbudzało współczucie i sympatię. Poza tym wyglądał tak niewinnie, że oboje niemalże uwierzyli, iż wcześniej nigdy nikogo nie mógł napaść i zamordować. Musieli się pospieszyć. Glass wydawał się od dłuższego czasu martwy, a Human przestał się poruszać. Idalgo skinął głową i strzała z kuszy ugodziła największego szczura w szyję. Próbował głośno krzyknąć, ale z jego gardła wydobyło się tylko piskliwe syczenie. Łapacz przedarł się przez krzaki i ciął po plecach najbliżej stojącego mutanta. Ostrze jednak ześlizgnęło się po metalowej osłonie i sekundę później na ramieniu Idalga pojawiła się krew. Trzeci mutant nie zdążył nawet wykonać cięcia, ponieważ druga strzała przebiła mu brzuch. Zwalił się na ziemię z przenikliwym wyciem. Dziewczyna doskoczyła do niego i dobiła go pchnięciem noża. Nie czuła żadnych emocji. Walczyła jak w transie. Kątem oka zobaczyła, że lekko ranny łapacz cofa się, pozwala mutantowi wykonać głębokie pchnięcie, po czym chwyta jego miecz pod pachę, skręca gwałtownie ciało, przeciągając w tej samej chwili ostrzem po gardle szczura. Z tętnicy tamtego buchnęła struga krwi, zalewając Bathy rękaw kurtki. Oboje pochylili się nad przywiązanym do drzew pellegrisem. Teraz wystarczyłyby dwa szybkie cięcia i byłoby po nim. Drżał i patrzył bystro na ich broń.
– Co tu robisz, pellegrisie? – zapytał Idalgo, odcinając go od drzew. Dwa kolejne cięcia wyzwoliły wygięte, cienkie pnie, które z furkotem gałęzi wyprostowały się na wysokość kilkunastu stóp.
– Na wygnaniu jestem… – odparł cicho pellegris. Rozcierał przy tym ścierpnięte nadgarstki. – Wołają na mnie Writ. Moi mnie pogonili…
– Słyszałem, że wasi nie wyganiają – wtrącił nieufnie Idalgo. – Ścinają łepetynę i po wszystkim. Coś chyba kręcisz…
– Wygnali, panie, na pewno wygnali – zaprzeczył z lękiem Writ. – Ja jestem z tych, co to leczą, a nasi takich nie mordują… Zawsze to po drogach mogę swoim pomagać. To nic, że wygnany…
– Puścisz go? – zapytała z wyczekiwaniem w głosie Bathy. Coraz bardziej intrygował ją zimny i zdecydowany charakter łowcy. Jego wizerunek zmienił się jednak w jej oczach od czasu, kiedy się spotkali po raz pierwszy. Miała wrażenie, że ojciec wielu rzeczy jej o swoim przyjacielu nie powiedział, a niektóre wręcz ukrył.
– Możesz iść – stwierdził krótko Idalgo i odwrócił się w stronę krzaków, za którymi stały konie. – Czas na nas. Zaraz noc, a im bez dziecka śmierć pisana… Do zamku trzeba dotrzeć przed północą…
– Byle bramę otworzyli… – zaniepokoiła się dziewczyna.
– Mutanty wszędzie, panie – wtrącił pellegris, przysłuchując się rozmowie. – Do zamku nie wejdziecie, nie otworzą… Nikomu nie otwierają, bo zdradę wietrzą. Szczury tygrysie chcą ich podejść i wziąć od jednego uderzenia, panie. W zamku ubili księcia i…
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Prawo Śmierci»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Prawo Śmierci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Prawo Śmierci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.