Jacek Dąbała - Prawo Śmierci
Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Dąbała - Prawo Śmierci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Prawo Śmierci
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Prawo Śmierci: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Prawo Śmierci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Prawo Śmierci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Prawo Śmierci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Równina ciągnęła się od ściany lasu na bagnach. Nie zakłócał jej ani pagórek, ani drzewo. Bathy wyjęła z kieszeni siodła kuszę i strzały, po czym uświadomiła sobie, że coraz bardziej dokuczał jej głód. Teraz, kiedy była wolna, organizm upomniał się gwałtownie o swoje prawa. Mimo pragnienia nie zdecydowała się wrócić na bagno. Postanowiła ruszyć przed siebie, wierząc, że w końcu kogoś spotka. Starała się nie myśleć o Ghi-sppi i niezrozumiałych prawach, rządzących jego światem. Czuła wstręt do Mugaby, do szaleńców napotkanych w tajemniczej wsi i wężowiska mnożącego się dzień po dniu na bagnach. Z pochyloną głową stawiała stopy na suchej trawie i wyobrażała sobie stół zastawiony jedzeniem i piciem.
Słońce lada chwila mogło zgasnąć. Bathy rozejrzała się, ale poza ptakami szybującymi wolno po niebie nie zobaczyła niczego interesującego. Powietrze drżało od upału, skóra na opalonej twarzy zaczynała boleć, a nogi odmawiały posłuszeństwa. Kilkakrotnie potknęła się i upadła. Była słaba i z trudem wdychała powietrze. Obejrzała się i w oddali zobaczyła ptaki krążące nad padłym koniem. Zamknęła oczy i pomyślała o ojcu. On wiedziałby, co należy zrobić. Uklękła, odchyliła głowę do tyłu i odpoczywała. Nagle do jej uszu doleciał znajomy dźwięk. W jednej chwili stanęła na nogi i z nadzieją rozejrzała się po okolicy. Dźwięków było coraz więcej, ale nadal nic nie mogła zobaczyć. Wreszcie w oddali zamajaczyły sylwetki jeźdźców. Bathy odetchnęła z ulgą. Tętent koni i szczęk broni brzmiały w jej uszach jak najwspanialsza obietnica. Zaczęła biec w stronę oddziału, jakby obawiała się, że jej nie zauważy i odjedzie.
9
Było ich trzydziestu. Wszyscy z mieczami przy pasach, kuszami na plecach, w luźnych habitach i kapturach na głowach. Przypominali bandę zbuntowanych mnichów. Na rękach nosili ciężkie rękawice obszyte metalowymi blaszkami. Kiedy ją zobaczyli, zatrzymali się i znieruchomieli. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem i pomachała w ich stronę rękami. Widać było, że dziwni jeźdźcy nie spodziewali się w tym miejscu kogokolwiek spotkać. W końcu pierwszy z nich machnął ręką, a dwaj inni, towarzyszący mu po obu stronach, natychmiast pogalopowali prosto na dziewczynę. Kiedy zatrzymali konie tuż przed nią, wówczas poczuła obcy, lekko mdły zapach. Przestała się uśmiechać i zaniepokojona próbowała dostrzec ich rysy pod kapturami.
– Kim jesteś? – zapytał stojący najbliżej mnich.
– Bathy… – zakrztusiła się i zaczęła głośno kasłać. Drugi z konnych rzucił w jej ręce bukłak z wodą. Otworzyła go i duszkiem wypiła niemalże połowę. Westchnęła, czując jak powracają jej siły. – Jestem Bathy… A wy, panie? Jesteście mnichem?
– Co tu robisz? – Pytanie zostało postawione tak, jakby mnich nie usłyszał odpowiedzi.
– Z bagna idę… – wyjaśniła dziewczyna, czując ogarniającą ją senność. – Mój kompan utonął, a ja ledwie wylazłam z wężowiska… Koń mi padł… A wy? Dokąd zmierzacie, panie? Do Grwaldu?
– Ładna jesteś – stwierdził sucho mnich. – Szkoda cię na zmarnowanie…
Obaj jeźdźcy zawrócili w miejscu i pogalopowali z powrotem do oddziału. Bathy wolno ruszyła w ich stronę. Zmęczenie sprawiło, że zobojętniała i marzyła tylko o jedzeniu i śnie. Od grupy oderwał się jeden z mnichów, prowadząc za sobą luźnego konia. Rzucił wodze w ręce dziewczyny i bez słowa dołączył do oddziału. Dowódca skinął w jej stronę ręką i mnisi ruszyli kłusem w drogę. Dziewczyna wspięła się na siodło i po chwili dogoniła oddział. Zwolniła dopiero przy dowódcy.
– Dzięki, panie – krzyknęła w jego stronę. – Dokąd zmierzacie?
– Tam – odparł grubym głosem dowódca. Podniósł przy tym rękę i pokazał przed siebie.
– Z daleka? – Bathy nie zrażała się jego chłodem. Z opowieści ojca wiedziała, że większość żołnierzy była właśnie taka. Obojętna, gruboskórna i bezlitosna.
– Z daleka – odparł tak samo zimno dowódca.
– A jak was zwą, panie? – Z całych sił starała się być uprzejma i nie zapominać, że zawdzięcza mnichom życie.
– Eryk – chrząknął z irytacją mnich. – Długo tak będziesz pytać? W gębie zasycha…
Słońce schowało się i wokoło zapadły ciemności. W tej samej chwili kilkunastu mnichów zapaliło pochodnie i przesunęło się do przodu. Dziewczyna dziwiła się milczeniu, w jakim wykonywali wszystkie czynności. Zachowywali się tak, jakby odcięto im języki. Przyglądała się ich ubraniom i starała się dostrzec chociażby fragment twarzy. Wszystko jednak tonęło pod kapturami. Jej oczy przesunęły się po mieczach zwisających luźno w bogato inkrustowanych perłami pochwach. Głownie wykończone zostały wielkimi rubinami, które raz po raz odbijały światła pochodni. Bathy zrezygnowana zwiesiła głowę i popadła w odrętwienie. Obudziła się dopiero na trakcie. Oddział posuwał się powoli, a mnisi sennie kiwali się w siodłach. Niektórzy spali, wydając na przemian głośne chrapnięcia i piski. Nagle ręka Eryka ściągnęła jej wodze i oddział w jednej sekundzie stanął w miejscu. Bathy zdziwiona podniosła oczy na dowódcę. Chciała coś powiedzieć, ale gestem nakazał jej milczenie. Nasłuchiwali. Przez dłuższą chwilę niczego nie słyszała. Kiedy traciła już nadzieję, doleciał do niej narastający tętent konia. Pojedynczy jeździec zbliżał się z olbrzymią szybkością. Bathy wsłuchała się w uderzenia kopyt i domyśliła się, że mieli za plecami jednego z królewskich posłańców. Tylko oni potrafili zmusić wierzchowca do tak szybkiego biegu i tylko ich konie znały trasę na tyle dobrze, żeby w taki sposób pokonywać ją w ciemnościach.
Mnisi zgasili pochodnie i rozjechali się na dwie strony drogi. Bathy poczuła na ramieniu ciężką dłoń, która bez słowa zacisnęła się na ubraniu. Nawet nie próbowała się bronić. Dopóki niczego nie rozumiała, dopóty postanowiła być posłuszna.
Posłaniec stał się widoczny. Na tle oświetlonego przez księżyc nieba przypominał kulę siana toczoną przez huragan. Bathy westchnęła. Kochała ludzi, którzy tak wspaniale potrafili dosiadać koni. Wtedy dostrzegła sieć, którą mnich stojący najbliżej drogi wyjął z torby przy siodle. Przełożył ją na prawą stronę i przygotował do rzutu. Dziewczyna nie czekała dłużej. Spontanicznie chwyciła jedną ze strzał i desperackim szarpnięciem wbiła ją w szyję trzymającego jej ramię mnicha. Zapiszczał przeraźliwie, a jego koń uderzony odruchowo piętami w brzuch odskoczył na bok. Zanim mnisi zdążyli zareagować, strzała dźgnęła zad wierzchowca, na którym siedział mnich z siecią. Rżenie i gwałtowny skok konia do przodu umożliwiły posłańcowi bezpieczne przemknięcie obok oddziału. Sieć nie została rzucona.
Bathy gwałtownie rzuciła się do ucieczki. Za wszelką cenę postanowiła nie stracić kontaktu z posłańcem. Kiedy wyjechała na środek traktu, zdała się na instynkt zwierzęcia. Przenikliwy pisk, który za sobą usłyszała, przeraził ją i zmusił do maksymalnego wysiłku. Już po chwili wiedziała, że jej koń przeszedł długotrwałe szkolenie i mógł ją ocalić. Rozciągnął się w pełnym cwale, wyrównał krok i ani na moment nie zwalniał. Jego oddech był jednostajny i mimo całodniowego marszu nie zdradzał oznak zmęczenia. Za plecami Bathy ruszyła pogoń. Przez dłuższy czas nie wiadomo było, kto do kogo się zbliżał. Wszystkie wierzchowce mnichów zostały specjalnie wyszkolone i uodpornione na zmęczenie. Dziewczyna liczyła na swoją mniejszą wagę i umiejętność jazdy. Miała też nadzieję, że uda jej się oddalić na tyle, żeby konie mnichów nie kierowały się instynktownie jej śladem. W końcu pogoń zaczęła zostawać w tyle. Za to w oddali, kilkadziesiąt metrów w przodzie, co pewien czas ukazywała się na tle nieba sylwetka królewskiego posłańca.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Prawo Śmierci»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Prawo Śmierci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Prawo Śmierci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.