Jacek Dąbała - Prawo Śmierci
Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Dąbała - Prawo Śmierci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Prawo Śmierci
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Prawo Śmierci: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Prawo Śmierci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Prawo Śmierci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Prawo Śmierci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Pierwsze oznaki zmęczenia pojawiły się u konia po północy. Potknął się nieznacznie, wybił z rytmu, aby po chwili znów wyrównać bieg. Przez ten czas posłaniec nie zdołał się oddalić, a ona zbliżyć. Jechali tak, jakby odległość między nimi wyznaczał stale ten sam długi, niewidzialny pas. Kiedy w ciemnościach pojawiła się czerwona łuna, Bathy domyśliła się, że tej nocy nie skończą się jej problemy. Czerwień na niebie coraz intensywniej rozlewała się po okolicy, aż wreszcie zamieniła się w płonące domy i stajnie jednej z osad rozsianych na drodze do królewskiego pałacu. Koń zobaczył ogień i odruchowo zwolnił bieg. W twarz dziewczyny uderzyła drżąca fala ciepła.
Pożar właściwie już dogasał. Stajnie z sianem i ziarnem wypaliły się najszybciej, a domy, szczególnie te nowsze, zbudowane z kamiennych bloków, zajmowały się dużo wolniej. Nie słychać było krzyków kobiet, konania mężczyzn ani płaczu dzieci. Nie zaszczekał żaden pies, nie zapiał kogut, nie kwiczały świnie, nie rżały przestraszone konie. Na zbutwiałej, oderwanej kopnięciem desce Bathy zdołała przeczytać nazwę osady: Cygga. Zauważyła przed sobą posłańca, który poklepywał uspokajająco wierzchowca i omijając żarzące się belki, oceniał sytuację. Obejrzał się, zobaczył dziewczynę i przywołał ją machnięciem ręki. Podjechała ostrożnie, nasłuchując, czy nie zbliża się pościg. Dopiero po chwili odróżniła pomiędzy spalonymi domami i stajniami ludzkie ciała. Ktoś dokonał w tym miejscu prawdziwej rzezi. Ludzie zostali zaskoczeni we śnie, dlatego wybiegali z domów bez ubrań i bez butów. Większość została zarąbana mieczami i toporami, niektórych zadławił arkan, innych przygwoździły włócznie lub strzały z kuszy. Tylko nieliczni królewscy strażnicy oraz paru przemierzających szlak i nocujących w osadzie podróżnych stoczyło walkę i padło z bronią w rękach. Ci ostatni mieli na szyjach, ramionach i rękach głębokie ślady zębów. Ich ubranie i skóra zostały poszarpane, a twarze rozorane ostrymi pazurami. Bathy ze wstrętem odwróciła głowę i starała się na to nie patrzeć. Nagle posłaniec podniósł ze zdziwieniem oczy i zawołał:
– To ty, dziewko? Z Grwaldu?
Z ulgą skinęła głową, domyślając się, że ma przed sobą posłańca, od którego stary Gawdi pożyczył dla niej strój. Był młody, chudy i na swój wiek dość wysoki. Bathy uznała, że są prawie w jednym wieku.
– Mnisi mnie ścigają – powiedziała, rzucając za siebie spojrzenie. – Zaraz tu będą…
– To nie mnisi – przerwał jej posłaniec. – To mutanty…
– Jakże to! – wyrwało się z gardła dziewczyny.
– Gdzieś się podziewała, że o niczym nie wiesz? Cały Krepor we krwi. Mutanty w przebraniu mnichów uderzyły od wschodu. Przebiegłe z nich ścierwa i w mordowaniu zaprawione…
– Gadasz, że przyszli od wschodu – Bathy z niedowierzaniem podniosła brwi. – Tam przecież Pandab, a w nim wojska i ludzie waleczni.
– Pandab zdradził – wyjaśnił posłaniec, popędzając nagle konia. – Ruszaj, jeśli ci życie miłe. Słyszę ich…
Dziewczyna bez słowa trąciła konia piętami i pokłusowała za posłańcem. Jechali obok siebie, starając się nie patrzeć na boki. Po chwili opuścili dogasającą osadę i wjechali w ciemności. Tym razem poruszali się ostrożnie. Nie rozpędzali koni, patrząc uważnie na boki i obserwując kontury rysującego się w świetle księżyca horyzontu.
– Przeszli oddziałami – kontynuował posłaniec. – Wleźli wszędzie po cichu i kiedy dostali rozkaz, rzucili się królestwu do gardła. Grwald nawet się nie bronił… Dowódca straży, dawny oficer, Xotos, kupił ich. Gadają, że monety obiecał, że tajemnicę jakąś poznał. Pomerdany tylko zgadnie, o co w tym chodzi… Nie ma dawnego Grwaldu. Niepokornych wyrżnęli albo wywieźli do… Tfu! Szczurze mają gęby, a w walce gryzą i drapią. A dziewki chędożą, że strach… Szczurza krew, jurna…
– Mnie nie tykali – odezwała się oszołomiona wiadomościami Bathy. – Znaleźli mnie ledwie żywą, jeść dali, konia dobrego, a i dołączyć nie bronili… Jak cię zwą?
– Dart – odparł młodzieniec. Widać było, że myślami jest jeszcze w spalonej osadzie. – Posłańców też łowią. Ubitych będzie już ze dwudziestu albo i więcej. Szczury lepiej widzą i słyszą. Szczególnie w nocy…
– A co z naszymi wojskami? Co z królem? – Głos dziewczyny zdradzał skrajny niepokój. – Gdzie nasze wojska?
– Rozbite. – Stwierdził sucho posłaniec. – W rozsypce… Walczą, gdzie się da, ale nawałę trudno opanować. Oni atakują wszędzie. Wyłażą w zamkach, wkradają się do pałaców, czają się w osadach. W przebraniu i cicho, gadzia krew…
– A ty? – zapytała cicho. – Do kogo jedziesz?
Dart zawahał się tylko na chwilę. Jego zęby błysnęły odbitym światłem księżyca. Bathy dostrzegła to i lekko się zaniepokoiła. Miała wrażenie, że skądś zna ten uśmiech.
– Do króla – odpowiedział posłaniec. – Stajnie spalone, konie wykradzione… Wieści pewnie na czas i tak nie dowiozę, chociaż bardzo ważna… Tfu! Może nie warto jej dawać? Służba teraz parszywa, głowę położyć łatwo, a na torturach i tak z człeka duszę wyciągną…
– Zdrada darciem pasów u was karana, mawiał stary Gawdi – wtrąciła nieufnie dziewczyna.
Młodzieniec zaśmiał się nagle głośno i głupkowato. Wydawało się, że wysłuchał sprośnego żartu w zajeździe. Bathy coraz bardziej mu nie ufała. Kiedy spojrzał na nią i zobaczyła bez powodu wyszczerzone zęby, zdołała tylko wyszeptać:
– To ty…
– Dobrze powiedziane. – Posłaniec rechotał w siodle, aż nim trzęsło. – Przyznasz, że gębę mam teraz godną, a cały wygląd mało nikczemny? Trochę się do tych waszych cielsk przyzwyczaiłem. Ani tamten grubas Ghi-sppi, ani ten staruch Mugaba, nie byli nic warci… Jak to wy gadacie, gówniane nasienie z nich było. Wstrętne ochłapy miecha, nic więcej. Która dziewka chciałaby się z takim chędożyć? A chędożenie u was w cenie, pora i mnie spróbować…
Bathy odsunęła się z lękiem do tyłu. Zauważył to, zaśmiał się jeszcze głośniej i dodał uspokajająco:
– Tyś nie dla mnie. Ten chłopak, w którego wlazłem, lubił duże i cycaste… O, takie… – Dart zatoczył rękami wielki krąg w okolicach piersi.
– Jako Ghi-sppi byłeś prawdziwy – powiedziała ze smutkiem dziewczyna. – Każde twoje przyjście robi się gorsze… Zaczynasz zalatywać padliną… Gadaj lepiej, czego ode mnie chcesz? Królewskich monet? Czepiłeś się jak giez końskiego zadu… A może? Nie, tylko nie to…
– Co? – Dart z ciekawości aż zatrzymał konia.
– Ode mnie wara! Słyszysz? Od mojego łba wara!
Posłaniec dopiero teraz pokazał, na co go stać. Ryknął tak głośnym śmiechem, że kiedy arkan owinął się wokół jego szyi i zapadła cisza, Bathy poczuła kłucie w uszach. Ją samą również zaskoczył nagły ucisk gardła i zdecydowane szarpnięcie. Straciła przytomność. Upadku na drogę już nie zapamiętała.
Z ciemności wynurzył się niewielki oddział zakapturzonych postaci. Zeskoczyły z koni i pochyliły się nad leżącymi. Ręce ze szczurzymi pazurami zanurzyły się pod ubrania i przeszukiwały kieszenie.
– Dziewka – rzucił za siebie szczur, który natrafił właśnie na pierś Bathy. – Rzepa… Pasy jakieś ukrywa… Twarde…
– Ten tutaj, to posłaniec… – warknął drugi szczur. – Odgryzę mu łeb i wyżrę kiszki…
– Na konia z nimi i do obozu – rozkazał sztywnym i nie znoszącym sprzeciwu tonem mężczyzna bez kaptura. – Tam ich wybadamy. Posłańca trzeba wysiepać nahajem i wieści zebrać… Dziewkę sam ogarnę…
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Prawo Śmierci»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Prawo Śmierci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Prawo Śmierci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.