Jacek Dąbała - Prawo Śmierci
Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Dąbała - Prawo Śmierci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Prawo Śmierci
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Prawo Śmierci: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Prawo Śmierci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Prawo Śmierci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Prawo Śmierci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Wtedy po raz pierwszy poczuł niepokój. Miał wrażenie, że jakaś niewidzialna siła koncentruje na nim swoją uwagę, że dotyka go i przypomina obrazy, o których dawno zapomniał. Nie przeszkadzała mu w walce, nie odwracała uwagi, po prostu była. Łapacz nie chciał o nic pytać. Nie był nawet ciekawy. Ktoś przesunął się zaledwie przez jego pamięć, nie zostawił śladów i strachu. Niepokój Idalga dotyczył świata, o którym nie można było nic powiedzieć. Co najwyżej śpiewano o tym pieśni. To coś nie miało kolorów, nie miało smaku ani wyglądu, a jednak zdradzało swoją obecność. Przypominało spojrzenie nauczyciela. Bardzo uważne, krótkie i przenikliwe. Niemalże wszechwiedzące. Uczeń, który je zrozumiał, mógł spokojnie odejść. Niepokój zniknął i łapacz zapomniał.
Mutant z siwymi wibrysami i pianą na pysku skoczył mu z boku na plecy, nie wcelował w szyję i z całej siły wbił zęby w ramię. Pinto przeorał mu bark, czując pękające pod ostrzem miecza żebra. Idalgo zatrzymał się przy wejściu na schody i przyjął na siebie uderzenie mutantów. Pod nogami miał kilkanaście zarąbanych wcześniej ciał, a przed oczami wbiegających do zajazdu kolejnych fałszywych mnichów w kapturach. Maqui i Pinto chwiali się ze zmęczenia. Walczyli, trzymając miecze w obu coraz bardziej omdlewających rękach. Tyłem wycofywali się na górę, gdzie bronił się olbrzym. Czterej goście z innych pokoi na górze dołączyli do niego i powoli zaczynali spychać mutanty z powrotem za drzwi. Dwaj z nich skoczyli do przodu z długimi pikami zdjętymi ze ściany i nabili na nie po dwóch napastników. Zapłacili za to życiem, ponieważ nie zdążyli wyrwać drzewca i zostali zarąbani toporami. Przerzedzili jednak znacznie atakujących i umożliwili Humanowi cięcie z boku i zatrzaśnięcie się w środku. Chwilę potem obie zakrwawione piki posłużyły do podparcia drzwi.
Tantra stała przez cały czas przytulona do ściany, zasłaniając chustą płaczące dziecko. Human podbiegł do niej i pociągnął lekko do pokoju na końcu korytarza. Dwaj pozostali goście ruszyli za nim. Idalgo kopnął właśnie atakującego mutanta w zakrwawiony pysk i krzyknął do słaniających się z wycieńczenia żołnierzy:
– Ruszajcie! Za nimi…
Zawahali się, ale zauważyli ogień z rozwalonej kuchni i porozrzucanych pochodni sunący wzdłuż ścian po podłodze. Kulejąc i potykając się, podążyli za Humanem. Idalgo został sam. Pogryziony przez mutanta, cięty mieczem po nodze i z podrapaną pazurami dłonią zastanawiał się nad wyjściem z opresji. Musiał wytrzymać do czasu, gdy kobieta i dziecko oddalą się i bezpiecznie przekroczą granice księstwa. Na szczęście mutanty przestały pojawiać się w drzwiach i wzmacniać szeregi atakujących. Podłoga zajazdu usłana była dziesiątkami trupów i rannych. Języki ognia sunęły coraz silniej w stronę sufitu, a wysuszone przez lata drewno zajmowało się szybko jak szczapa wrzucona do komina.
Karczmarz biegał jak oszalały i polewał podłogę wodą. Nie na wiele to się jednak przydawało. Ścisk wśród walczących był zbyt wielki, aby można było ugasić płomienie. Zajazdowe dziewki stłoczyły się pod ścianą i wymachiwały wszystkim, co im wpadło w ręce. Mutanty podniecone walką próbowały je wywlec na dwór. Były zbyt cenne, aby je zabijać. Na bezkresnym stepie, wśród nieogarnionych odmian i ras, nie zmutowane kobiety używane były do doskonalenia krwi i kosztowały niekiedy nawet pięćdziesiąt monet. A za tyle właśnie można było kupić sobie wolność i ziemię.
Kiedy dym i żar płomieni stały się nie do wytrzymania, walczący zaczęli przesuwać się w stronę drzwi. Pierwsze uciekły kobiety. Niektóre zdążyły schronić się w ciemnościach i zagrzebać w ściółkę w lesie, inne zostały schwytane przez plądrujące zajazd mutanty, związane i wrzucone do stojących na dziedzińcu powozów. Pozostała przy życiu garstka walczących awanturników również zaczęła wymykać się w noc i szukać schronienia byle dalej od zajazdu i mutantów. Pokonała ich liczba napastników i zmęczenie. Poza tym chcieli uciec, aby wrócić i zemścić się. To było jedyne prawo, którego przestrzegali. Zostawiali za sobą dziesiątki zabitych mutantów i znacznie mniej ludzi.
Kiedy Idalgo rzucał w pierś fałszywego mnicha swój ostatni nóż, płomienie szalały już na dobre, a ciała zabitych wypełniały zajazd aż po okna. Łapacz zdołał jeszcze zauważyć wymykającego się przemytnika z ziejącą na plecach raną po szczurzych pazurach. Karczmarz został. Stał na martwych ciałach pośrodku zajazdu, trzymał się za głowę i przeraźliwie wył. Mimo że nie odniósł żadnej rany, czuł się przegrany i stracił ochotę do życia. Zajazd, który jego rodzina prowadziła od wielu pokoleń, płonął, a on sam oszalał. Zapomniał o zakopanych w ogrodzie monetach, zapomniał o zebranym bogactwie, o zamku, jaki właśnie dla siebie kupił, o olbrzymich połaciach ziemi jakie od lat pomnażał. Poddał się przerażeniu i żalowi. Zrobił coś, czego nie zrobili jego dziadowie. Poddał się i chciał umrzeć. Takim właśnie zapamiętał go Idalgo.
Łapacz biegł w stronę granicy. W oddali widział pochodnie przed budynkiem książęcych żołnierzy. Za plecami słyszał tętent koni mutantów. Wyszukiwali zbiegów. Szczurza krew pozwalała im widzieć w nocy i czyniła przeciwnikiem groźniejszym od człowieka. Idalgo nie czekał, aż się zbliżą. Wierzył, że jeszcze go nie zobaczyły. Miały także, lepszy słuch i lepszy węch. Musiał zaryzykować, przetrwać aż do świtu. Wtedy szansę będą wyrównane. Wspiął się na przydrożne drzewo, przylgnął plecami do pnia i czekał. Nie poruszał się, mimo że strużki zimnej rosy kapały z liści na jego twarz, łachocząc go coraz bardziej.
Mutanty jechały ostrożnie. Tak, jakby wyczuwały niebezpieczeństwo. Trzy, jeden za drugim. Idalgo starał się wstrzymać oddech i zasłonić dłonią parę wylatującą z ust. Sam doskonale widział oddechy przeciwnika w świetle księżyca. Wybuchały gwałtownie jak para z gorących źródeł. Koło drzewa mutanty zwolniły. Wciągały głośno powietrze i próbowały wyczuć jego zapach. Wiatr im jednak nie sprzyjał. Tylko dlatego Idalgo mógł zsunąć się z góry na pierwszego z nich, uderzyć go czołem w szczurzy pysk i zrzucić pięścią na ziemię. Przestraszony koń wyrwał przed siebie, a łapacz w ostatniej chwili wydobył miecz zza głowy. Jechał tyłem do łba konia i przygotowywał się na odparcie ataku dwóch ścigających go mutantów. Nacierali z obu stron. Drugi z nich wydobył z bocznej kieszeni siodła kuszę i sięgnął po strzałę. Łapacz wyszarpnął drugi miecz z pochwy przy pasie, zamachnął się i rzucił. Broń zafurczała w powietrzu i utkwiła w brzuchu mutanta z kuszą. Ten puścił ją, chwycił za ostrze miecza i piszcząc z bólu, zwalił się z konia na trawę. Zanim przestał się rzucać, łapacz sparował uderzenie drugiego napastnika, chwycił go za rękę i szarpnął. Ciało szczura przechyliło się, a koń uderzony płazem miecza w szyję odskoczył w bok, gubiąc jeźdźca. Mutant wpił się pazurami w lewą rękę łapacza, zaczął się wściekle miotać, kopiąc i drapiąc pazurami brzuch konia. Przerażone z bólu zwierzę wierzgało i podskakiwało. W końcu z głośnym rżeniem stanęło dęba i zrzuciło obu walczących na ziemię. Idalgo spadł dokładnie na mutanta. Miecz przebił serce i utknął w ciele aż po rękojeść. Fałszywy mnich znieruchomiał.
Wtedy pojawiło się światło. Noc wpadła w niewidzialną czeluść i nagle wokoło rozlały się promienie słońca. Ciepłe i dające nadzieję. Idalgo, kulejąc, podbiegł do zabitego mutanta i wyszarpnął miecz z jego ciała. Wytarł ostrze i wsunął do pochwy przy pasie. W trawie odnalazł drugi miecz. Zatrzymał wzrok na płonącym zajeździe. Żal mu było noży, których użył w walce. Każdy kosztował pół monety. Na niebieskim niebie snuła się czarna smuga dymu. Wokoło zajazdu biegały nie osiodłane konie, nieudolnie chwytane przez oślepione w świetle dnia mutanty. Łapacz zmierzył wzrokiem odległość do granicy księstwa i sięgnął po wodze najbliższego konia. Wiedział, że szczury już go zobaczyły. One także miały nadzieję zabić go, zanim trafi pod opiekę księcia Syriusa.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Prawo Śmierci»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Prawo Śmierci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Prawo Śmierci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.