Jacek Dąbała - Prawo Śmierci
Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Dąbała - Prawo Śmierci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Prawo Śmierci
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Prawo Śmierci: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Prawo Śmierci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Prawo Śmierci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Prawo Śmierci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Damy im gościnę, damy im konia i wszystko, co zechcą – zawołał donośnie Mugaba. – Odjadą, kiedy dadzą nam swoją krew!
Wśród zgromadzonych rozległ się przeraźliwy krzyk. Chłopi stali nieporuszeni, podnosząc twarze ku słońcu i dobywając z gardeł wszystkie możliwe dźwięki. Dziewczyna przytuliła się ramieniem do Ghi-sppi i przygotowała do obrony. Starzec uśmiechnął się do nich i rozłożył ramiona.
– Witamy was w naszej rodzinie – powiedział z uczuciem. – Od ciebie, dziewko, chcemy tylko jednego dziecka. Mojego dziecka!
Bathy cofnęła się i oparła plecami o studnię. Zrozumiała.
– Od ciebie, panie, chcemy nasienia. – Do Ghi-sppi Mugaba zwracał się z wyraźnym szacunkiem. – Dasz życie naszym kobietom i dziewczętom, będziesz to robił często i bez sromoty… Zła krew zginie!
– Nie, to nie może być prawda – mruknął grubasek i rozejrzał się po dziedzińcu. Wszystkie kobiety patrzyły na niego z nadzieją w oczach. Bathy sięgnęła pod kurtkę po kuszę. Patrzyła z nienawiścią na siwego starca i czekała na jego pierwszy ruch. On jednak odwrócił się i spokojnym, dostojnym krokiem udał się w stronę chaty.
– Zrób coś – jęknęła Bathy, widząc ruszających do niej mężczyzn.
– Nie mogę – szepnął grubasek, wycierając spocone dłonie o koszulę na brzuchu. – To nie jest zagrożenie życia… Oni nas potrzebują, a my możemy im pomóc…
– Ale ja nie chcę! – wyrwało jej się zbyt głośno. – Słyszysz? – ściszyła głos. – Pluję na ich krew i chuć tego starego dziada, słyszysz? A tyś też nie byk rozpłodowy…
– Śmierć mogę pienić, kiedy życie umiera – odpowiedział z uśmiechem grubasek. – Ciało to nic, to tylko kłopot… Życie ma wagę i nie trza nam się sprzeciwiać…
Chłopi przyglądali się ich sprzeczce i z wysiłkiem próbowali łowić jakiś sens. Ich twarze nie wyrażały jednak zrozumienia. Po prostu coś się działo. Czekali, aż obcy skończą i oddadzą im swoje ciała.
– Pozabijam ich – syknęła z wściekłością dziewczyna. – Co wtedy zrobisz?
– Nie wiem – odparł z rozbrajającą szczerością Ghi-sppi. – Może będę musiał cię uśmiercić?
7
Na widok wchodzących karczmarz odwrócił się tyłem i zaczął udawać, że czyści drewniany kufel. W świetle dogasających pochodni i żaru na kuchni widać było jego owłosiony kark i potężną, łysą głowę. Pocierał kufel brudną szmatą i co chwila zerkał w wiszącą na ścianie metalową tarczę. Była to jedyna czysta rzecz w zajeździe. Dzięki temu karczmarz mógł widzieć odbicie siedzących przy stołach gości. Teraz z podejrzliwością obserwował wysoką postać Idalga, oceniał zmęczenie towarzyszących mu ludzi i zastanawiał się, ile monet gotowi są zostawić.
W zajeździe panował hałas, a w powietrzu gęstym od dymu unosił się zapach pieczonego mięsa z przyprawami. Przy stołach siedzieli ludzie, o których większość mieszkańców pogranicza wolała słyszeć tylko w opowieściach. Awanturnicy, złodzieje, przemytnicy, żołnierze, dezerterzy, najemnicy, drobni handlarze, sprzedajne dziewki, królewscy strażnicy, właściciele powozów, przypadkowi podróżni, zabłąkani arystokraci, wędrowni mnisi i zubożali chłopi popijali wino, z mlaskaniem zagryzając mięsem i chlebem. Kiedy drzwi się otwierały, obrzucali wchodzących ponurymi spojrzeniami i po chwili o nich zapominali. Niektórzy śpiewali sprośne pieśni, inni siłowali się na ręce, pozostali wlewali w siebie zawartość kilkulitrowych butelek i z trudem łapali równowagę. Byli i tacy, którzy obłapiali zajazdowe dziewki, niewiele przejmując się otoczeniem. W kącie próbował przygrywać na skrzypcach artysta o wyglądzie suchotnika.
Idalgo zatrzymał się za karczmarzem i odezwał się:
– Witaj, karczmarzu… Poznajesz mnie, prawda?
– Poznaję – potwierdził zimno tamten, nie odwracając głowy.
– To i dobrze – zaśmiał się krótko łapacz. – Między znajomkami łatwiej o ugodę…
Karczmarz odwrócił się nagle i zamachnął kuflem, który trzymał w dłoni.
– Psie jeden… – warknął z wściekłością, chcąc trafić łapacza między oczy.
Idalgo odskoczył, chwycił karczmarza za rękę i lekko odepchnął.
– Życie ci obrzydło? – zapytał z niechęcią w głosie. – Noclegu nam trza, a nie bijatyki… Matkę po połogu wiezieni i oseska. Dawaj izbę i gadaj, ile ci zapłacić. Co między nami, to między nami… Teraz nie pora. Zaprowadź matkę i dziecko do izby, my się zdrzemniemy tutaj…
Karczmarz oddychał ciężko i z trudem panował nad sobą. W miejscu, gdzie powinien mieć oko, znajdowała się olbrzymia, źle zrośnięta dziura. Jego krzywa spocona czaszka i bezzębne dziąsła sprawiały, że wzbudzał strach samym swoim widokiem. Ramiona miał szerokie, kark krótki, a w pasie przypominał beczkę. Niejeden po jego uścisku osunął się na ziemię bez życia i niejeden wolał omijać zajazd z daleka. W zdrowym oku kołatało się szaleństwo i zachłanność. Łapacz cierpliwie czekał, co weźmie górę. W końcu karczmarz przesunął spojrzenie za plecy Idalga i przyjrzał się kobiecie, trzymającej przy piersi dziecko. Humana wolał długo nie oglądać. Ominął go spojrzeniem i pokiwał głową. Widok Maquiego i Pinta uspokoił go. Poznał barwy księcia Syriusa.
– Na górę… idźcie – powiedział, akcentując ostatnie słowo. – Tam jeleń na drzwiach wymalowany.
– Wody jej nagrzej, jedzenia przygotuj i każ napalić w kominie…
– Tam ciepło i przesuszyć się można – przerwał łapaczowi karczmarz. – A dziewkę jaką wyślę z jadłem…
Idalgo skinął na Humana, który pierwszy wszedł na schody. Tantra z dzieckiem ruszyła za nim. Ledwie trzymała się na nogach. Dziecko cicho płakało. Mimo że schody nie były strome, każdy krok bolał ją jak uderzenie batem. Maqui opadł na ławę przy stojącym na środku zajazdu stole, zachwiał się, po czym wyciągnął się jak do snu. Pinto przeszedł na drugą stronę i zrobił dokładnie to samo. Ich zakrwawione i pocięte ubrania wzbudziły zainteresowanie siedzącego okrakiem na zydlu przemytnika.
– Tylko nam tu nie zdychajcie, bo z trupami jadło nie idzie… – zawołał, przechylając się chwiejnie do przodu. Jego trzej towarzysze wybuchnęli rżącym śmiechem i z trzaskiem trącili się kuflami.
Maqui nawet nie podniósł głowy. Pinto zaczął po prostu chrapać. Przemytnik skrzywił się i podniósł przekrwione oczy na łapacza. Idalgo rozglądał się właśnie po zajeździe, jakby kogoś szukał.
– Ścierwa nam tu nawiozłeś, drągalu – warknął przemytnik. – Do stajni ich zanieś, do koni… Może ich nie zadepczą… – znów wybuchnął głośnym śmiechem.
Idalgo nachylił się do twarzy przemytnika i popukał w skroń. Był spokojny i skoncentrowany. Karczmarz nadal stał obok niego i ze złośliwym uśmiechem czekał na rozwój sytuacji. Przemytnik zamilkł nagle i nerwowo zaczął wpatrywać się w tatuaż na skroni łapacza.
– Jesteś… Jesteś… – zająknął się ze strachem. – Orli pazur… Idalgo…
– Jestem – potwierdził. – Czy trza ci jeszcze czegoś?
– Wybaczcie, panie – powiedział pojednawczo przemytnik. – Jestem Raptus, fach mam znany tutaj…
– Na zdrowie – przerwał mu łapacz. – A wy, karczmarzu, dajcie nam mięsa i wina… Cyrulika tu nie macie?
– Znachor może by się znalazł – odparł ponuro karczmarz. – Śpi, bo od pięciu dni chlał…
– Wołaj go. – Łapacz klepnął karczmarza w ramię i usiadł na ławie tuż przy głowie chrapiącego Pinta.
– Pewnie jeszcze pijany – rzucił jadowicie karczmarz. – Truciznę jaką może podać…
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Prawo Śmierci»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Prawo Śmierci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Prawo Śmierci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.