Wieści były złe.
– Brian usłyszał, jak Thea rozpowiada każdemu w kościele, że w sprawie podziału majątku nie pójdzie na żadne ustępstwa. Ale potwierdził też twoje słowa. Wczoraj wieczorem miała towarzystwo, co będzie dla niej okolicznością obciążającą w sądzie.
– Ty też miałeś towarzystwo.
Marshall znów się zachmurzył.
Wstałam i zakryłam twarz ręcznikiem, jakbym tonęła w pocie, chociaż w rzeczywistości dochodziłam do siebie. Musiałam znów przyjąć obojętny wyraz twarzy. Poczułam przemożną ochotę, by zabrać torbę treningową i wyjść bez słowa, ale zachowałabym się wtedy jak tchórz.
Odwróciłam się plecami do suwnicy i zwróciłam uwagę na leżącą na ławce treningowej ładną nastolatkę, która z radością pokazywała Bobo Winthropowi, jak ciężko jej podnieść dwa pięciokilogramowe ciężarki. Bobo wytrzeszczył oczy, gdy zauważył zadrapania na mojej twarzy. Bezgłośnie zapytał: „Okej?”, a ja odpowiedziałam skinieniem głowy. Wtedy poprosiła go o coś dziewczyna z hantlami. Spojrzałam w inną stronę, żeby nie czuł się zobowiązany podchodzić do mnie i dotrzymywać mi towarzystwa.
Poczułam na ramionach czyjeś dłonie i wzdrygnęłam się jak koń próbujący pozbyć się muchy.
– Trudno, będę musiał poszukać sobie czegoś nowego – stwierdził Marshall spokojnie.
Zaczął zdejmować z suwnicy dziesięciokilogramowe ciężary.
– Zostaw je – poprosiłam. Położyłam się na ławeczce, ułożyłam nogi, zwolniłam zabezpieczenia i zaczęłam wyciskać.
Udało mi się zrobić pięć powtórzeń, zanim zorientowałam się, że za chwilę bardzo rozbolą mnie mięśnie.
Na koniec zrobiliśmy oboje po trzy serie trzydziestu wypadów i wymachów nogami w sali do aerobiku. Kiedy po krótkim odpoczynku wstaliśmy, oznajmiłam mu to, czego moim zdaniem ode mnie oczekiwał.
– Myślę, że dopóki nie dostaniesz rozwodu, powinniśmy na jakiś czas przestać się widywać. Thea jest niezrównoważona, a na dodatek ma kłopoty w pracy i w domu. Nie ma sensu utrudniać jej życia, bo na dłuższą metę tylko ty na tym stracisz – na podziale majątku i w ogóle.
– Nie chcę, żeby jakaś zboczona kobieta dyrygowała moim życiem – oburzył się.
Mówił poważnie, lecz wyczułam w jego głosie coś w rodzaju ulgi. Nie mogłam go za to winić, bo sama też ciężko pracuję na to, co mam.
– Poza tym zostaje jeszcze sprawa z podrzucaniem tych rzeczy – po dłuższym milczeniu podjęłam wątek. – Nie chcę się bać, że za każdym razem, kiedy wychodzę z domu, ktoś położy mi na progu albo zostawi na samochodzie jakieś świństwo. Może jeżeli nie będziemy się widywać przez jakiś czas, ten ktoś da sobie spokój. Jeżeli to ta sama osoba, która chce postraszyć Theę, nie można wykluczyć, że poważnie się tobą interesuje. Jeżeli mnie nie będzie w pobliżu, może da ci znać, co czuje. Wtedy ty załatwisz sprawę, a ja będę się czuła bezpieczna.
– Nie wiem, co powiedzieć, Lily – mruknął Marshall. – Nie chciałbym cię stracić, bo wreszcie…
– Nigdzie się nie wybieram – zakończyłam i zerwałam się na równe nogi, nie zwracając uwagi na ukłucie bólu w boku. – Będziemy się widywać na treningach i na siłowni.
Wyszłam, zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć.
W drodze do domu uświadomiłam sobie, że czuję coś, czego nie czułam od lat: rozczarowanie.
Gdy tylko skręciłam w moją ulicę, zauważyłam radiowóz zaparkowany przy krawężniku pod domem. O maskę opierał się Claude Friedrich, sprawiając wrażenie, że nigdzie mu się nie spieszy.
W mgnieniu oka zmieniłam plany i postanowiłam zrobić zakupy. Obejrzałam się, czy nikt za mną nie jedzie i zawróciłam na najbliższym podjeździe, zanim Friedrich zdążył mnie zobaczyć. Nie miałam teraz ochoty z nikim rozmawiać, a już najmniej ze zbyt spostrzegawczym policjantem.
Od lat nie byłam w sklepie bez listy. W niedzielę zwykle gotuję posiłki na cały tydzień, a moja mała lodówka zaczynała już świecić pustkami.
Ostatnim razem w supermarkecie Krogera robiłam zakupy dla siebie i dla Yorków przed ich powrotem do domu… Właśnie – nie zwrócili mi pieniędzy za zakupy ani nie zapłacili za środowe sprzątanie. Widząc ich przygnębienie po rozprawie gwałciciela ich wnuczki, nie chciałam zawracać im głowy takimi drobiazgami, lecz skoro czuli się już na tyle dobrze, że wybrali się na spacer, czas wrócić do sprawy.
Właśnie próbowałam przypomnieć sobie wszystkie składniki mojej ulubionej zapiekanki à la tortilla, gdy ktoś staranował mój wózek z zakupami. Rozejrzałam się wokół i zrozumiałam, że wzbierający we mnie gniew za chwilę znajdzie doskonałe ujście. Jego celem będzie młoda kobieta ubrana w skromną szmizjerkę i mokasyny.
Od razu poznałam Theę. Umyślnie mnie zaczepiła. Spojrzenie, które we mnie wbiła, miało zapewne wyrażać skruchę, lecz był w nim tylko wstręt.
Dawno nie widziałam jej z tak bliska. Była śliczna jak zawsze. Delikatna i drobna, przyszła ekspani Sedaka ma słodką owalną twarz okoloną doskonale uczesanymi, opadającymi na ramiona ciemnymi włosami. Zawsze czuję się przy niej jak niezgrabna dojarka przy pełnej wdzięku księżniczce. Nigdy nie miałam okazji się przekonać, czy to wynik świadomego działania Thei, czy też mojego przewrażliwienia.
Teraz, gdy wiedziałam już co nieco o jej charakterze, mogłam się przekonać, jak żona Marshalla osiąga ten efekt. Uniosła głowę znacznie wyżej, niż musiała, sprawiając, że poczułam się jeszcze wyższa, i pchnęła swój wózek, lekko marszcząc brwi, jakby nie mogła sobie poradzić z jego ciężarem.
Ciemnozieloną sukienkę Thei pokrywał dyskretny kwiatowy motyw w kolorze słodkiego różu – nic krzykliwego. Pogardliwie wydęła wargi, widząc mój strój treningowy.
Manewrując wózkiem, zrównała się ze mną w samym środku alejki z puszkowanymi warzywami. Widząc, jak wykrzywia wargi w jadowitym uśmieszku, zorientowałam się, że powie coś, czym chce mnie urazić.
Postanowiłam ją uprzedzić.
Pochyliłam się i z najszerszym uśmiechem, na jaki było mnie stać, warknęłam:
– Przejedź jeszcze raz pod moim domem, to każę Friedrichowi cię aresztować.
Wyraz twarzy Thei był wart wszystkich pieniędzy, lecz odgryzła się szybko.
– Marshall jest mój – żachnęła się, przypominając mi jako żywo przedstawienie z siódmej klasy szkoły podstawowej. – Polujesz na cudzych mężów. Za wszelką cenę chcesz rozbić szczęśliwe małżeństwo.
– Pudło – powiedziałam. – Lepiej powiedz Meicklejohnowi, żeby sobie znalazł inne miejsce parkingowe.
Po raz kolejny celnie trafiłam, lecz Thea wcale nie miała zamiaru się poddawać.
– Jeżeli to ty podrzucasz te okropieństwa do mojego domu – w tym miejscu udało jej się nawet rzeczywiście wycisnąć z oka małą łzę – proszę cię, przestań.
Wypowiedziała te słowa na tyle głośno, by usłyszała je staruszka, która nieopodal porównywała ceny puszkowanej zupy. Kobieta obrzuciła mnie pełnym zgrozy spojrzeniem.
– Jakie rzeczy? – zapytałam niewinnie. – Biedactwo, ktoś ci zostawia pod drzwiami jakieś okropieństwa? A co na to policja?
Thea poczerwieniała. Wiedziałam, że nie wezwała policji, bo Tom David Meicklejohn był już pod ręką.
– Wiesz co? – powiedziałam z udawanym niepokojem – jeżeli kolo twojego domu kręci się ktoś podejrzany, poproś Claude'a Friedricha. Na pewno przyśle ci kogoś na całą noc.
Starsza pani skinęła głową z aprobatą i przeszła do kolejnego regalu, gdzie zajęła się porównywaniem cen różnych marek przecieru pomidorowego.
Читать дальше