Dobrze zniósł moje słowa, co po raz kolejny potwierdziło przytomność jego umysłu. Jakby zastanawiając się nad czymś, umknął wzrokiem na bok.
– Muszę pani powiedzieć, że niektórzy członkowie naszego małego Kościoła mają podobne zdanie o pani. Zastanawiali się, dlaczego nie wyrzuciłem pani z pracy. Nie wszyscy za panią przepadają.
Czułam, że ogarnia mnie niewytłumaczalna wesołość. Najwyraźniej lek zaczynał działać.
– Jest pani skrytą i agresywną osobą – mówił dalej pastor. – W rozmowach ze mną niektórzy ludzie wyrażają wątpliwość, czy powinna pani nadal pracować w Shakespeare, a przynajmniej w naszym małym kościele.
– Jest mi obojętne, czy pracuję w waszym małym kościele, czy nie – odparłam. – Ale powiem panu, że jeżeli się dowiem o jakichkolwiek pana naciskach na moich pracodawców, żeby mnie nie zatrudniali, bo jestem „skryta i agresywna”, podam pana do sądu. Każdy, kto ma ochotę, może sprawdzić moją przeszłość. A co do agresji, proszę mi pokazać listę bójek, które wszczęłam, albo wyroków więzienia. Przeczytam ją z najwyższym zainteresowaniem.
Zawstydzona tym, że w ogóle podjęłam temat i zniżyłam się do obrony przed wyssanymi z palca zarzutami, wyprosiłam pastora za drzwi i zamknęłam je na klucz.
Łóżko wzywało mnie już bardzo głośno, a ja nigdy nie potrafiłam zlekceważyć wołania. Popłynęłam korytarzem i nawet nie pamiętam, że się położyłam.
Gdy się obudziłam, na nocnej szafce zobaczyłam wiadomość.
Przyznam, że trochę bym się wystraszyła, gdyby jej autorem był wielebny McCorkindale.
Na szczęście zostawił ją Marshall.
Wpadłem o szóstej, żeby cię zabrać na kolację w Montrose – zaczynał się liścik napisany małymi, kanciastymi literami charakterystycznymi dla Marshalla. – Pukałem przez pięć minut, zanim podeszłaś do drzwi. Wpuściłaś mnie, wróciłaś do łóżka i zasnęłaś. Martwiłem się, dopóki nie znalazłem koperty z napisem: „Zażyć, gdyby bolało”. Zadzwoń do mnie, kiedy się zbudzisz. Marshall.
Przeczytałam liścik jeszcze dwa razy, dochodząc do siebie po ataku przerażenia.
Spojrzałam na zegar. Pokazywał piątą. Hmm. Przewróciłam się ostrożnie na drugą stronę łóżka i wyjrzałam na zewnątrz przez szpary żaluzji. Było ciemno. Dochodziła piąta rano.
– Boże wszechmogący! – zawołałam zdumiona skutecznością leku otrzymanego od doktor Thrush.
Zrobiłam kilka kroków po pokoju i z radością odkryłam, że długi odpoczynek dobrze mi zrobił. Czułam się o wiele lepiej. Najgorszy ból chyba już minął. Zaniepokoiłam się jednak tym, że wpuściłam Marshalla do domu. Czy go poznałam? A może wpuściłabym nawet obcą osobę? W takim razie to dobrze, że nikt inny nie pukał. A może jednak?
Zaniepokojona obeszłam cały dom. Wszystko wyglądało dokładnie tak samo jak dzień wcześniej. Jedynym dodatkiem był liścik od Marshalla i koperta, w której zostały jeszcze dwie kapsułki.
Schowałam je z respektem, zaparzyłam kawę i zastanawiałam się, co zrobić z tak miło rozpoczętym dniem. Niedziela to mój dzień wolny od pracy – nie z przyczyn religijnych, ale dlatego, że żaden z moich klientów nie chce, bym wtedy u niego sprzątała. Poza tym uważam, że co tydzień zasługuję na jeden pełny dzień wolny od pracy. Zwykle sprzątam u siebie w domu albo rano koszę trawnik, a o pierwszej, tuż po otwarciu, idę do Body Time. Często zostaję na dwie godziny, a potem wracam do domu i gotuję jedzenie na cały tydzień. Pożyczam filmy z Rainbow Video („Kino dla wszystkich”) i co jakiś czas telefonuję do rodziców.
Jednak skoro wcześnie wstałam, a cały tydzień był tak niezwykły, żadna z powyższych rzeczy mnie nie pociągała.
Gdy przekartkowałam grube niedzielne wydanie gazety z Little Rock, starając się omijać historie o maltretowanych żonach, zaniedbywanych dzieciach i głodujących, porzuconych staruszkach, wybierając te, które mogłam przeczytać (co w sumie sprowadzało się do ucieczek niebezpiecznych zwierząt domowych – w tym tygodniu boa dusiciel – i stron poświęconych sportowi), ubrałam się ostrożnie, mając nadzieję, że silny ból już nie wróci. Ku mojemu zadowoleniu nie wrócił. Owszem, miejsce urazu pozostało wrażliwe na dotyk i wykonując pewne ruchy, czułam dyskomfort, lecz nie było tak źle jak dzień wcześniej.
A więc dobrze. Na początek postanowiłam uporać się ze swoim niezadowoleniem.
Przydałoby się posprzątać w domu.
Niemal z radością włożyłam gumowe rękawice. Przyszło mi do głowy, że mogłabym zatelefonować do Marshalla albo o brzasku zakraść się do jego domu i wskoczyć mu do łóżka. Odsunęłam od siebie pokusę – groziło mi, że zacznę na niego liczyć i traktować go jako ważną część mojego życia. Zamyślona gapiłam się na rękawice i myślałam o radości płynącej z kochania się z Marshallem, o jego cudownym ciele, o podnieceniu płynącym z bycia pożądaną.
Zaczęłam gruntowne sprzątanie.
Mieszkam w małym domku i dobrze wiem, że za bardzo nie śmiecę, bo nie ma gdzie. W półtorej godziny, zanim reszta świata zdążyła się obudzić, mój dom lśnił czystością, a ja niecierpliwie wyczekiwałam chwili, gdy będę mogła się umyć.
Właśnie gdy miałam wejść pod prysznic, rozległo się ciche pukanie do tylnych drzwi. Zaklęłam pod nosem, owinęłam się białym frotowym szlafrokiem, cicho podeszłam do drzwi i wyjrzałam przez judasza. Z drugiej strony spoglądał na mnie Marshall. Westchnęłam, nie wiedząc, czy cieszę się z jego widoku, czy też się martwię tym, że coraz lepiej czuję się w jego towarzystwie. Otworzyłam drzwi.
– Jeżeli nie przestaniesz – powiedziałam zdecydowanie – pomyślę sobie, że naprawdę ci się podobam.
– Co za miłe powitanie! – odparł, a jego brwi wygięły się w łuk z zaskoczenia. – Czy tym razem obudziłaś się na dobre?
– Wejdź ze mną pod prysznic, to się dowiesz – rzuciłam przez ramię, wracając do łazienki.
Jak się okazało, zupełnie odzyskałam świadomość.
Gdy mnie całował w strumieniach wody, dręczyło mnie przerażające uczucie, że powinnam na zawsze zapamiętać tę chwilę. Wiedziałam, że nie powinnam liczyć na trwały związek, bo poniżenie, które przeżyłam, zmieniło mnie na zawsze. Dlatego się bałam.
Potem pożyczyłam mu swój frotowy szlafrok, a sama włożyłam jasny, cieńszy, i obejrzeliśmy razem stary film na kablówce. Między nami na sofie położyłam miskę pełną winogron. Unieśliśmy podnóżek i spędziliśmy miło czas, podziwiając aktorów i śmiejąc się z intrygi. Gdy film skończył się około południa, wstałam, żeby odłożyć resztę owoców do lodówki. Przez otwarte żaluzje w pokoju gościnnym dostrzegłam dziwnie znajomy czerwony samochód. Jechał ulicą bardzo powoli.
– Kto to jest, Marshall? – spytałam ostro.
Świat zewnętrzny znów dał o sobie znać.
Błyskawicznie zerwał się na nogi i wyjrzał za okno.
– To Thea – oznajmił, ledwo opanowując wściekłość.
– W takim razie przejeżdżała tędy już wcześniej kilka razy.
Ten sam samochód dostrzegłam, gdy całowałam się z Marshallem pod wiatą. W ciągu ostatnich dni kilkakrotnie widziałam go w pobliżu.
– Niech to szlag, Lily – powiedział. – Przepraszam. Chciałbym, żeby ta sprawa rozwodowa wreszcie się skończyła. Żaden sędzia nie uwierzy, że ktoś z jej urodą jest zdolny do takich rzeczy.
Zamyślona wyjrzałam przez okno. Zobaczyłam przechodzących obok Yorków. Alva i TL. trzymali się za ręce. Ubrani na sportowo, szli dość wolno. A więc nie byli w kościele. Coś niesłychanego!
Читать дальше