Gennette Jinks była poza wszelkimi podejrzeniami. Niecały tydzień wcześniej stałam w kolejce za tą dobiegającą pięćdziesiątki pielęgniarką w delikatesach Superette i usłyszałam (podobnie jak wszyscy inni w promieniu półtora metra dookoła), że bardzo ciężko pracuje, że młoda doktor Thrush nie korzysta z mądrych rad, których udziela jej ona (Gennette) w oparciu o wieloletnie doświadczenie. W tej samej chwili wyłączyłam się i zaczęłam czytać nagłówki brukowców, bo zapowiadały się znacznie ciekawiej.
Jedyną osobą, która ukradkiem sprzątała przychodnię w tygodniu, musiała być pani doktor. Odłożyłam rachunki na miejsce. Zupełnie przypadkiem dowiedziałam się o wysokości rat kredytu, jaki spłaca za studia medyczne. Miałam wrażenie, że bywały takie tygodnie, gdy ledwo wiązała koniec z końcem. Z trudem wystarczało jej na opłacenie mnie, a co dopiero Gennetty i Nity.
Zastanawiałam się nad tym, ścierając, odkurzając i zmywając wokół pani doktor siedzącej za biurkiem wśród wszechobecnych stosów papierów zajmujących każdy wolny centymetr powierzchni.
Kiedy wszystko już błyszczało i pachniało – jeżeli nie czystością, to przynajmniej odświeżaczem powietrza – wetknęłam głowę w drzwi gabinetu lekarskiego i powiedziałam:
– Do widzenia.
– Zaraz wypiszę czek – powiedziała doktor Thrush.
– Nie trzeba.
– Słucham? – Carrie Thrush zrobiła przerwę, a jej długopis zastygł nad książeczką czekową.
– Zbadała mnie pani. Nazwijmy to wymianą usług.
Podejrzewam, że taka propozycja łamie jakieś reguły obowiązujące w medycynie, lecz jednocześnie byłam pewna, iż spodoba się mojej pracodawczyni. I miałam rację. Carrie Thrush uśmiechnęła się szeroko, a potem powiedziała:
– Dzięki Bogu! Żadnych papierków do wypełniania.
– Dzięki Bogu, żadnych problemów z ubezpieczeniem – odpowiedziałam i wyszłam, czując, że Carrie Thrush i mnie – lekarkę i sprzątaczkę – coś zaczyna łączyć. Jeżeli nie przyjaźń, to przynajmniej zaczątek wzajemnej sympatii.
Zmaltretowany bok bolał mnie coraz bardziej, a sobota jakby na złość wlokła się bardzo powoli. Snułam się jak ślimak po mieszkaniu pani Hofstettler, ona nie czuła się jednak najlepiej i chyba niczego nie zauważyła. Zastanawiałam się, jak to jest tak bardzo cierpieć przez wiele dni, wiedząc na pewno, że ból będzie powracał do końca życia.
Na komisariacie złożyłam zeznania. Przez cały czas siedziałam prosto i oddychałam płytko. Rozmawiał ze mną Dolph Stafford, oficer, a przynajmniej tak mi się wydawało, gdyż nie nosił munduru. Powiedział, że bardzo mu miło mnie poznać. Zerkał na mnie kątem oka, a za wystudiowaną kurtuazją ledwo kryła się litość. Domyśliłam się, że on też słyszał historię z mojej przeszłości, która ciągnęłaby się za mną jak kula u nogi bez względu na to, dokąd bym się przeprowadziła.
Gdy monotonnie podawałam szczegóły dotyczące podrzuconej lalki i napaści Norvela, zastanawiałam się nad starym problemem. Teraz, gdy moja przeszłość wyszła na jaw, czy powinnam znów się przeprowadzić? Wcześniej odpowiedź zawsze brzmiała „tak”. Ale w Shakespeare mieszkałam już od czterech lat, dłużej niż gdziekolwiek, odkąd mnie zgwałcono. Po raz pierwszy zastanawiałam się, czy nie nadszedł czas przetrwać to całe zamieszanie? Ta myśl przyszła mi do głowy i utkwiła w niej na dobre. Gdy policjant dowiedział się już wszystkiego, co chciał, poszłam do domu odpocząć, wreszcie poddając się bólowi. Postanowiłam odłożyć zakupy na niedzielę lub nawet na poniedziałek.
Nie chciałam iść do sklepu jeszcze z jednego powodu. Wiedziałam, że historia o napaści Norvela rozeszła się już po całym mieście, i nie zamierzałam narażać się na współczujące spojrzenia ani na zadawane drżącym głosem pytania.
Gdy wychodziłam z przychodni, Carrie Thrush dała mi kilka pigułek przeciwbólowych w opakowaniach reklamowych. W innych warunkach dobrze bym się zastanowiła przed zażyciem tylenolu, lecz ból naprawdę zaczął mi się dawać we znaki.
Połknęłam dwie kapsułki, popiłam je wodą i właśnie miałam wyjść z kuchni, żeby położyć się do łóżka, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi.
Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać, lecz energiczne stukanie dało mi do zrozumienia, że osoba za drzwiami jest zarówno niecierpliwa, jak i natarczywa. Zirytowana dowlokłam się do drzwi i wyjrzałam przez judasza. Gdy odkryłam, że nieproszonym gościem jest mój sporadyczny pracodawca wielebny Joel McCorkindale, wcale się nie ucieszyłam. Niechętnie odsunęłam zasuwę.
Uśmiech pastora, mający wyrażać radość z naszego spotkania, zniknął, gdy zobaczył zadrapania i grymas bólu na mojej twarzy.
– Czy mogę wejść?
Wrodzony spryt podpowiedział mu, że jego mina powinna teraz wyrażać pełne godności współczucie.
– Byle na krótko.
Nie przejmując się mało uprzejmym powitaniem, McCorkindale przekroczył próg i rozejrzał się ciekawie po moim maleńkim gniazdku.
– Bardzo tu miło u pani – powiedział szczerze.
Przypomniałam sobie, że muszę się mieć na baczności. Szczerość to główna cecha charakteru wielebnego McCorkindale'a.
Nie zaproponowałam mu krzesła.
To również przyjął bez komentarza.
– Panno Bard – zaczął po wstępnym wybadaniu sytuacji. – Wiem, że pani i Norvel Whitbread nie przepadacie za sobą… – tutaj prychnęłam z pogardą – od chwili gdy przyszło wam razem pracować w kościele. Chciałbym, żeby pani wiedziała, jak bardzo poruszyło mnie jego zachowanie ubiegłej nocy. Norvelowi też jest bardzo, naprawdę bardzo przykro, że tak bardzo panią przestraszył.
Stałam ze spuszczoną głową i zastanawiałam się, kiedy przestanie ględzić, bo łóżko z każdą chwilą coraz głośniej zapraszało mnie w swoje objęcia. Po chwili uniosłam głowę i spojrzałam na Joela McCorkindale'a.
– Nie przestraszyłam się – sprostowałam. – Owszem, wściekłam się, ale nie przestraszyłam.
– A więc to… dobrze. W takim razie żałuje, że panią zranił.
– Spuściłam mu łomot.
Pastor poczerwieniał na twarzy.
– Rzeczywiście, dzisiaj nie wygląda najlepiej.
Uśmiechnęłam się.
– Przejdźmy do rzeczy – przynagliłam go.
– Przyszedłem z największą pokorą poprosić panią, czy nie rozważyłaby pani wycofania skargi przeciwko Norvelowi. Bardzo żałuje tego, co się stało. Wie, że nie powinien pić. Zrozumiał, że to źle, bardzo źle mścić się za doznane urazy. Wie, że Bóg zakazuje stosować przemoc wobec bliźniego, a co dopiero wobec kobiety.
Zamknęłam oczy, zastanawiając się, czy kiedykolwiek zdarzyło mu się posłuchać własnych słów.
Problem polegał na tym – myślałam, gdy McCorkindale rozwodził się nad duchowymi katuszami, jakie przeżywał Norvel – że gdyby nie to, co mi się kiedyś w życiu przytrafiło, kto wie, czy nie nabrałabym się na te brednie.
Uniosłam dłoń, dając mu znak, by przestał.
– Mam zamiar w pełni skorzystać z przysługujących mi praw i oskarżyć go – stwierdziłam zdecydowanie. – Nie zależy mi na tym, czy jeszcze kiedyś mnie pan zatrudni. Wiedział pan doskonale, że od kilku tygodni znów pije. Nie mógł pan tego nie zauważyć. Wie pan, że gdy tylko zobaczy pełną butelkę, zapomni o wszystkich obietnicach, jakie pan na nim wymusi. Właśnie to jest jego prawdziwe wyznanie. Nie rozumiem, dlaczego go pan nie zwolni. Przecież o jego nałogu wiedzą wszyscy, którzy mają oczy i czasem robią z nich użytek. Może ma na pana jakiegoś haka? Nie wiem i nie obchodzi mnie to. Ale nie zamierzam wycofywać doniesienia.
Читать дальше