– Będziemy czekać.
Sprawdzając zestaw do sprzątania i pakując go do samochodu, zastanawiałam się, czy powinnam zagadnąć Yorków o ich wnuczkę, czy też starać się omijać ten temat. Osobiście bardziej mi odpowiadało to drugie. Czas wrócić do starego, znajomego dystansu.
Podczas dwugodzinnego sprzątania u państwa Althaus (bardziej przydałoby się pięć godzin, ale nie wytrzymałby tego budżet moich zleceniodawców) myślałam o mieszkańcach bloku. Jeden z nich zamordował Pardona Albee, którego nieco irytująca postać zaczynała się już zacierać w mojej pamięci. Przy wszystkich jego drobnych wadach – wtykaniu nosa w nie swoje sprawy i determinacji w kolekcjonowaniu plotek – nie zasłużył na to, co go spotkało.
Zeskrobując zaschniętą gumę do żucia przylepioną do kuchennego linoleum przez jedno z wielu Althausiątek, myślałam o gwałtownej śmierci Pardona i braku szacunku dla jego ciała.
Myśl o tym, gdzie je ukrywano podczas intrygujących wędrówek z miejsca na miejsce, nie dawała mi spokoju.
Po pierwsze, mogło znajdować się w głębi jego własnego mieszkania. Jednak Claude, który poprzedniego wieczora rozmawiał ze mną tak otwarcie, powiedziałby mi o tym, gdyby policja znalazła jakieś ślady przemawiające za tą hipotezą. A więc to miejsce odpada. Nie było go także w pomieszczeniu gospodarczym pod schodami. Najwyraźniej tylko Pardon i ja mieliśmy do niego klucze, a morderca raczej się tam nie dostał, bo w środku panował zbyt duży porządek.
W takim razie zostawały inne mieszkania. A może powinnam też uwzględnić garaże? Miałam wrażenie, że gdzieś w mojej głowie błąka się brakujący fragment układanki. Gdyby tylko udało mi się przypomnieć sobie coś, co powiedział mi jeden z mieszkańców bloku, coś, na co wtedy nie zwróciłam uwagi… Ale mój Boże, z tyloma ludźmi ostatnio rozmawiałam. Nic dziwnego, że zapomniałam. Gdy tylko przestanę się na tym skupiać, z pewnością sobie przypomnę. Wróciłam myślą do miejsc, w których sprawca zbrodni mógł ukryć ciało Pardona.
Bez wątpienia mogłam wyeliminować mieszkania pani Hofstettler i Claude'a. Mimo trapiących ją dolegliwości Marie Hofstettler nie mogła nie zauważyć ciała – musiałaby być zupełnie niedołężna. A Claude… Claude po prostu nie zabił Pardona. Nie wiedziałam, na jakiej podstawie tak sądzę, lecz byłam tego pewna. Yorkowie byli poza miastem aż do wieczora. Zostali więc O'Hagenowie – co oznaczało Toma, bo Jenny była w pracy – oraz Deedrę Dean, Norvela Whitbreada i Marcusa Jeffersona.
Gdy włączyłam do kontaktu wtyczkę starożytnego odkurzacza Althausów, pomyślałam o Tomie O'Hagenie. A jeżeli Tom kłamał, mówiąc, że salon w mieszkaniu Pardona był pusty? A jeżeli ciało Pardona rzeczywiście leżało na tapczanie, jak powiedziała Deedra, tylko że o godzinę wcześniej?
Próbowałam przeanalizować tę możliwość ze wszystkich stron, ale po jakimś czasie stwierdziłam, że to droga donikąd. Po prostu nie przychodził mi do głowy żaden powód, dla którego Tom O'Hagen miałby kłamać w tej sprawie. Co mu szkodziło zeznać, że Pardon sprawiał wrażenie śpiącego, jak to zrobiła Deedra? Mógł powiedzieć, że wszystko wyglądało normalnie, więc przyjął, że gospodarz wyszedł z mieszkania albo do łazienki. Tom jednak upierał się, że łóżko było przesunięte, dywan pozwijany, jakby w pokoju rozegrały się jakieś dramatyczne wydarzenia.
Wreszcie z niechęcią skreśliłam Toma O'Hagena. Kolejną osobą na liście podejrzanych był Marcus Jefferson. Z pewnością wystarczyłoby mu sił, by przenieść ciało Pardona. Oprócz tego miał z nim na pieńku. Uwielbiał swojego syna, a regulamin Apartamentów Ogrodowych uniemożliwiał przyprowadzanie dzieci do domu. Jednak moim zdaniem Marcus Jefferson nie miał wystarczająco silnego motywu. Mogłabym sobie wyobrazić coś takiego tylko wtedy, gdyby Albee w jakiś sposób sprowokował Marcusa, na przykład gdyby mu zagroził, że powie jego byłej żonie o romansie z białą kobietą. Czy wtedy utrudniałaby mu kontakty z dzieckiem? Z drugiej strony, czy w dzisiejszych czasach takie rzeczy kogokolwiek obchodzą? Co prawda w dniu swojej śmierci Pardon telefonował do pracy Marcusa. W tym samym czasie jednak w fabryce oprócz niego pracowało ponad dwieście osób, a wśród nich, jak sobie przypomniałam, Jerrell Knopp – ojczym Deedry Dean, którego znałam jako prawego, uprzejmego, dobrodusznego bigota. On z pewnością mógł gwałtownie zareagować na doniesienie o związku swojej pasierbicy z czarnoskórym mężczyzną.
Szkopuł w tym, że Jerrell, gdyby miał kogoś zabić, to nie Pardona, lecz raczej Marcusa. Poza tym ten ostatni pracował od ósmej do piątej, a zabójstwo prawie na pewno nastąpiło tuż przed piątą. Nie można wykluczyć, że popełnił zbrodnię podczas przerwy obiadowej. Niestety, jeżeli ktokolwiek widział lub słyszał Pardona między godzinami jedenastą, kiedy przez telefon rozmawiał z kolegą, a trzecią, gdy zapukał do niego Tom, nie wiedziałam o tym.
Przyszedł czas na Deedrę. Była w pracy mniej więcej do wpół do piątej. Zwolniła się wcześniej, żeby dostarczyć Pardonowi czek. Wszyscy mieszkańcy Apartamentów Ogrodowych wiedzieli, że miał bzika na punkcie punktualności. Dlaczego już o trzeciej w jego mieszkaniu miał więc panować nieporządek, skoro Deedra zabiła go później? Spróbowałam sobie wyobrazić rozjuszoną Deedrę, jak podnosi coś ciężkiego i zadaje właścicielowi bloku śmiertelny cios. Tylko czym? Przy drzwiach do mieszkania nie było nic, co mogłoby jej posłużyć za narzędzie zbrodni, a Pardon nie był chyba na tyle głupi, żeby rozmawiać z młodą kobietą trzymającą pogrzebacz w dłoni. Co ważniejsze, o ile znałam Deedrę, w trudnej sytuacji wolałaby raczej użyć swoich wdzięków niż przemocy. Westchnęłam i ją też skreśliłam z listy.
Przyszedł czas na mało rozgarniętego pechowca – Norvela. Miałam nadzieję, że samotnie gnił w więzieniu, które było tak stare i zrujnowane, że miasto zastanawiało się, kiedy, a nie czy zbudować nowe. Z pewnością Norvel był na tyle głupi, by popełnić zbrodnię w chwili, gdy w budynku panował duży ruch. Mógł spanikować i próbować ukrywać ciało w różnych miejscach. Przekonałam się też na własnej skórze, że wściekłość niekiedy odbiera mu rozum.
Ale chociaż myślałam o różnych rzeczach podczas opróżniania koszy na śmieci w pokojach, nie przychodziło mi do głowy nic, czym Pardon mógł szantażować Norvela, a co mogło go sprowokować do aż takiego wybuchu wściekłości. Poza tym po latach picia Norvel podupadł na zdrowiu, marnie się odżywiał i unikał ciężkiej pracy. Śmiertelny cios zadał ktoś silny i bardzo wzburzony. Nie mogłam całkowicie wykluczyć Norvela, ale jego wina wymagałaby spełnienia tak wielu dodatkowych warunków, że byłam skłonna w nią wątpić.
Gdy wynosiłam worki ze śmieciami do plastikowych pojemników, wrzucałam je do środka i zamykałam wieka, żeby nie rozgrzebały ich bezpańskie psy lub szopy, cieszyłam się, że wybrałam sprzątanie domów jako sposób na utrzymanie, a nie zostałam prywatnym detektywem. To morderstwo – myślałam, robiąc przerwę na rozciągnięcie mięśni grzbietu – było zbrodnią w afekcie, lecz nie miałam zielonego pojęcia, kto mógł znaleźć się w takim stanie.
W swoim życiu pełnym podpatrywania, wścibstwa i plotkarstwa Pardon wreszcie powiedział coś, czego nie mogła znieść jedna ze słuchających go osób.
Osoba ta zadała mu dwa ciosy. Drugi zamknął mu usta na zawsze.
Przekręciłam klucz w drzwiach domu Althausów, czując satysfakcję, że chociaż na chwilę uporałam się z chaosem. Nie potrafiłam odgadnąć tożsamości mordercy Pardona Albee, lecz potrafiłam zamieniać chaos w porządek.
Читать дальше