– Co się stało?
– On był… – Kolejny łyk starej whisky na odwagę.
– On był?
– Oszustem. Nic na to nie wskazywało. Ani cienia podejrzeń. Pieniądze ulokował w bankach poza miastem. Prawie dwieście tysięcy dolarów.
Lincoln milczał chwilę.
– Przepraszam, Sachs. Narkotyki?
– Nie. Kradzieże, napady. Sprzęt elektroniczny. Nazwano tę sprawę „Brooklyński łącznik”. Prasa tak ją określiła.
Rhyme skinął głową.
– Przypominam sobie. Kilkanaście osób było w to zamieszanych. Wszyscy byli policjantami?
– Przeważnie. Było też kilku ludzi z Federalnej Komisji Handlu.
– Co się z nim stało? Z Nickiem?
– Wiesz, jak to jest, gdy aresztuje się policjantów. Skatowali no. Twierdzono, że stawiał opór, ale nie jestem o tym przekonana. Złamano mu trzy żebra, kilka palców, zmasakrowano twarz. Przyznał się do winy, ale mimo to dostał dwadzieścia do trzydziestu lat.
– Za kradzieże? – zapytał zdziwiony Rhyme.
– Za rozbój. Pistoletem uderzył w głowę jednego kierowcę. Do innego strzelał, żeby go nastraszyć. Wiem, że tylko w tym celu strzelał, jednak sąd mu nie uwierzył. – Zamknęła oczy i zacisnęła usta. – Gdy go aresztowano, wydział spraw wewnętrznych zaczął węszyć jak pies gończy. Sprawdzili rozmowy telefoniczne. Staraliśmy się do siebie nie dzwonić. Nick mówił, że przestępcy mogą podsłuchać rozmowy. Jednak kilkakrotnie do mnie zadzwonił, zainteresowali się mną. Wtedy Nick odciął się ode mnie. To znaczy: musiał to zrobić. Bo pociągnąłby mnie za sobą. Wiesz przecież, że wydział nikomu nie daruje. To młot na czarownice.
– W jaki sposób?
– Przekonał ich, że byłam dla niego nikim. No cóż, powiedział parę rzeczy o mnie. – Przełknęła ślinę, wzrok wbiła w podłogę. – W czasie przesłuchania pytano go o mnie. Nick odparł: „A, CK Sachs. Przerżnąłem ją kilka razy. To szmata. Zerwałem z nią”. – Odchyliła głowę do tyłu i wytarła łzy rękawem. – Czy słyszałeś o moim przezwisku CK?
– Lon mi powiedział.
Zmarszczyła czoło.
– Mówił ci, co ono znaczy?
– Córka Krawężnika. Po twoim ojcu.
Uśmiechnęła się zdawkowo.
– Taki był początek, ale potem się zmieniło. Na przesłuchaniu Nick powiedział, że czuł do mnie odrazę, ponieważ przypuszczalnie wolę dziewczyny. Domyśl się, jak szybko rozeszła się ta informacja.
– Nie powinnaś się tym przejmować, Sachs.
Wciągnęła głęboko powietrze.
– Widziałam go w sądzie przed zakończeniem sprawy. Spojrzał na mnie raz i… Nie potrafię opisać jego spojrzenia. Omal nie przyprawił mnie o zawał serca. Och, postąpił tak, żeby mnie chronić. Ale wciąż… Wiesz, miałeś rację, mówiąc o tym lekarstwie na samotność.
– Nie miałem na myśli…
– Nie – powiedziała, nie uśmiechając się. – Dotknęłam ciebie, ty dotknąłeś mnie. To jest fair. Nienawidzę być sama. Ale po Nicku straciłam chęć do seksu. – Roześmiała się gorzko. – Wszyscy, patrząc na mnie, myślą: jaka ona piękna. Powinnam mieć całe grono wielbicieli, prawda? Gówno. Jedyni, którzy mają jaja, by mnie poderwać, myślą wyłącznie o pieprzeniu. Nie odpowiada mi to. Łatwiej być samotną. Nienawidzę tego, ale jest łatwiej.
W końcu Rhyme zrozumiał jej reakcję, gdy po raz pierwszy go zobaczyła. W jego obecności czuła się bezpiecznie, ponieważ był mężczyzną, który jej nie zagrażał. Nie obawiała się seksualnych propozycji. Nie musiała się przed nim bronić. I być może nawiązała się między nimi swego rodzaju przyjaźń. Oboje stracili coś bardzo ważnego w życiu.
– Wiesz, ty i ja powinniśmy być razem – zażartował.
Roześmiała się.
– Opowiedz mi teraz o swojej żonie. Jak długo byłeś żonaty?
– Siedem lat, w tym sześć przed wypadkiem.
– Opuściła cię?
– Nie. Ja ją opuściłem. Nie chciałem, żeby miała wyrzuty sumienia.
– To wspaniałomyślne z twojej strony.
– W rzeczywistości to ją wypędziłem. Jestem kawał skurwysyna. Do tej pory poznałaś mnie tylko z dobrej strony… – Po chwili zapytał: – To, co było z Nickiem… czy miało wpływ na twoją decyzję o opuszczeniu służby patrolowej?
– Nie. No, tak.
– Lęk przed bronią?
Po długim namyśle potwierdziła.
– Życie na ulicach wygląda teraz inaczej. Po tym, co zdarzyło się Nickowi. Po tym, co go zmieniło. Na ulicach jest dziś inaczej niż wtedy, gdy chodził po nich mój ojciec. Było lepiej.
– Masz na myśli, że jest inaczej niż w opowieściach ojca.
– Być może – przyznała. Osunęła się w fotelu. – Chodzi ci też o artretyzm? To prawda, ale choroba nie jest tak poważna, jak usiłuję sobie wmówić.
– Wiem – odparł Rhyme.
– Wiesz? Skąd?
– Spojrzałem na dowody i wyciągnąłem wnioski.
– To dlatego kazałeś mi pracować cały dzień. Wiedziałeś, że przesadzam?
– Nie – powiedział. – Dlatego że jesteś lepsza, niż myślisz.
Spojrzała na niego podejrzliwie.
– Ach, Sachs, jesteś bardzo do mnie podobna.
– Tak?
– Pozwól, że opowiem ci pewną historię. Wtedy już chyba rok pracowałem przy badaniu miejsc przestępstw, gdy zadzwoniono do nas, że znaleziono martwego mężczyznę w alei w Greenwich Village. Wszyscy sierżanci wyszli, więc mnie skierowano do prowadzenia badań. Miałem wtedy dwadzieścia sześć lat. Gdy zameldowałem się w alei, okazało się, że zabitym mężczyzną jest szef miejskiego wydziału zdrowia i opieki społecznej. Miał przy sobie jedynie plik zdjęć. Trzeba było je widzieć. Zrobione zostały w jednym z klubów sadomaso w pobliżu ulicy Waszyngtona. Aha, zapomniałem powiedzieć, że kiedy go znaleziono, miał na sobie jedynie czarną minispódniczkę i siatkowe pończochy. Zabezpieczyłem miejsce przestępstwa. Nagle zjawił się jakiś kapitan i usiłował przejść za taśmę. Wiedziałem, że zamierza zabrać zdjęcia, ale byłem tak naiwny, że myślałem jedynie o tym, by nikt nie zanieczyścił miejsca przestępstwa.
– R – redukować dostęp do miejsca przestępstwa.
Rhyme zachichotał.
– Więc go nie wpuściłem. Podczas gdy stał przy taśmie i wrzeszczał na mnie, próbę zabrania zdjęć podjął komisarz. Powiedziałem mu: nie. Ten też zaczął krzyczeć na mnie. Wyjaśniłem im, że nikt nie wejdzie na oznakowany teren, dopóki nie zostaną zakończone badania. Zgadnij, kto w końcu się zjawił.
– Burmistrz?
– Prawie. Zastępca burmistrza.
– I nikogo nie wpuściłeś?
– Nie. Nikt nie wszedł na teren z wyjątkiem ludzi badających ślady i fotografów. Oczywiście jedyną zapłatą było to, że musiałem przez sześć miesięcy wypełniać druki. Ale złapaliśmy przestępcę dzięki pewnym śladom i odciskowi palca na jednym ze zdjęć – tym samym, które po morderstwie zamieszczono w „Post” na pierwszej stronie. Zachowałaś się podobnie jak ja, zamykając wczoraj rano linię kolejową i Jedenastą.
– Nie sądzę – powiedziała. – Zrobiłam to odruchowo. Dlaczego patrzysz na mnie w ten sposób?
– Ależ Sachs. Wiesz, gdzie powinnaś pracować? W terenie, w policji patrolowej, w wydziale zabójstw, wydziale badań zasobów informacji, obojętne… Ale wydział spraw publicznych? Skiśniesz tam. To jest dobra praca dla niektórych ludzi, ale nie dla ciebie. Nie rezygnuj tak szybko.
– Och, a ty nie rezygnujesz? A co powiesz o Bergerze?
– To co innego.
Spojrzała pytającym wzrokiem. Rzeczywiście ? Wstała, by poszukać opatrunku. Kiedy wróciła na fotel, spytała:
– Czy nie prześladują cię wspomnienia zamordowanych ofiar?
Читать дальше