Po chwili Rhyme skinął głową.
– Okay. Umowa stoi. – Do Bergera rzekł: – W poniedziałek?
– Dobrze, Lincoln. Przyjdę.
Berger wciąż był przestraszony. Patrzył niespokojnym wzrokiem na Sachs, kiedy rozpinała kajdanki. Obawiał się, że może zmienić decyzję. Gdy zdjęła mu kajdanki, szybko podszedł do drzwi. Nagle zauważył, że wciąż trzyma w ręku kość. Wrócił i położył ją z namaszczeniem na stole przy łóżku, obok raportu z pierwszego miejsca przestępstwa.
– Są szczęśliwsi niż świnie taplające się w błocie – oznajmiła Sachs, zagłębiając się w skrzypiącym rattanowym fotelu. Miała na myśli Sellitta i Pollinga, gdy powiedziała im, że Rhyme zgodził się jeszcze dzień brać udział w śledztwie. – Szczególnie Polling – dodała. – Myślałam, że ten mały facet mnie uściska. Nie powtarzaj, że tak go określiłam. Jak się czujesz? Wyglądasz lepiej. – Wypiła trochę whisky i odstawiła szklaneczkę na stolik przy łóżku, obok jego szklanki.
– Nieźle.
Thom zmienił pościel.
– Bardzo się pocisz. Przypominasz fontannę – powiedział.
– Ale tylko powyżej szyi – zauważył Rhyme. – Mówię o poceniu.
– To dobrze? – spytała Sachs.
– Tak. Właśnie w ten sposób działa mój organizm. Termostat poniżej szyi się zepsuł. Nie potrzebuję żadnych dezodorantów pod kończyny…
– Pod co?
– Pod pachy – parsknął Rhyme. – Tak określał to mój pierwszy pielęgniarz. Mówił: „Mam zamiar podnieść cię za twoje kończyny”. A potem: „Jeżeli czujesz, że chcesz zwrócić pokarm, zrób to, Lincoln”. Określał się jako „opiekun specjalny”. Te słowa dobrze go opisywały. Nie mam pojęcia, dlaczego go zatrudniłem. Ludzie są zabobonnymi istotami, Sachs. Sądzimy, że nadając czemuś inną nazwę, zmieniamy to. Podejrzany, morderca… Tego opiekuna, który był po prostu pielęgniarzem, kiedyś zapewne podnoszono pod pachami, by się wyrzygał. Prawda, Thom? Nie ma co ukrywać. To szlachetny zawód. „Brudny” i uciążliwy, ale szlachetny.
– Kwitnę w brudzie. Dlatego pracuję u ciebie.
– Thom, kim ty jesteś? Opiekunem, pomocnikiem, pielęgniarzem?
– Świętym.
– Ha! Szybko ripostuje. Szybko też wbija igłę. Wyrwał mnie z rąk śmierci. I to nie jeden raz…
Nagle Rhyme zaniepokoił się, że Sachs mogła widzieć go nago. Wbił oczy w charakterystykę przestępcy i zapytał:
– Sachs, czy tobie też mam podziękować? Grałaś tutaj rolę siostrzyczki?
Z niepokojem oczekiwał odpowiedzi. Nie wiedział, czy mógłby na nią patrzeć, gdyby tak było.
– Nie – szybko odparł Thom. – Sam się tobą zajmowałem. Oszczędziłem tym wrażliwym duszom widoku twojego pomarszczonego tyłka.
Dziękuję, Thom, powiedział w myślach. A głośno:
– No to już sobie idź. Bo my musimy porozmawiać teraz o naszej sprawie. Mojej i Sachs.
– Ale potrzebujesz trochę snu.
– Oczywiście, że potrzebuję, ale powinienem porozmawiać też o sprawie. Dobranoc, dobranoc.
Po wyjściu Thoma Sachs nalała do szklaneczki macallana. Pochyliła się i wciągnęła przyjemny zapach oparów.
– Kto doniósł? – spytał Rhyme. – Pete?
– Kto?
– Doktor Taylor.
Wahała się dostatecznie długo, żeby mógł się domyślić, że to on.
– Martwi się o ciebie – powiedziała w końcu.
– Oczywiście, że tak. Właśnie w tym tkwi problem. Chcę, żeby się martwił o mnie trochę mniej. Czy wie, kim jest Berger?
– Domyśla się.
Rhyme wykrzywił usta.
– Powiedz mu, że Berger jest moim starym przyjacielem… Zrobisz to?
Sachs oddychała powoli, jakby wciągała dym papierosowy.
– Nie tylko chcesz, żebym pozwoliła ci popełnić samobójstwo, ale chcesz też, bym oszukiwała osobę, która może skłonić cię do porzucenia tego zamiaru.
– On nie jest w stanie wpłynąć na moją decyzję – odparł Rhyme.
– Więc dlaczego chcesz, żebym kłamała?
Roześmiał się.
– Potrzymajmy doktora Taylora w nieświadomości przez kilka dni.
– Dobrze – rzekła. – Jezu, ale ciężko jest się z tobą porozumieć.
Przyjrzał się jej uważnie.
– Dlaczego nie powiedziałaś mi o tym?
– Niby o czym?
– Kto umarł? Wtedy przerwałaś…
– Wielu umarło.
– Kto?
– Przeczytaj w gazecie.
– Powiedz mi, Sachs.
Potrząsnęła głową i wbiła wzrok w szklaneczkę whisky. Lekko się uśmiechała.
– Nie, nie sądzę, bym mogła o tym mówić.
Uznał, że Sachs nie ma ochoty zwierzać się komuś, kogo zna zaledwie jeden dzień. Wydało mu się to jednak paradoksalne, gdy spojrzał na leżące obok niej cewniki, żel, pudełko z pieluchami. Ale nie zamierzał naciskać i nic nie powiedział. Zaskoczyło go więc, gdy nagle uniosła wzrok i zaczęła mówić:
– To tylko… To… Ach, do diabła.
Zaczęła płakać. Uniosła dłonie do twarzy, rozlewając najlepszą szkocką whisky na parkiet.
Rozdział dwudziesty szósty
– Nie mogę uwierzyć, że ci o tym mówię…
Siedziała rozparta w fotelu, z wyciągniętymi nogami. Zdjęła buty. Łzy spływały po jej twarzy, czerwonej jak jej włosy.
– Mów – zachęcał ją.
– O tym znajomym, o którym wspominałam? Mieliśmy razem zamieszkać.
– A, wraz z collie. Nie mówiłaś, że był to twój znajomy. Twój chłopak?
Kochanek? – dodał w myślach Rhyme.
– To był mój chłopak.
– Myślałem, że mówiłaś o swoim ojcu.
– Nie. Tata rzeczywiście zmarł, trzy lata temu. Na raka. Ale wiedzieliśmy, że to nastąpi. Jeśli jesteś przygotowany na to… Sądzę, że byliśmy przygotowani. Ale Nick…
– Został zabity? – delikatnie zapytał Rhyme.
Nie odpowiedziała.
– Nick Carelli – dokończyła po chwili – był jednym z nas: policjantem. Detektywem. Zajmował się przestępstwami na ulicach.
Rhyme przypomniał sobie to nazwisko, ale nic nie powiedział. Nie chciał jej przerywać.
– Byliśmy trochę ze sobą. Rozmawialiśmy o małżeństwie. – Zamilkła. Widać było, że zbiera myśli. – Pracował jako tajniak, dlatego nasz związek utrzymywany był w sekrecie. Nikt nie mógł się domyślić, że jego dziewczyna jest policjantką. – Chrząknęła. – Trudno to wyjaśnić. Robiliśmy te rzeczy. To było… rzadko mi się to wcześniej zdarzało. Do cholery, nigdy przed spotkaniem z Nickiem. Robiliśmy to z miłości. Wiedział, że będę policjantką, i nie miał nic przeciwko temu. Tak samo mnie nie przeszkadzało, że jest tajniakiem. Nadawaliśmy na tej samej fali. Dochodzi do tego wtedy, gdy ludzie doskonale się rozumieją. Wiesz, o czym mówię? Czułeś to samo w stosunku do swojej żony?
Rhyme uśmiechnął się lekko.
– Wiem, co masz na myśli. Nie, z Blaine, moją żoną, nigdy nie nawiązała się taka nić porozumienia… – Tylko tyle chciał powiedzieć na ten temat. – Jak się spotkaliście? – zapytał.
– W czasie zajęć w akademii. Mieliśmy wykłady, na których omawiano różne rodzaje służby w policji. Nick mówił o sposobach pracy w ukryciu. Poprosił mnie o spotkanie. Pierwszą randkę mieliśmy na Rodman’s Neck.
– Na strzelnicy?
Skinęła głową, pociągając nosem.
– Potem pojechaliśmy do jego matki na Brooklyn. Zjedliśmy pastę i wypiliśmy butelkę chianti. Ścisnęła mnie mocno i powiedziała, że jestem zbyt szczupła, żeby mieć dzieci. Kazała mi zjeść dwa cannoli. Wróciliśmy do mojej kwatery. Pozostał u mnie całą noc. Na pierwszej randce! Od tego czasu widywaliśmy się bez przerwy. Ten związek powinien być udany, Rhyme. Czułam to. Miał być trwały.
Читать дальше