Podczołgała się na boku trochę dalej. Ciężko oddychała, spoglądała na stół. Nie ma szans. Co zrobić?
Zastanawiała się, co się dzieje w głowie Pammy.
Ty jełopie! – pomyślała Carole. Zabiję cię za to!
Ponownie się skręciła, aby przesunąć się po podłodze, jednak straciła równowagę i przewróciła się na plecy. Nie! Z głośnym trzaskiem pękła jej kość w nadgarstku. Wrzasnęła. Na moment straciła przytomność. Gdy oprzytomniała, chwyciły ją mdłości.
Nie nie, nie… Jeśli zacznie wymiotować, umrze. Z taśmą na ustach na pewno tak się stanie.
Przezwycięż to! Przezwycięż! Musisz to zrobić. Dwukrotnie powstrzymała wymioty.
Nie! Opanuj je!
Zawartość żołądka podeszła jej do gardła.
Opanuj…
Opanuj je!
I tak zrobiła. Nosem wciągnęła głęboko powietrze, zaczęła myśleć o Kate, Eddiem, Pammy, o żółtym plecaku zawierającym wszystkie jej cenne przedmioty. W wyobraźni oglądała je ze wszystkich stron. Całe jej życie tam było. Nowe życie. Ron, przyjechałam tu dla ciebie, kochanie. Zamknęła oczy. Oddychaj głęboko, nakazała sobie. W końcu nudności ustąpiły. Poczuła się znacznie lepiej, chociaż wciąż płakała – bolał ją złamany nadgarstek. Ponownie zaczęła czołgać się w stronę stołu. Dwadzieścia centymetrów. Pół metra.
Rozległ się głuchy dźwięk. Uderzyła głową w nogę stołu. Nie mogła już posunąć się dalej. Zaczęła walić głową w stół. Gdy wpadł w drganie, usłyszała szczękanie szkła. Spojrzała w górę.
Zobaczyła niewielką część dzbanka, wystającą znad blatu.
Carole cofnęła głowę i znów uderzyła w nogę stołu.
Nie! Noga przesunęła się i znalazła poza jej zasięgiem. Dzbanek zakołysał się, ale nie spadł ze stołu. Carole wytężyła wszystkie siły, by bardziej rozciągnąć linkę, ale nie mogła.
Cholera! Spojrzała zrozpaczonym wzrokiem na brudny dzbanek. Zauważyła, że wypełniony jest jakąś cieczą. W środku coś pływało. Co to jest?
Cofnęła się kilkadziesiąt centymetrów i spojrzała na stół.
Wyglądało to jak żarówka, nie cała żarówka, tylko włókno przymocowane do oprawki. Od oprawki odchodził przewód połączony ze znajdującym się poza dzbankiem wyłącznikiem czasowym, takim samym jak te, których używa się w domu, gdy wyjeżdża się na wakacje. To wygląda jak…
Bomba! Rozpoznała teraz słaby zapach benzyny.
Nie, nie…
Carole zaczęła odczołgiwać się od stołu tak szybko, jak to tylko możliwe. Szlochała zrozpaczona. Przy ścianie znajdowała się półka na książki. Powinna zapewnić jej częściową osłonę. Podciągnęła nogi. Poczuła dreszcz paniki i wyprostowała je. Gwałtowny ruch wytrącił ją z równowagi. Spostrzegła ku swojemu przerażeniu, że znów leży na plecach. Och, przestań. Nie… Uniosła się i przez chwilę pozostała nieruchomo. Drżała, gdy usiłowała przenieść środek ciężkości. Odwróciła się i całym ciężarem ciała przygniotła zgruchotany nadgarstek. Moment niewiarygodnego bólu, ale na szczęście zemdlała.
Rozdział dwudziesty piąty
– Nie ma mowy, Rhyme. Nie możesz tego zrobić.
Berger patrzył niepewnym wzrokiem. Rhyme przypuszczał, że doktor znał wiele scenariuszy wypadków w takich histerycznych momentach jak ten. Największym problemem dla Bergera nie było to, że ktoś chce umrzeć, ale to, że samobójca się waha i znajdują się osoby, które chcą go ratować.
Thom dobijał się do drzwi.
– Thom! – zawołał Rhyme. – Wszystko w porządku. Możesz nas zostawić w spokoju. Następnie zwrócił się do Sachs: – Pożegnaliśmy się. Ty i ja. Chcesz zakłócić idealne odejście.
– Nie możesz tego zrobić.
Kto się wygadał? Pewnie Pete Taylor. Musiał się domyślić, że Thom kłamie.
Rhyme zauważył, że Sachs patrzy na przedmioty na stoliku, podarunki od Trzech Króli: brandy, tabletki, plastikową torbę, oraz na gumową taśmę, podobną do tej, którą miała oklejone buty. (Ile to razy Blaine patrzyła z przerażeniem na taśmę na jego butach, gdy wracał do domu po skończonym badaniu miejsca przestępstwa. „Wszyscy myślą, że mojego męża nie stać na nowe buty. Podeszwy zakleja taśmą. Zlituj się, Lincoln!”).
– Sachs, zdejmij poczciwemu doktorowi kajdanki. Po raz ostatni proszę cię, żebyś wyszła z pokoju.
Wybuchła śmiechem.
– Prokurator może oskarżyć pana o morderstwo.
– Ja tylko rozmawiam z pacjentem.
– Dlatego oskarżam pana o próbę. Jak dotąd. Może powinnam sprawdzić pana nazwisko i odciski palców w policyjnej bazie danych. Być może jest pan poszukiwany. Ciekawe, co tam znajdą.
– Lincoln – powiedział szybko przestraszony Berger. – Nie mogę…
– Musimy opracować projekt z doktorem – przerwał mu Rhyme. – Sachs, proszę.
Stała na rozstawionych nogach, ręce trzymała na zgrabnych biodrach. Jej piękna twarz wyrażała nakaz.
– Wychodzimy – warknęła do doktora.
– Sachs, nie masz pojęcia, jakie to dla mnie ważne.
– Nie pozwolę ci popełnić samobójstwa.
– Nie pozwolę? – mruknął Rhyme. – Nie pozwolę? A czy ja potrzebuję twojej zgody?
– Pani… Funkcjonariuszko Sachs, to jest jego decyzja – oderwał się Berger. – Podjął ją naprawdę po długim namyśle. Lincoln jest bardziej poinformowany niż większość moich pacjentów…
– Pacjentów? Chciał pan powiedzieć: ofiar.
– Sachs! – syknął Rhyme. Usiłował mówić spokojnie. – Zajęło mi cały rok poszukiwanie kogoś, kto zgodziłby się mi pomóc.
– Może dlatego, że twoja decyzja jest zła. Nie pomyślałeś o tym? Dlaczego teraz, Rhyme? W trakcie śledztwa?
– W wyniku kolejnego ataku mogę stracić możliwość kontaktowania się z otoczeniem. Przez czterdzieści lat zachowam świadomość i nie dam rady wykonać żadnego ruchu. Nie znajdzie się nikt, kto wyciągnie wtyczkę. Teraz przynajmniej mogę poinformować o swojej decyzji.
– Ale dlaczego? – spytała.
– A dlaczego nie? – odparł pytaniem. – Powiedz mi. Dlaczego nie?
– No… – Argumenty przeciw samobójstwu były dla niej tak oczywiste, że miała kłopoty z ich wyartykułowaniem. – Ponieważ…
– Ponieważ co, Sachs?
– Podam ci jeden powód. To jest tchórzostwo.
Rhyme roześmiał się.
– Chcesz o tym rozmawiać, Sachs? Chcesz? „Tchórzostwo” – powiedziałaś. To nas prowadzi do sir Thomasa Browne’a: „Kiedy życie jest bardziej okrutne od śmierci, wtedy wykazujemy prawdziwe męstwo”. Odwaga stawiania czoła nieprzezwyciężonym przeciwnościom losu… Klasyczny argument przeciw samobójstwom. Jeżeli jest prawdziwy, to dlaczego usypiają pacjentów przed operacją? Dlaczego sprzedają aspirynę? Dlaczego zestawiają złamane kości? Dlaczego prozac jest najczęściej przepisywanym lekarstwem w Ameryce? Ubolewam, ale nie widzę żadnej wartości w bólu.
– Ale przecież ciebie nie boli.
– Jak definiujesz ból, Sachs? Może brak czucia też jest bólem.
– Mógłbyś jeszcze wiele zrobić w życiu. Pomyśl o swojej ogromnej wiedzy z kryminalistyki, historii.
– Argument o użyteczności społecznej. Bardzo popularny.
Spojrzał na Bergera, ale ten się nie odezwał. Zainteresował się kością leżącą na stole: kręgiem szyjnym. Uniósł go, ściskając w rękach zakutych w kajdanki. Był kiedyś ortopedą, przypomniał sobie Rhyme.
– Kto powiedział, że powinniśmy służyć społeczeństwu? Poza tym mogę przyczynić się do szerzenia zła. Mogę wyrządzić wiele krzywdy. Sobie lub komuś innemu.
Читать дальше