Michał rozejrzał się za jakimś krzesłem. Ale wszystkie stały pod ścianami. Komendant specjalnie tak to urządził. Wroński, niewiele myśląc, skierował się ku najbliższemu.
– Nie pozwoliłem usiąść – rzucił ostro stary.
– Mam to w dupie – mruknął komisarz. – Chory jestem, nie widać?
– Widać czy nie, jeszcze cię nie wylałem z pracy, żebyś bezkarnie występował przeciwko regulaminowi.
– A ja myślę, że już mnie wylałeś.
Komendant na chwilę zaniemówił.
– Nie wiedzia… – wykrztusił – nie wiedziałem, że jesteśmy na ty. Od kiedy?
– Od teraz. Przecież zostałem wezwany tylko po to, żebyś mi osobiście mógł wręczyć informację o dyscyplinarnym zwolnieniu.
– Ktoś ci powiedział?
– Po wizycie prawdziwego wydziału wewnętrznego nie mam złudzeń.
– Zgadza się – stary odzyskał rezon. Zaczął zaginać palce – Ukrycie dowodu to raz, skorumpowanie pracownika laboratorium w Warszawie to dwa. Tak, tak, pogrzebali w twoim komputerze i odtworzyli, co trzeba. Nie sformatowałeś dysku, więc specjalista bez trudu odtworzył wyrzucone dokumenty. Niesubordynacja i samowolne działanie, to trzy. Brak współpracy z przełożonymi, to cztery. Podejrzana obecność przy zabójstwie Walberga i znów zatajenie dowodów, to pięć. Gdyby nie jakieś naciski z samej góry, siedziałbyś teraz w areszcie. Wyliczać dalej?
– Nie trzeba. Daj ten papier i pozwól mi nie oglądać więcej twojego szlachetnego oblicza.
– W policji pracy już nie znajdziesz – sapnął z satysfakcją komendant.
– Nie zamierzam szukać.
– W tym mieś… mieście też nikt cię nie zatrudni.
– Jestem naprawdę zrozpaczony. Do widzenia. – Drzwi zamknął ostrożnie, cichutko, żeby przypadkiem nie stuknęły. Niech szef nie myśli, że go to wszystko cokolwiek obeszło.
Komendant długo jeszcze patrzył na puste krzesło. Potem trzasnął w klawisz interkomu.
– Pani Renato, nie ma mnie dla nikogo! Nikogo, ale to zupełnie!
Następnie wydobył z szafy butelkę i duży kryształowy kieliszek.
* * *
– Synu! – ojciec otworzył ramiona. – Rany boskie, gdzie byłeś tyle czasu? Komendant coś bredził o delegacji, a Magda w ogóle nie chciała z nami gadać. Między wami koniec, czy co?
Wroński przymknął oczy. Ją też na pewno zobowiązano do milczenia.
– Nie wiem, tato. Ale myślę, że tak. Wyprowadziła się ostatecznie.
– Jak ty wyglądasz? – matka stanęła w progu, załamała ręce. – Chodź, siadaj. Zjesz coś? Na pewno zjesz.
Zanim zdążył odpowiedzieć, popędziła do kuchni. Po chwili przed Michałem stał talerz z parującym bigosem, szklanka herbaty, a ojciec nalewał piwa w szklanki.
– Mamo – uśmiechnął się. – Przeszedłem poważną operację.
– Co się stało?
– Oficjalnie miałem raka. Ale naprawdę byłem ranny. W tajnej akcji. Tylko tyle mogę powiedzieć, a wy musicie tę informację zostawić dla siebie. To dlatego nie dawałem znaku życia. A mój szef wielkie gówno o tym wiedział. Jakkolwiek by było i na cokolwiek bym miał ochotę, mogę najwyżej wypić herbatę. Gorzką. A z jedzenia jeszcze przez miesiąc chleb, serek i rosół z manną.
– Zaraz zrobię!
Matka znów zniknęła w kuchni. Ojciec patrzył z troską.
– Co ci się właściwie stało?
Michał westchnął. Jakżeby chciał powiedzieć mu wszystko, a nie może podać nawet paru szczegółów.
– Może kiedyś, tato, będę mógł coś powiedzieć. A może nigdy.
– Rozumiem. Ale nie wpakowałeś się w kłopoty, w jakąś sytuację bez wyjścia?
Uśmiechnął się, położył rękę na ramieniu ojca.
– Nie ma sytuacji bez wyjścia. Tego przynajmniej nauczyłem się ostatnio.
– Zmieniłeś się synu.
Tak, pomyślał Michał, zmieniłem się. Każdy by się zmienił po podobnych przeżyciach. Ciekawe jak taki Baliński. to jest Bzowski radzi sobie po akcjach. Przecież traci partnerów, kolegów, przyjaciół.
* * *
Wrócił do pustego domu dobrze pod wieczór. Po długim spacerze przestrzelona noga zaczęła pobolewać, raniony bok też dawał się odczuć.
Tyle tylko, że domowy rosół jakby nieco ukoił połatane wnętrzności. W głowie krążyły niewesołe myśli. Dołączy dzisiaj do grona pozbawionych pracy. Ale zwyczajny bezrobotny ma zazwyczaj jakieś perspektywy. A jemu w tym mieście nie grozi widmo zatrudnienia. Trzeba się będzie chyba stąd wynieść.
I zaraz przyszło przypomnienie następnego problemu. Co z Magdą? A właściwie co z małym? Przecież to nie może się jednak tak po prostu skończyć. Wyrzucił ją za drzwi w szpitalu, ale to przecież nie jest sposób, nie są na świecie tylko we dwoje.
Trzeba jednak sobie wszystko wyjaśnić. Będzie trudno, bo żona cały czas siedzi u kochanka, ale trzeba. Wiedział, że w pracy wzięła bezpłatny urlop. Pewnie już nie zechce do niej wrócić. Skwapliwie skorzystała z jego ostatnich słów. Odeszła, a związek zakończy się rozwodem.
Został sam. Ale już przywykł.
W szpitalu leżał w osobnej sali, na ogólną przeniesiono go pod koniec pobytu. Mała to jednak była pociecha. Leżał z jakimiś dwoma braćmi, strasznymi milczkami. Przez dwa tygodnie zamienili dosłownie kilka zdań. Potem doszedł bardziej rozmowny pacjent, ale ten z kolei chciał wiedzieć za dużo. Wroński nabrał nawet podejrzeń, że go z nim umieścili, by sprawdzić, czy potrafi trzymać język za zębami.
Baliński-Bzowski, jeżeli to drugie też nie było kamuflażem, pojawił się jeszcze tylko raz, a przez ostatni miesiąc w ogóle nie odwiedził rannego. Widocznie dostał nowe zadanie albo po prostu zapomniał. Michał wrócił potem do pustego domu. Smutek zdominował wszystkie uczucia.
Jakże mocno brakowało dziecięcego głosu, irytującej często aktywności synka. Magda musi pozwolić mu się z nim widywać! Musi się zgodzić, żeby go zabierał do siebie!
Następna myśl. Ciekawe, co u Doroty. Musi się do niej odezwać, zapytać o zdrowie. Na pewno dawno wyszła ze szpitala.
Poszedł do kuchni. Trzeba przyjąć przepisaną porcję leków. Podobno w ciągu trzech miesięcy powinien wrócić do jakiej takiej formy, jeśli będzie przestrzegał zaleceń lekarza. Wlał w szklankę niegazowanej wody, powlókł się do pokoju. Ciekawe, co w telewizji.
Sięgnął do włącznika światła i zamarł, zanim zdążył wdusić klawisz. Na kanapie ktoś siedział!
W mdłym świetle ulicznej lampy bez trudu można było dostrzec nieruchomą postać. Gdyby był w lepszej formie, po prostu skoczyłby za drzwi, pognał po jakiś nóż do kuchni.
Ale tak jak teraz, mógł jedynie czekać. A myślał naiwnie, że to już koniec! Skąd jest ten człowiek? Którą stronę reprezentuje? Co za różnica. W sumie są przecież tylko dwie – on, komisarz Wroński i wszyscy inni.
– Czego chcesz? – spytał.
Zastanawiał się przez chwilę, czy cisnąć szklanką w intruza.
– Niczego – odpowiedział znajomy głos.
Wroński pstryknął wreszcie włącznikiem.
– To ty?
Baliński. znaczy Bzowski?
– To ja – gość roześmiał się głośno. – Zdziwiony? Pewnie myślałeś, że mam cię głęboko w poważaniu, co? Nic z tego, kochany. Ode mnie się tak łatwo nie uwolnisz.
– Tak właśnie myślałem. Murzyn zrobił swoje, murzyn może odejść. Nie odwiedzałeś mnie bardzo długo, panie kapitanie.
– Majorze – uśmiechnął się Bzowski. – Awansowałem dzięki tej sprawie.
– Gratuluję. A podobno powinieneś mieć kłopoty. Myślałem, że może to przez nie o mnie zapomniałeś.
– Miałem kilka spraw do załatwienia. Na przykład przekonać wydział kontroli wewnętrznej z komendy wojewódzkiej, żeby nie wszczynał idiotycznego dochodzenia przeciwko tobie.
Читать дальше