Porucznik Harris czyścił sobie paznokcie zębami.
– Oni twierdzą, że zjedli chili w L.A. Buzz, poszli na długi spacer plażą, a potem chłopak odwiózł ją do domu.
– Ale dlaczego wrócił na plażę? Przecież mieszka po drugiej stronie miasta.
– Kto wie? Jego samochód był zaparkowany pół mili dalej.
– Czy Martin mówił ci, że wraca na plażę? – zapytał Jim Catherine.
Catherine pokręciła głową.
– Pocałował mnie na dobranoc i odjechał. Nadal widzę jego twarz, słyszę jego śmiech… – odparła i rozpłakała się.
– Może wrócimy już do domu, Catherine? – odezwał się jej ojciec. – Nic tu po tobie.
– Nie chcę zostawiać Martina. Nie mogę.
– Catherine, wiem, że wydarzyło się coś strasznego – powiedział Henry Czarny Orzeł. – Ale Martin odszedł i żadna siła nie jest w stanie przywrócić go z powrotem. Poza tym nigdy nie mógłby być z tobą, wiesz przecież o tym.
– Dlaczego pan tak uważa? – zapytał Jim.
– Ponieważ, panie Rook, Catherine została już obiecana innemu mężczyźnie. Stało się to, gdy miała dwanaście lat. Gdy nadejdzie pora, będzie musiała wywiązać się z tej obietnicy.
– Sądziłem, że jedynie Hindusi praktykują zawieranie małżeństw przez pośrednika – mruknął Jim.
Henry Czarny Orzeł wziął Catherine za ramię i powiedział:
– Chodź już, Catherine. Bracia na ciebie czekają.
– Proszę cię, tato… nie chcę iść. Chcę jeszcze trochę tu zostać.
– Niech pan pozwoli jej zostać, Henry – wtrącił się Jim. – Porozmawiam z nią, a potem zawiozę ją do domu. Bądź pan równym facetem.
Henry Czarny Orzeł zacisnął gniewnie usta, jednak po chwili rozluźnił się.
– Dobrze. Ale proszę ją przywieźć do domu nie później niż w południe – oświadczył, spoglądając na swojego złotego rolexa oyster.
– Będę na czas, howgh - obiecał Jim i zaczerwienił się uświadomiwszy sobie, co powiedział. Jednak Henry Czarny Orzeł nie zareagował, skinął szybko głową w stronę porucznika Harrisa i wyszedł.
Porucznik zwrócił się do Catherine:
– Poważny człowiek z twojego ojca. A w telewizji zawsze sypie dowcipami.
– W telewizji mówi to, co ma w scenariuszu – odparła Catherine znużonym głosem.
Do poczekalni wszedł umundurowany policjant z informacją dla porucznika Harrisa, że lekarz chce zamienić z nim parę słów, więc Jim i Catherine zostali sami.
– Chcesz porozmawiać o wczorajszej nocy? – zapytał Jim.
– Wszystko już powiedziałam. Wyszliśmy ze stypy i pojechaliśmy do Venice na chili. Potem trochę pochodziliśmy po plaży. Sama zawsze bałam się tam chodzić, ale z Martinem czułam się bezpieczna. Zawsze czułam się z nim bezpieczna.
– Twoja rodzina nie miała o nim najlepszego mniemania.
– Wcale nie chodziło o Martina. Oni nie lubili żadnego chłopaka, z którym się spotykałam. Gdyby mogli postawić na swoim, wróciłabym do Arizony i przez cały dzień przesiadywałabym przed hoganem, tkając koce.
– A ten facet, za którego masz wyjść… co to za jeden?
– Widziałam go tylko raz – Catherine pokręciła głową. – Mieszka niedaleko Fort Defiance. W moje dwunaste urodziny tato zabrał mnie na spotkanie z nim i powiedział: „Tego mężczyznę poślubisz”. Możesz w to uwierzyć? W przyczepie było ciemno i widziałam jedynie sylwetkę szczupłego młodego mężczyzny, nagiego do pasa. Tyle tylko pamiętam. Aha, i jeszcze to, że ojciec naciął nam nadgarstki, ścisnął je i powiedział, że nasza krew połączyła się teraz na wieki. Chyba się wtedy rozpłakałam. Ojciec nigdy więcej mnie do niego nie zabrał i wkrótce o nim zapomniałam. Nigdy nie sądziłam, że naprawdę będę musiała za niego wyjść. Ale kiedy tu przyjechaliśmy i zaczęłam chodzić z Rayem, a potem z Martinem.
– Nie znasz nawet jego nazwiska?
– Nie Nigdy mnie to nie interesowało. Chcę wyjść za kogoś, w kim się zakocham. Chcę poślubić kogoś stąd, z L.A. i chcę się trochę zabawić. Nie zamierzam spędzić reszty życia na parkingu przyczep kempingowych w Arizonie.
– Jesteś już wystarczająco dorosła, by robić to, na co masz ochotę – oświadczył Jim.
– Proszę spróbować powiedzieć to mojemu tacie. Albo Paulowi czy Szarej Chmurze.
– Dasz sobie z tym radę, jestem tego pewien. A jeśli sprawy się nie ułożą, przyjdź do mnie porozmawiać. Nie powinnaś przejmować się teraz problemami rodzinnymi. Musisz przede wszystkim zaakceptować nieodwołalność śmierci Martina. Wiem, że to straszny szok i minie wiele dni, zanim będziesz gotowa, by pogodzić się z jego odejściem. Miną tygodnie, zanim przestaniesz płakać. I miesiące, zanim będziesz mogła przeżyć cały dzień nie wspominając go choćby raz.
Ramiona Catherine zaczęły drgać konwulsyjnie, łzy znowu napłynęły jej do oczu.
– On nie żyje – wyszlochała. – Nie żyje, nie żyje, nie żyje.
Jim przytulił dziewczynę i poczuł korzenny zapach jej perfum. Nie przypadły mu szczególnie do gustu, ale takich używały teraz młode dziewczyny. Później ten zapach za każdym razem przypominał mu pustą poczekalnię, beżowe kanapy i wyblakły plakat na ścianie.
– Pamiętasz, jak parę tygodni temu opowiadałem o Ednie St Vincent Millay? – zapytał – Napisała wiersz, który posłałem mojej siostrze, gdy jej mąż zmarł na atak serca. Kończy się tak:
Tak oto w zimie stoi samotne drzewo
Nie wie, jakie ptaki od niego odeszły
Lecz wie, że gałęzie ma cichsze niż niegdyś
I rzec nie może, jakie miłości przeszły,
Wiem tylko, że lato grało w mojej duszy
Przez krótką chwilę, muzyką ucichła
Catherine uniosła głowę i spojrzała na niego. Na jej rzęsach błyszczały łzy.
– Jakie to smutne – powiedziała cicho.
– Tak, ale kiedy to czytasz, wiesz, że nie jesteś sama, że inni ludzie też odczuwają smutek i rozumieją ból, jaki teraz odczuwasz.
Catherine wytarła oczy zgniecioną w kulę chusteczką.
– Nie pozwalają mi go zobaczyć. Mógłby pan ich zapytać, czy pozwoliliby mi spojrzeć na niego?
– Zapytam porucznika Harrisa, ale niczego nie mogę ci obiecać.
Wstał i właśnie miał wyjść z poczekalni, kiedy drzwi się otwarły i do środka wkroczyli bracia Catherine. Obaj mieli na sobie czarne koszulki i czarne dżinsy. Koszulkę Szarej Chmury zdobiły litery DNA – nie symbolizowały jednak kwasu dezoksyrybonukleinowego, lecz organizację Dinebeiina Nahiilna Be Agaditahc, zajmującą się zapewnianiem pomocy prawnej Indianom.
– Czego chcecie? – zapytał Jim. – Nie sądzicie, że narobiliście już dosyć złego?
– Przyjechaliśmy zabrać naszą siostrę do domu – oświadczył Szara Chmura, zdejmując okulary.
– Cóż, chyba będziecie musieli poczekać – odparł Jim. – Jeszcze nie skończyliśmy, a wasz ojciec pozwolił Catherine wrócić o dwunastej.
– Masz jakieś problemy ze słuchem? – warknął Szara Chmura. – Powiedziałem, że chcemy zabrać siostrę do domu.
Jim podszedł do niego.
– Posłuchaj mnie, gówniarzu… Twoja siostra przeżyła ciężki szok i potrzebuje pociechy. Nie dopuszczę do tego, by jej bracia jeszcze bardziej ją denerwowali. Jeżeli chcecie, możecie zaczekać i odwieźć ją, kiedy będzie gotowa. A jeśli nie, to wynocha.
– Nie wolno ci tak do nas mówić – włączył się Paul, szturchając Jima palcem w pierś. – To nasz kraj, chłopie, nie twój.
– Czyżbyś zapomniał, co powiedziałeś Martinowi po wczorajszym meczu przy pięciu czy sześciu świadkach? Jestem pewien, że porucznik Harris byłby tym bardzo zainteresowany.
Читать дальше