Barney był oszołomiony.
– I co, wypuścili go? Mam na myśli Chatswortha?
– Oczywiście. Uniewinnili całkowicie i bez wahania. Między nami mówiąc, pułkownik, który był tamtej nocy oficerem dyżurnym w kasynie, nienawidził Chatswortha z całej duszy. Myślę, że wierzył, że to Chatsworth razem ze swoją żoną dokonał kradzieży. Ale najważniejszą rzeczą w tym wszystkim jest to, że decyzja starego Clougha-Parke-ra stworzyła interesujący precedens… i to, że czarnuchy nie mogą świadczyć przed sądem, ponieważ nie są ludźmi, jest wykorzystywane do dzisiaj, chociaż nie tak często jak kiedyś. Sprawa jest znana jako Precedens Konia Do Gry W Polo.
Agnes przyciskała teraz swoje mocne udo do jego kolana, a kiedy na nią spojrzał, obdarowała go pożądliwym uśmiechem. Barney podniecił się, a zarazem zmieszał. Agnes podobała mu się bardzo: była ładna i wzbudzała w nim emocje, które można by porównać do uczuć doznanych po erotycznym śnie. Ale jego doświadczenia z dziewczętami sprowadzały się do dziecinnej przyjaźni z Leach i męczących zapasów z Louise Loubser. Często ukradkiem przyglądał się obnażonym piersiom czarnych dziewczyn z okolic Oranjerivier i myślał nawet o tym, żeby jedną z nich zaprosić do swojego pokoju na farmie. Ale nigdy nie starczało mu odwagi, bał się chorób albo wyobrażał sobie, że mógłby skończyć podobnie jak Monsaraz, który brał wszystko, co nie uciekało na drzewo.
Faith musiała wyczuć, co się działo pod stołem, bo nagle zasyczała – Agnes! – jak gdyby chciała zganić siostrę i przypomnieć jej, kto zaproponował Barneyowi wycieczkę do kościoła.
Barney jednak przestał zwracać uwagę na kokieteryjne zachowanie dziewczyn i zaczął zastanawiać się nad zupełnie inną sprawą – nad możliwością uniewinnienia Joela od ciążącego na nim zarzutu. Gdyby pan Knight zgodził się wystąpić w imieniu Joela i gdyby Stafford Parker zgodził się posłużyć Precedensem Konia Do Gry W Polo, to Joel mógłby zostać oczyszczony z zarzutów.
– Coś panu powiem, panie Barney – powiedział pan Knight. – Jeżeli naprawdę jest pan zainteresowany członkostwem w klubie Kimberley, to mógłbym pana zarekomendować. To bardzo by panu pomogło.
– Bilard – powiedziała pani Knight żałośnie, bez żadnego powodu. Barney spojrzał na nią zaniepokojony, ale pan Knight potrząsnął głową, żeby nie zwracał na nią uwagi.
– Chcemy przyjąć jeszcze kilku dżentelmenów – powiedział pan Knight. – To dotyczy również amerykańskich dżentelmenów. Nie jesteśmy ogarnięci ksenofobią. – Nagle roześmiał się głośno, zadowolony ze swojego poczucia humoru i tolerancji.
Barney sięgnął ręką pod stół i złapał Agnes za kolano, żeby ją uspokoić. Zrobiło mu się gorąco, zaczerwienił się i poczuł, że dostał erekcji.
– Przypuszczam, że nie dopuszczacie do siebie… mieszańców? – zapytał.
– Mieszańców! Mój drogi przyjacielu! Nie przyjmujemy nawet absolwentów Winchester College! Nie, drogi kolego, nie uświadczysz między nami żadnych mieszańców. Żadnych Arabów, Chińczyków, Malajów, ani nawet pieprzonych Francuzów!
– A Żydów? – zapytał Barney.
Pan Knight, który właśnie przełykał gulasz, spojrzał na Barneya, jak gdyby nagle zaczął go posądzać, że postradał zmysły.
– W dniu, w którym przyjmiemy Żyda do klubu Kimberley, wypiję pięć butelek brandy, jedna po drugiej, i pójdę poszukać miejsca, żeby się położyć i zasnąć snem wiekuistym. Żydzi! Pazerni na pieniądze Żydzi! Dlaczego pan o to pyta?
– Właściwie… – zaczął Barney suchym głosem. – Nie wszyscy Żydzi są tak zachłanni, jak się o nich mówi. A jeden z moich najlepszych przyjaciół jest Żydem. – Słowa nie przychodziły mu łatwo, ale wiedział, że musi je wypowiedzieć. – Żydzi mogą być bardzo… no cóż, wrażliwi.
– Och, proszę mnie źle nie zrozumieć – przerwał mu Knight. Pożuł przez chwilę w ustach kawałek mięsa, skrzywił się z obrzydzeniem, po czym wyjął go, wielki i twardy, ze śladami zębów, i położył na brzegu talerza. – Żydzi są ludźmi, nie mam co do tego żadnych wątpliwości; nie tak jak czarnuchy. Mają swoją religię, nieważne jak perwersyjne mogą być jej zasady, i mają swoje życie rodzinne. I nawet słyszałem, od ludzi takich jak pan, że niektórzy Żydzi potrafią być mili i uprzejmi. Nie, nie, proszę mnie źle nie ocenić.
Barney poczuł że dłużej nie wytrzyma, wstanie od stołu i opuści bungalow Knighta. Czuł, że gotuje mu się mózg. Ale Agnes przyciskała jego dłoń do swojego uda i to go uspokajało, dostarczając erotycznych doznań, a przy tym trzeźwiąco na niego wpłynęło myślenie o Joelu, który w dalszym ciągu był narażony na niebezpieczeństwo ze strony Stafforda Parkera i jego siepaczy. Pan Knight, chociaż bigot pierwszej wody, mógł ocalić jego życie.
Musiał przyznać przed sobą samym, że pomysł zostania członkiem klubu Kimberley był w pewnym sensie atrakcyjny. Ugruntowałoby to jego pozycję, jako rzetelnego biznesmena i otworzyło kredyt zaufania w społeczeństwie, tak że mógłby zacząć wspinać się na szczyt drabiny.
Ale gdzie była ta drabina? W tym rozgardiaszu trudno było dociec. W każdym razie wszystko było lepsze niż prowadzenie farmy dla Monsaraza; i wszystko było lepsze niż żyć tak jak Knight, na cienkiej zupce i niemożliwych do realizowania marzeniach.
– Czy zgodziłby się pan pomóc mojemu żydowskiemu przyjacielowi wydostać się z nader trudnej i kłopotliwej sytuacji? – zapytał Barney.
Pan Knight spojrzał na niego z uwagą i przełknął łyk wina.
– Trudnej sytuacji, powiada pan.
– Został oskarżony o kradzież, niesłusznie.
– Aaa! Podobnie jak nasz przyjaciel Chatsworth.
– Tak – powiedział Barney. – I na tym nie koniec podobieństw w obydwu sprawach. O ile jestem zorientowany, jedynym świadkiem był Murzyn.
– Oskarżono go o kradzież? – zapytał pan Knight. – Mam nadzieję, że nie diamentów?
Barney pokiwał głową.
– Mówi się, że robotnicy pracujący dla British Diamond Mining Company zostali przez niego przekupieni i przynosili mu najlepsze diamenty. Sprzedawał je później na czarnym rynku.
– Mówi pan o panu Havemannie, prawda? – wtrąciła Faith zaskoczona. – Myślałam, że już go skazali i rozciągnęli.
Barneyowi zrobiło się gorąco.
– Znała go pani? – zapytał.
– Wszyscy go znali – powiedziała Faith. – Zresztą wszyscy znają tutaj wszystkich. Bardzo smutny mężczyzna, ale całkiem przystojny.
– Wystarczy, Faith – przerwał jej ojciec. Odłożył nóż i zapytał Barneya: – Czy Havemann żyje?
– Żyje – odparł Barney. – Nie czuje się najlepiej, ale żyje.
– Stafford Parker będzie go ścigał jak wściekłego psa, to mogę panu obiecać. W końcu go dopadnie i zastrzeli.
– Stafford Parker nie jest prawem – Powiedział Barney.
– To prawda, formalnie nie jest – zgodził się pan Knight. – Ale posiada wystarczającą władzę i wpływy, żeby kontrolować diamentowe pola. I musi pan przyznać, że nie jest niemile widziany. Oczywiście, jeżeli bliżej się temu przyjrzeć, jest w tym trochę bezprawia.
– Mimo wszystko, powinien rozpatrzyć apelację pana Havemanna.
Pan Rnight zrobił niemądrą minę.
– Może, jeżeli będzie miał humor.
– Czy zgodzi się pan reprezentować pana Havemanna? Zapadło milczenie. Pan Knight z determinacją bawił się widelcem, dziobiąc nim kawałki mięsa leżące na talerzu.
– W samym Kimberley i okolicy prawie codziennie popełnianych jest mnóstwo przestępstw, które tolerowane są przez poszukiwaczy diamentów, ponieważ nie dotyczą fundamentalnych spraw, dla których oni tutaj są. A oni są tutaj wyłącznie dla diamentów, panie Barney, i wielu z nich sporo przecierpiało, zrezygnowało z wielu rzeczy, przebyło daleką drogę i wszystko to zrobili dla diamentów. Obrażają się wzajemnie i bluźnią, kwitnie prostytucja, pijaństwo i hazard. Są przypadki sodomii i kazirodztwa. Ale tego typu sprawy traktowane są tutaj jak wykroczenia – dziwactwa, jeżeli tak pan woli, ponieważ są oni mężczyznami o twardych charakterach i wszystko to, co wymieniłem, jest wybaczal-ne. Jednakże kradzieży diamentów nie wybacza się nigdy. Ukraść diamenty, to tak jakby ukraść człowiekowi życie.
Читать дальше