– Prawdę mówiąc, byłoby to niedorzeczne, gdyby nie jeden fakt.
– A jakiż to?
– Andrea Parisi.
Piersall opuścił swe lodowato błękitne oczy.
– Co z Andreą?
– Z tego co rozumiem, była ona waszym reprezentantem wobec sędziego.
– Jednym z wielu, jeśli o to chodzi, i rzadziej odkąd zaczęła zajmować się sprawą Donolana w TV. Połowa naszych pracowników poświęca regularnie połowę czasu sprawom związku. Ale, owszem, miała dobry kontakt z sędzią Palmerem. On szanował ją, a ona jego – pochylając głowę na bok, mówił dalej. – Ale obawiam się, że nadal nie rozumiem tego toku rozumowania.
– Staci Rosalier, druga ofiara, miała w portfelu wizytówkę Parisi – młody inspektor zdawał się niezdolny do rozmowy bez ujawniania każdego skrawka informacji, jakie odkryli w czasie dochodzenia. – Jest zatem jedyną osobą, która łączy obie ofiary. A połączeniem z Palmerem jest CCPOA.
– No to klops – oznajmił Piersall.
– Tak – zgodził się Shiu. – Ale teraz, gdy najwyraźniej zniknęła, nie ma…
Cierpliwość Juhle’a była na wyczerpaniu. Postawił obie stopy na podłodze i podniósł dłoń w stronę partnera z nadzieją na powstrzymanie potoku jego wyznań.
Piersall zareagował, jakby ktoś go uderzył.
– Jak to najwyraźniej zniknęła? Ona… przepraszam na chwilę – podniósł słuchawkę. – Carla? Gary Piersall. Chciałbym mówić z Andreą. Rozumiem, jak długo? W porządku, dziękuję. Niech zadzwoni do mnie, gdy tylko się pojawi, dobrze? Dzięki – odłożył słuchawkę, jego dotąd pewna siebie twarz, nagle zwiotczała.
Juhle wstał, nim Shiu wyrządzi jeszcze więcej szkód. Zdołał jeszcze położyć swoją wizytówkę na biurku Piersalla.
– Naprawdę nie chcemy zabierać panu czasu. Gdy się do pana odezwie, będziemy wdzięczni, jeśliby do nas zadzwoniła. Najszybciej jak się da.
Jakiś czas później i trzy piętra niżej, Juhle i Shiu usiedli z Carla Shapiro w salonie pracowniczym, który był większy niż cały wydział zabójstw – sześć stołów otoczonych czterema krzesłami każdy, automaty z kawą, herbatą, napojami, słodyczami, przekąskami. Chuda sekretarka Andrei nosiła okulary, miała kręcone włosy, była poważna i, jak im powiedziała, śmiertelnie bała się o swą szefową. Śmiertelnie.
– Zadzwoniła około kwadrans przed trzecią – mówiła bardzo zdenerwowana, podczas gdy zajmowali miejsca przy jednym ze stołów. – Powiedziała, że czuje się już lepiej, więc przyjedzie i podgoni trochę z pracą, ale najpierw musiała pojechać do klienta do domu, ale zostanie pewnie, jak ja już pójdę do domu, bez wątpienia do późna. Miałam nie czekać – zostawiłaby mi papiery na rano na biurku.
– Ale tego nie zrobiła? – spytał Shiu.
– Nie. Wcale nie przyjechała. A przynajmniej nie wpisała się na dole. Po godzinach musimy wpisywać się na listę – po czym dodała, zupełnie jakby dopiero teraz zdała sobie z tego sprawę. – Większość dnia wczoraj też opuściła. A ona nigdy nie opuszcza dnia pracy. I mam na myśli dosłownie nigdy.
– No więc, co wczoraj robiła? – spytał Juhle. – Że nie było jej tu.
– Powiedzieli, że zatrucie pokarmowe.
– Kto taki?
– Jej lekarz, jak sądzę. Zadzwonił, ale rozmawiał z recepcją, a nie ze mną.
– Ale około kwadrans przed trzecią miała się lepiej? – spytał Shiu.
– Tak myślę.
– Rozmawiała z nią pani osobiście – pytał dalej – i jechała do klienta do domu? Często to robiła? Spotykała się z klientami w ich domach?
– Tak sądzę. Czasami. To zależy.
– Mówi pani coś nazwisko Staci Rosalier? – wtrącił się nagle Juhle. – Była jedną z klientek Andrei?
– Nie – Carla kręciła głową. – Nazwisko nie jest znajome. Przykro mi.
– Nic nie szkodzi, proszę pani – powiedział Shiu. – Czy Andrea powiedziała do kogo jedzie?
– Tak. Carol Manion. Zna pan Manionów? Ale nigdy tam nie dotarła.
– Skąd pani wie? – spytał Shiu. – Dzwoniła pani do niej? Carla była tak zdenerwowana, że pytanie przestraszyło ją.
– Do kogo?
– Pani Manion.
W ciemnych oczach Carli pojawiło się prześladujące ją poczucie winy.
– No, nie. To znaczy wczoraj, zanim wyszłam, nie było powodu, a potem… ona tu zadzwoniła. To znaczy do biura. Późnym wieczorem, wczoraj. Kiedy przyszłam dziś rano, na linii Andrei była wiadomość.
– Od pani Manion? Skinęła i opuściła głowę.
– Pytała, czy Andrea zapomniała albo zapisała złą datę spotkania. Co, oczywiście, nigdy by się jej nie przytrafiło.
– Nie – Juhle rysował palcem wskazującym okręgi na stole. – Więc nigdy nie dojechała do Manionów? Jeśli to tam się wybierała.
– Myślę, że tak. Tak mi powiedziała. I że potem tu wraca.
– I wtedy – spytał Juhle – rozmawiała z nią pani po raz ostatni? Sięgnęła pod szkło okularów, by wytrzeć łzę.
– Z tego, co wiem – powiedziała – to ostatni raz, gdy ktokolwiek z nią rozmawiał.
Miejsce pracy Wesa Farrella nie przypominało za bardzo innych kancelarii prawnych, jakie Hunt odwiedzał w całym mieście. Zajmowała niemal całe trzecie piętro okazale odrestaurowanego budynku w sercu przedmieścia. Przypadkowy gość, który wjechał windą z podziemnego parkingu – unikając w ten sposób oficjalnej recepcji i tętniących życiem biur na niższych piętrach – mógł dojść do wniosku, iż trafił do prywatnej rezydencji ekscentrycznej i wyjątkowo niechlujnej osoby.
Biurko Farrella, którego zazwyczaj nie używał, stało pod jednym z okien w rogu, przez co reszta przestrzeni przypominała salon z tapicerowaną kanapą i dopasowanymi fotelami, kilkoma lampami na podłodze i stolikiem od Armii Zbawienia. Ścianę przy drzwiach zdobił kosz firmy Nerf. Gdzie popadnie poprzypinane było kilka starych i nieoprawionych druków reklamowych z czasów Fillmore’a oraz plakat bosko uśmiechniętej Cheryl Tiegs, wychodzącej z wody w prześwitującym kostiumie. Lada i szafki pod ścianą po lewej stronie mogły stanowić studencką kuchnię, ze zlewem, ekspresem do kawy i poustawianymi na zewnątrz kubkami oraz walającymi się wszędzie dookoła pękatymi segregatorami, notesami i książkami.
Nikt jednak w tej chwili nie delektował się urokami tego miejsca. Farrell, siedzący niedbale na kanapie, z nogami na stoliku, podsumował za wszystkich obecnych:
– Mam złe przeczucia.
Wu osunęła się na jeden z foteli, złożywszy dłonie na udach. Hunt, który po zakończeniu zeznań został wreszcie wypuszczony od McClellanda kilka przecznic dalej, stał przy telewizorze, oparty o niski kredens pod oknem wychodzącym na ulicę. Sięgnął i wyłączył odbiornik. Skończyli właśnie oglądać podsumowanie kolejnego dnia procesu Donolana w TV Proces z udziałem Richarda Tombo, ani słowa o Andrei Parisi.
– Amy i ja wiemy trochę więcej od ciebie w tej sprawie, Wes – powiedział. – Zwrócił się do Amy. – Rozmawiałaś ze Spencerem?
– Czterdzieści pięć minut temu – odparła. – Nie dzwoniła. Spencer myśli, że to coś poważnego.
– I ma rację – powiedział Hunt. – No więc, o ile nam wiadomo, nikt nie rozmawiał z nią od czasu, gdy pojechała do Manionów?
– A wiemy chociaż, że pojechała? – spytał Farrell. Hunt skinął.
– Wzięła samochód. To wiemy. Był w garażu, gdy ją zawiozłem do domu, a poprzedniego wieczora go nie było.
– No więc, gdzie jest? – spytała Wu.
– No lo se - Hunt odetchnął z frustracją. – I najwyraźniej nie dojechała na spotkanie. Manion dzwoniła do jej gabinetu spytać, czemu się nie zjawiła – czy zapomniała o spotkaniu.
Читать дальше